"Zdrowie tak jak pieniądze zdobywa się w pocie czoła. Aktywność fizyczna i przemyślany sposób odżywiania mogą być przyczyną dobrego stanu zdrowia" *Nie dlatego przestajesz się bawić, bo się starzejesz. Starzejesz się, bo przestajesz się bawić*


sobota, 30 lipca 2016

nie podrywaj...

tylko dziewczynek usłyszałem wychodząc z domu od Mojej Lepszej Połowy hi,hi... I zapeszyła, bo dziś żadnych biegaczek na trasie nie było:( Jedynie śliczna sarenka przeskoczyła mi przed nosem na Zakopiańskiej:) 
Motywacji dodatkowej zabrakło, więc trzeba było walczyć z samym sobą he,he...
Jedynie na drugiej pętelce za sanktuarium spotkałem lecącego "pod prąd" Eduardo:) Chwilkę pogadaliśmy i hajda każdy w swoją stronę. 
Kiedyś gdy Bialska była stałym spotkaniem biegowym Zabieganych z Edkiem i jeszcze kilkoma innymi fajnymi ludźmi przemierzaliśmy tę trasę co sobota. Szkoda, że uśmiercono te spotkania biegowe:( 
 Bardzo długo z Verdim regularnie udeptywaliśmy ścieżki bialskich pól i Aleje Brzozową, żeby takie spotkania biegowe rozkręcić. No cóż łatwiej jest burzyć niż budować:( 
Ja nie zapominam i zamiast jak to teraz modne niszczyć wole naprawiać, poprawiać i uatrakcyjniać;)
Dziś podobnie jak ostatnio półtorakilometrowa rozgrzewka i plenerowa siłownia na Bialskiej. Potem Aleją Brzozową w bialskie pola i dwa kółka. Powrót podobnie przez siłownię i tylko po "ścianie płaczu" (czyt. Klasztornej;) zniosło mnie nad wody "Pacyfiku" he,he... 
Miała być piętnastka, lecz się zagalopowałem i natuptałem siedemnaście z "hakiem".
Jutro labowanie i świętowanie pierwszej rocznicy urodzin naszej cudownej wnusi Wiktorii! 
Dlatego już dzisiaj posumowanie lipca:
258 kilometrów w dziewiętnastu wyjściach. W tym jeden start na 20 km w Imielinie. Dwa świetne *treningi* z zaprzyjaźnionym biegaczami z Tarnobrzega, Rzeszowa i Poznania na Ich ostatnich kilometrach do Sanktuarium Matki Boskiej Częstochowskiej. Do tego cztery jednostki gimnastyki i trochę pływania. Trochę to znaczy o wiele za mało niż bym chciał;) bo uzależniony jestem od biegania, a nie pływania he,he...

piątek, 29 lipca 2016

Ojciec...

Święty wyjechał wczoraj z Jasnej Góry i na trochę "koło mnie" zrobiło się luźniej;) Nie na długo jednak, bo okres pielgrzymkowy w pełni, a już szczyt "piętnastego" za niecałe trzy tygodnie. Kiedy zaczynałem biegać był to dla mnie bardzo stresujący czas hi,hi... Wstydziłem się wychodzić na bieganie:( choć nic złego nikomu nie robiłem. Kpiące docinki też mnie zawstydzały, bo że niby stary, a w krótkich gatkach lata;) Teraz mi to "lotto" he,he... a na komentarze mam odpowiednie riposty;) Zresztą czasy się zmieniły. Bieganie stało się modne, trendy, cool, a biegacze są podziwiani, chwaleni i stawiani za wzór.
Dzisiaj myślami podczas biegania byłem z naszą kochaną wnusią, bo w niedziele kończy roczek:) wymyśliłem nawet zabawę biegową z dedykacją dla Wiktorii;) 
Trochę podejrzliwe przyglądali mi się drogowcy z Wyszyńskiego:) Zdziwieni pewnie co ja tak latam tam i wewte z telefonem w ręce;) 
Potem poleciałem na "Bałtyk" przez centrum Lisińca koło mojej dawnej "Budy". Chciałem sprawdzić, czy czasem wczorajsi pielgrzymi, nie spuścili mi wody z "Pacyfiku", albo nie zwinęli ścieżki rekreacyjnej he,he... Po inspekcji po raz trzeci w tym tygodniu popływałem w cieplutkiej wodzie w towarzystwie niezliczonej ilości malutkich rybek hi,hi...
Endo zaliczyło niewiele ponad osiem kilometrów, ale z "zabawą" zrobiłem faktycznie blisko jedenaście:) Tydzień relaksacyjny i regeneracyjny, więc jutro z rana tylko stała trasa przez Aleje Brzozową i Wilka Lasek na bialskie pola. W niedzielę luz, czyli mój lipiec skończy się trzydziestego i dlatego w sobotę będzie podsumowanie;)

środa, 27 lipca 2016

w deszczu....

bieganie huraaaaaa!!! Po raz pierwszy od bardzo dawna po okresie posuchy;) Potem pływanie między kółkami od kropli deszczu na wodzie w "Pacyfiku". Revelation fantistic!!!!
Normalnie idąc ulicą jeśli brnąłbym przez kałuże pomyśleliby wariat he,he... A tak leciałem z przytupem przez najgłębsze wodne rozlewiska chahając się jak za dawnych lat niczym dziecko hi,hi... Co nie znaczy, że nie pomyśleli;) Bo jak powiedziała mi dzisiaj jedna babeczka z dzielnicy ludzie mają mnie za niegroźnego dziwaka cha, cha....
Z racji na tydzień regeneracyjny dobieg na "Bałtyk" jedna pętla i sześć przebieżek. Później kółeczko na schłodzenie i plum do cieplutkiej wody z hydromasażem w postaci deszczyku;) 
Dziś w parku Lisiniec po porannej burzy i opadach "jak z cebra" pustki:( A przecież ciepło, deszczyk delikatny lepszy niż maseczka u kosmetyczki he,he...
Dystans jak przedwczoraj dziewięć kilometrów z podwyższoną dawką endorfinek dzięki prysznicowi z nieba;)
Niestety zaczyna się płotkowanie ulic:( ludzi (pielgrzymów;) coraz więcej, a co za tym idzie na chodnikach tłok. Rozumiem:) Niech mi tylko Ktoś wytłumaczy dlaczego idą cała szerokością chodnika!!?? Idący z przeciwka, w tym ja biegnący mamy fruwać? 

I jeszcze jedno /muszę wybaczcie/ Do niedawna po zamachach ludzie zasłaniali profile na fb barwami narodowymi państw dotkniętych tragedią. Zapalano wirtualne znicze, wpisywano pełne współczucia komentarze i zapewnienia o łączeniu się w bólu z ofiarami. 
Wczoraj w bestialski sposób zamordowano Kapłana w czasie Mszy Świętej podcinając Mu gardło:(( I co? Wszyscy przeszli nad tym do porządku dziennego? Mordy terrorystów spowszechniały? Media jakoś dziwnie nie zachłystują się Tematem:(
Mało tego jak widzę dzisiaj dzień po tej okrutnej zbrodni pląsające, rozchichotane zakonnice i podrygujących rozchachanych księży to pytanie nasuwa mi się samo: Ludzie czy śmierć naszego Brata w wierze nic dla Was nie znaczy? A na usta cisną słowa: "ciszej nad tą trumną"! 
To Wy jesteście przewodnikami duchowymi tej rozentuzjazmowanej rzeszy młodzieży i macie Ich uczyć współczucia i wrażliwości na krzywdę drugiego człowieka. Ostatnie makabryczne wydarzenia i Ta męczeńska śmierć w dniu otwarcia powinny stać się motywem przewodnim obecnych Dni Młodzieży. A nie urabura, masa huku, wrzaski, hulanki i swawole. 
Wiem, ludzie umierają, drudzy się rodzą i życie toczy się dalej, ale pomyślcie to mogliby być Wasi bliscy, rodzina....

poniedziałek, 25 lipca 2016

Św. Krzysztofie...

Patronie biegaczy miej nas w swojej opiece!
Dzisiaj przypada święto Patrona kierowców, podróżników, żeglarzy, woźniców, poszukiwaczy skarbów i etc. 
Po Mszy Świętej kapłani odmawiają modlitwę do św. Krzysztofa i święcą pojazdy:)
Św. Krzysztof jest też Patronem dzieci, więc Jego wstawiennictwie i modlitwie polecam naszą kochaną wnusię, Która załapała jakąś infekcje gardła:(( Zdrowiej szybko Wiktorciu!!!
Rzadko na moim dziennym liczniku po bieganiu widnieje liczba jednocyfrowa he,he... Ale zgodnie z założeniami ten tydzień ma być regeneracyjny i relaksacyjny;) 
Dziś dla Naszego Patrona dziewięć kilometrów. Tylko dziewięć, ale przecież liczy się jakość nie ilość. Potem pływanie w "Pacyfiku" i  powrót naokoło, bo nogi nie chciały wracać  hi,hi... Tak świetnie im się przebierało:) 
Pochmurno, lecz zarazem duszno, parno:( Temperatura powietrza powyżej dwudziestki, a woda stanowczo za ciepła:( Jakbym kąpał się w zupie brrr... 
Było krótko i fajnie w drodze na i z "Bałtyku" musiałem co chwila odwzajemniać pozdrowienia młodych pielgrzymów:) Sadząc po niesionych flagach i mowie zagranicznych;) Bardzo sympatycznych, radosnych i niezwykle urodziwych przedstawicielkach płci przeciwnej;)
fot Renia biega
Muszę też pochwalić się moim pierworodnym;) Wczoraj syn na Multi Orbicie 2016 wykręcił 170km! Brawo Kuba! Tym bardziej, że dopiero od niedawna ujeżdża swojego Gianta. Gratulejszyn!
Po południu jeszcze poświęcenie naszej niekiepskiej dajewo "babuszki nubiry" ;))

sobota, 23 lipca 2016

dodałbym...

do tego cyklu jeszcze małe co nieco hi,hi... bo nie samym chlebem człowiek żyje;) Poza tym ze spaniem też trzeba ostrożnie, żeby nie przespać połowy życia he,he... Dzisiaj jak zawsze wtedy, gdy nie muszę pobudka przed budzikiem, bo pięty palą i ciągnie wilka do lasu;) 
Lubię wybiec kiedy jeszcze jest w miarę chłodno i nie tylko ja. Po sesji w plenerowej siłowni (szkoda, że brakuje sprzętów na górne partie:( spotkałem wracającą z bialskich pól znajoma biegaczkę i Kossaka (tym razem na dwóch kółkach;) Potem jeszcze Marka kończącego dwudziestokilometrowe wybieganie:) Wcale zatem nie taki ze mnie ranny ptaszek:(
Zrobiłem jak to kiedyś regułą było;) dwie pętelki za sanktuarium w tempie ekonomicznym. Wyminąłem dwóch Nordików, trzy Nordiczki i dwie spacerowiczki z czworonogami. Muszę Je tu pochwalić, bo rzadko to się zdarza. Gdy widziały z daleka, że dobiegam przywoływały swoich pupilów i trzymały za obrożę, aż się oddalę. Doceniam ten gest, bo czuję się bezpiecznie i dlatego zawsze Psiarzom dziękuję:) Raz tylko dawno temu pani trzymając słusznej wagi psisko spytała: "chce pan szybciej pobiegać..." hi,hi...
Wracając zahaczyłem jeszcze o sprzęt do ćwiczeń na skwerku przy Bialskiej i popatrzyłem jakie fajne ławeczki montują w ciągu Alei Brzozowej. Lampy led, teraz ławeczki robi się naprawdę fajne miejsce na wieczorne spacery i krótkie truchty:) 
Przed "metą" musiałem jeszcze z uwagi na "wysyp" młodzieży przed Domem Pielgrzyma zmienić trasę;) Oj czuję, że po niedzieli ratuję mnie tylko kierunek przeciwny do większości, czyli jak najdalej od klasztoru he,he...
Dziś spokojna szesnastka, a w całym tygodniu w pięciu wyjściach sześćdziesiąt siedem kilometrów:)
W przyszłym tygodniu najazd pielgrzymów i wizyta Ojca Świętego Franciszka. Dobrze się składa, że w moim planie tydzień regeneracyjny;)
Trochę ostatnio czuję się zmęczony, więc czas trochę odpuścić, poluzować, bo duch silniejszy niż ciało hi,hi...

piątek, 22 lipca 2016

nie śpią...

Morsy latem he,he... Poleciałem rano na "Bałtyk" zrobić piątkowe "zawody" na dystansie sześciu kilometrów:) A tu jeden ze Zmorsowanych "bajeruje" kandydata na zimnolubnego hi,hi... Serwuje Mu regularne letnie kąpiele i zamierza Go przez lato, a potem jesień przygotować na otwarcie sezonu;) Brawo! 
Dzisiejszy czas na szóstkę lepszy od poprzedniego, lecz gorszy od pierwszego razu:( Ale tak to jest jak się wyśrubuje wynik w debiucie he,he... Nic to jednak! Najważniejsze, że ostatnie szybsze treningi fajnie mnie odmuliły;) Od ciągłego dreptania byłem zatuptany i o ile z wytrzymałością było okey to dynamika leciała na łeb na szyję;)
Nie, nie zamierzam walczyć o kolejne życiówki. Wiem też, że z wiekiem szybkość spada, lat się nie cofnie i młodość nie wróci;) Jednak warto chyba starać się ten proces może nie zatrzymać, ale spowolnić he,he... 
Oprócz szybszej szóstki wcześniej dwa kilometry dobiegu na rozgrzewkę i trzy wracając:) w sumie jedenaście. 
Wróciła prawdziwie letnia aura i chociaż w nocy chłodno od rana słonko grzeje niczym farelka;) Dlatego na ścieżce w parku Lisiniec w większości pozbawionej cienia dostałem na poty;) Jutro więc uciekam do lasku Wilka przez Aleje Brzozową:) i plenerowa siłownię;)

czwartek, 21 lipca 2016

Podobnie...

jak przed trzema laty dziś znów mogłem wybiec na przeciw Pielgrzymce Biegowej z Poznania! Świetna Ekipa o tajemniczo brzmiącej nazwie Mens Sana In Corpore Sano przybiegła na Jasna Górę pod wodza Janusza Zaremby po raz czternasty i pod tą samą od czternastu lat biało czerwoną flagą:) 
Podobnie jak w przypadku pielgrzymki biegowej z Tarnobrzega znowu udało mi się "złapać" Ich wcześniej niż poprzednio he,he... Trochę brakło, a spotkalibyśmy się w Białej;) 
Podziwiam pielgrzymów za trudy, a Tych biegnących szczególnie. Chociaż na szacunek zasługuje także Ich pilot na rowerze. Pomimo ponad siedmiu dyszek na karku ponad trzysta kilometrów pokonał "na siodełku". W dodatku cały czas po drodze przez urządzenie nagłaśniające pozdrawiał mieszkańców mijanych miejscowości i przepraszał kierujących za utrudnienia w ruchu. Wielki szacun! Mało tego z uśmiechem na ustach informował, że biegną z Pyrlandii hi,hi.... Brawo! Lubie ludzi z poczuciem humoru:) 
Też się załapałem po dołączeniu na "wypominki": "biegnie z nami biegacz z Częstochowy" Mówiłem nawet, aby dodał *dołączył*, bo będzie ściema jak Ktoś pomyśli, że od początku;)
Jeszcze raz w tym miejscu bardzo dziękuję Biegaczkom i Biegaczom z Krainy Kwitnącego Ziemniaczka, że z taką sympatią przyjęli do swojego Grona Medalika;)
Ostatnie sześć kilometrów z Nimi do Tronu Pani Jasnogórskiej, a w sumie czternaście z dobiegiem to moja mini pielgrzymka którą dedykuję Ani Blukacz

środa, 20 lipca 2016

kłody pod...

nogi czasem rzucają hi,hi... ale i tak nigdy nie zbaczam z obranej drogi;)
Dzisiaj wg mojego "planu" he,he... dwa kółka na "Bałtyku" dziesięć dłuższych przebieżek, pętelka na koniec i w rezultacie prawie jedenaście kilometrów z "buta":)  
Chociaż zawalidroga już na samym początku jakby zdawała informować dziś lekko nie będzie;) było rewelacyjnie:) Pogoda wymarzona na bieganie. Po wczorajszym "nawadnianiu" biegało mi się nadspodziewanie lekko i przyjemnie he,he... 
Do tego towarzystwo biegaczek i nordiczek;) na wspólnie udeptywanej ścieżce rekreacyjnej motywuje dziadka do bardziej sprężystego kroku hi,hi...

*Niestety życie rządzi się swoimi prawami. Zaskakuje nas w najmniej spodziewanej chwili. Nigdy nie możemy być pewni kiedy przyjdzie czas na prawdziwą walkę. Walczyć trzeba zawsze i do końca. Bywa jednak, że nasza osobista przebojowość jest niewystarczająca lub nie jesteśmy w stanie własną siłą pokonać przeciwnika. Dlatego wtedy gdy potrzeba nam pomocy  przydaje się wsparcie innych ludzi.
Madlen wczoraj napisała: 
"Ania, z którą biegamy, jeździmy na rowerze, morsujemy... etc. Dziewczyna z mikrofonem, Która z prawdziwą pasją wykonuje reporterski zawód, uległa poważnemu wypadkowi. Jutro, w intencji jej powrotu do zdrowia w Katedrze odbędzie się o godzinie 18:00 msza święta. 
Spotkajmy się i skierujemy swoje myśli by dać jej siłę..... ona bardzo teraz tego potrzebuje."

poniedziałek, 18 lipca 2016

grunt to się...

nie przejmować! co ma być to będzie. 
Po niedzielnym labowaniu dziś piętnastka na luzie po najbliższej okolicy;)
Najpierw pętla w parku Lisiniec i szukanie "śladów" po wczorajszym pierwszym biegu politechniki częstochowskiej "Lisiniec run". Niestety nie znalazłem niczego. Podobnie w necie żadnych wyników, zdjęć, relacji:( Szkoda! Ciekawe jak wypaliła impreza na "moim stadionie" he,he...
Po kółku dookoła zbiorników sprawdziłem trasę kiedyś prawie codzienną, a ostatnio trochę zaniedbaną ulicami po zachodniej stronie parku. 
Na koniec wróciłem na "Bałtyk" zrobiłem rundę obiegając dodatkowo "Pacyfik" i zaliczyłem kąpanko;)
Pogoda na bieganie super! Pochmurno, piętnaście stopni plus i przelotny deszczyk. Jednak dla amatorów pływania chyba za mało i dzięki temu kąpielisko "pod brzózkami" miałem do wyłącznej dyspozycji hi,hi...
Na razie starty mi "nie grożą" chyba, żeby trafiła się jakaś ciekawa impreza biegowa last minute;) 
W drugiej połowie sierpnia chodzą mi po głowie dwie dyszki:) W tym jedna częściowo po piasku he,he... Lecz na razie cicho sza, coby nie zapeszyć;)
Biegam, trenuję, bawię się... A co z tego wyjdzie zobaczymy. jak to mawiał Verdi: *starty może nie są najzdrowsze, ale przygotowywania do nich jak najbardziej":) Ponadto zawsze walcząc warto pamiętać: 'więcej potu na ćwiczeniach mniej krwi w boju'

sobota, 16 lipca 2016

koniec świata...

musi być. Ma się rozumieć doczesnego;) Ludzie poszaleli! Zamachy terrorystyczne rozumiałbym jeszcze na bazy wojskowe, siedziby władz, rządzących, ale na bogu ducha winnych obywateli? Do tego dzieciaki!!! Podobno nawet w pierdlu zabójcy dzieci mają zgotowane przez współwięźniów piekło. 
Wczoraj znowu ofiary puczu w Turcji. 
Wzajemne traktowanie i stosunek ludzi do siebie można określić krótko: "człowiek człowiekowi wilkiem" To jakaś "zaraza" która rozprzestrzenia się wśród społeczeństw i nietrudno jej skutków nie dostrzec nawet w najbliższym otoczeniu. Nienawiść, wrogość, zazdrość, egoizm, nieczułość na krzywdę bliźniego i brak szacunku musi doprowadzić do wielkiej katastrofy, aby ludziska się wreszcie opamiętali:(

Źle spałem tej nocy po oglądaniu tych wszystkich relacji z Nicei. Wstałem przed budzikiem i tradycyjnie jak to bywa prawie każdej soboty ruszyłem w bialskie pola. 
Dzisiaj szczególnie potrzebowałem hormonów szczęścia, czyli endorfinek. Dlatego postanowiłem zrobić za Sanktuarium Krwi Chrystusa trzy kółka. Najpierw jednak wpadłem jeszcze na plenerową siłownie przy Bialskiej:) Dziś trasę przez Lasek Wilka i polne ścieżki pełne kałuż trzykrotnie pokonałem w kierunku odwrotnym niż zwykle. Biegnąc "pod prąd" he,he... spotkałem "Sikora" trenującego swoją Lepszą Połowę hi,hi... Kossaka i Marka. Ten ostatni nawet zawrócił i odprowadził mnie do Okulickiego:) Dzięki! 
Nadreptałem dziewiętnaście kilometrów i trochę "odparowałem" te ostatnie wydarzenia. Wiem nie mam na nie wpływu. Nic nie mogę zrobić. Tak jak nic nie mogę poradzić na anomalie pogodowe i niszczące siły przyrody, które ostatnio sieją spustoszenia. Bezsilność jest niestety najgorsza. Dziękuję Bogu, że dał mi moje bieganie, bo pozwala zapomnieć i cieszyć się radością życia. Podobną jaką daje mi nasza kochana maleńka Wiktoria:)

W drodze powrotnej znów przetestowałem przyrządy siłowni na wolnym powietrzu. Szkoda, że nie ma takowej w parku Lisiniec:( Jestem tam stałym bywalcem, więc chętnie ćwiczyłbym częściej. Zresztą zapewne nie tylko ja. Nawet w dni robocze bardzo dużo ludzi tam biega, chodzi z kijkami, jeździ na rowerach, spaceruje i przychodzi popływać:) 
W całym tygodniu w czterech wyjściach sześćdziesiąt dwa kilometry i moc endorfin:) 

piątek, 15 lipca 2016

optymizm...

niezmiernie trudno zachować kiedy po przebudzeniu jak grom z nieba spada wiadomość o ogromnej tragedii w Nicei.
Bardzo współczuję wszystkim ofiarom terrorystycznego zamachu i Ich Rodzinom. 
Tyle Ofiar, w tym Dzieci! Straszna masakra i dramat niewyobrażalny.  To jest nieludzkie.
Wciąż nie mogę się otrząsnąć i jestem w szoku po informacjach z Francji.
Nawet moje bieganie dzisiaj nie było w stanie podnieść mnie na duchu:( Jestem przygnębiony, cały w nerwach i zarazem rozgniewany.

Łączę się w bólu z wszystkimi, Którzy ucierpieli dzisiejszej nocy i modlę za Tych co zginęli [*] Wieczny odpoczynek racz Im dać Panie...

środa, 13 lipca 2016

ulga...

i wytchnienie od afrykańskich upałów po nocnych opadach deszczu :)) Chociaż szesnaście kresek powyżej zera na termometrze sprawia, że porno i duszno he,he... 
Po poniedziałkowym pielgrzymowaniu coraz bardziej nabieram ochoty, żeby skorzystać z zaproszenia Moniki:) Fajnie byłoby w przyszłym roku "wystartować" w towarzystwie Tych rewelacyjnych Pielgrzymów razem z Tarnobrzega:) 
Wczoraj stały punkt tygodniowego programu: wygibasy tj. gimnastyka he,he...
Dzisiaj przed szóstą trochę jeszcze padało, więc miałem nadzieję na bieganie w deszczu;)
Niestety kiedy się obrobiłem i wyszedłem przestało:( 
Dopiero jak wlazłem do "Pacyfiku" popływać zaczęło kropić, ale nie zmokłem, bo byłem w wodzie;)
Wcześniej obleciałem "doły" - "Adriatyk" i "Bałtyk" dwa razy dookoła. Zrobiłem dziesięć przebieżek  wzdłuż polany z boiskami i jeszcze pętelkę dla wyciszenia przed kąpielą. 

Faktycznie w bieganiu najtrudniejsze jest wyjść z domu na trening. Rozruszać kości, mięśnie i przewietrzyć płuca. Po godzinie organizm już niczym zgrana orkiestra  gra jak z nut:) 
Dziś jak zresztą zawsze biegało mi się super! Znów nie wiem jak to się stało, że nabiegałem dwanaście kilometrów he,he...

poniedziałek, 11 lipca 2016

z pielgrzymką...

biegową Rzeszów - Tarnobrzeg - Częstochowa miałem przyjemność kolejny rok z rzędu przebiec ostatnie kilometry na Jasną Górę:) 
Co roku wybiegam Im naprzeciw i za każdym razem coraz dalej hi,hi... Śmialiśmy się dzisiaj, że w niedalekiej przyszłości pewnie zacznę od Tarnobrzega he,he... 
Podziwiam Tych Ludzi, którzy pokonują ponad dwieście kilometrów nie dla samego szybszego przebierania nogami w upale, deszczu... To nie zwykły bieg. To coś o wiele więcej:) Jak powiedział na mszy świętej w Kaplicy Cudownego Obrazu Ich kapłan niosą do Najświętszej Panienki swoje problemy, trudności, prośby, intencje, czasem cierpienia. Z drugiej strony otrzymują w tym miejscu szczególne łaski i ładują "akumulatory" na dalsze zmagania z przeciwnościami codziennych dni:)
Niektórych z pielgrzymujących znam tylko z ostatnich kilometrów do Tronu Pani Jasnogórskiej i widzimy się bardzo krótko. Innych jak Zenon Dziadura - Szef Pielgrzymów, Aga, czy Monika miałem okazje poznać w Zamościu na Czteroetapowym Biegu Pokoju Dzieci Zamojszczyzny. Wszyscy bez wyjątku są jednak fantastyczni:) 
Nie ukrywam, że w ciągu tych wspólnie przebiegniętych kilometrów czerpię od Nich niezwykłą moc i siłę jaką emanują;) Cieszę się, że dane jest mi w Ich towarzystwie co roku pielgrzymować choć na tak niewielkim dystansie:( Serdeczność Tych Biegaczek, Biegaczy, a nawet Osób towarzyszących jest niezwykła:) Dlatego ta moja mini pielgrzymka jest dla mnie też bardzo ważna. Dzisiaj "byliśmy" razem przez dziesięć kilometrów;) i była to super dycha:) Wcześniej musiałem dyszkę dobiec i wyszła bez mała połówka hi,hi... 
fot. Ewelina Płaneta











Wkrótce pewnie jak co roku polecę przywitać Damka i jego przyjaciół, czyli Pielgrzymkę Biegowa z Tychów. Fajnie będzie znów spotkać "starych" Znajomych:) A najważniejsze znowu zobaczyć jak to CO nam spowszechniało mając na codzień  w zasięgu:( dla Innych jest najcudowniejszym cudem.

sobota, 9 lipca 2016

skoro...

wolno, czy szybko to tak samo daleko;) to dziś po wczorajszych "zawodach" potuptałem na Bialską zwaną również Aleją Brzozową. Po drodze wstąpiłem na plenerową siłownię i zaraz potem przy kapliczce zdziwko he,he... postawili lampy z oświetleniem ledowym! Już po zmroku nie trzeba będzie latać z oczami w ręce hi,hi...
Spokojnym tempem na luzie obleciałem dwie pętle za Sanktuarium Krwi Chrystusa i o dziwo nie spotkałem w bialskich polach i Lasku Wilka żadnego biegacza:( Czyżby wszyscy wyjechali na wakacje? Bo przecież pogoda wymarzona dla biegaczy:) 
Pochmurno z przebłyskami słońca;) Na termometrze około piętnastu kresek na plusie. Po nocnych opadach deszczu fantastyczne rześkie, świeże, pachnące powietrze. I w drzewach rozśpiewane ptaki:) Jednym słowem warto wstać z rana! Zresztą jak mówi stare polskie przysłowie: *Kto rano wstaje temu Pan Bóg daje*
Dopiero wracając spotkałem jedną biegaczkę i dwóch znajomych Kijarzy.
Po drodze zahaczyłem ponownie o siłownie na świeżym powietrzu i obrałem kierunek... "Pacyfik" he,he...
W drodze powrotnej biegło mi się nadspodziewanie lekko i szybko. Pokłosie wczorajszego ścigania się? 
Prawie osiemnaście kilometrów w nogach i radochy co nie miara cha,cha... Musi wystarczyć na cały "łikend";)

piątek, 8 lipca 2016

rzadko...

ostatnio startuje w zawodach i brakuje mi szybszych dystansów. Oczywiście zdaje sobie sprawę, że z wiekiem szybkość spada i na to nie mam wpływu:( Z drugiej strony zawody to adrenalinka i asymilacja z tłumem, który czasem porywaaaa, aż za bardzo hi,hi...
Starty to dla mnie szybkie treningi, bo przecież o pudło nie walczę nawet w kategorii wiekowej. 
Zresztą nie mam parcia na bicie RŻ he,he... Pomagają mi jednak sprężyc się;) oraz zmusić się do biegu poza strefą komfortu o co w biegu solo trochę ciężko:( Zapobiegają zatuptaniu, monotonii i pozwalają na odmulenie, nabranie jakby świeżości biegowej;) 
Imprezy biegowe to swego rodzaju święto biegaczy i fajnie, że można wtedy spotkać przyjaciół, poznać nowych znajomych. Jednak udział w biegach to wyzwanie nie tylko biegowe. Po pierwsze ceny opłat startowych rosną masakrycznie:( I tu głęboki ukłon dla Imielina i podobnych Im Organizatorów:) 
Dwa: dojazd - brak dogodnych połączeń komunikacji publicznej:( A nie wszyscy mają samochody.
Trzy - czas! Pobiegać zawsze się da. "Wykraść" kilkadziesiąt minut w ciągu dnia można, ale wygospodarowanie kilku, czy kilkunastu godzin na wyprawę w Polskę z racji codziennych obowiązków bywa nieraz trudne:( 
Dlatego ostatnio wymyśliłem sobie prywatne zawody;) Dzisiaj pierwsze na szóstkę. Trzy kółka na niespełna dwukilometrowej trasie dały efekt oddalającej się mety he,he...
Z premedytacją trzy pętle, bo skoro mam się sam poganiać to na 3 brzmi lepiej niż 6! Po pierwszym: jeszcze jedno i będzie  "z górki";) Swoista psychologia sportu wypróbowana na setce. Sześć pętli po piętnaście kilometrów z dyszką dobiegu wydaje się mniej niż 100km he,he...
Nie mam zegarka z gps_em dochodzi więc manipulacja z włączeniem aplikacji i stąd różnica między wskazaniem stopera, a telefonu. Według pierwszego 28:46, a na endomondo  29:02.
Po "ściganiu" odnowa biologiczna w "Pacyfiku" i dzięki hormonom szczęścia energia mnie rozpiera cha,cha...
Dobieg do parku Lisiniec plus powrót i na liczniku prawie jedenaście kilometrów. Fajnie było chociaż krótko;)

środa, 6 lipca 2016

jak powiedziałem...

to słowo się rzekło, więc idąc za ciosem dzisiaj po serii dziesięciu przebieżek kąpiel i regeneracja w "Pacyfiku":) W tym tygodniu to już drugie pluskanie, czyli norma wykonana z nawiązką. A to dopiero połowa tygodnia;)
Pochmurno, tylko piętnaście stopni na plusie i chłodny, dość silny wiatr. Po niedawnych tropikalnych temperaturach cudowna ulga:) Jest czym oddychać i człowiek nie "kisi się w sosie własnym" he,he... 
Prawie siedem kilometrów udeptywania ścieżki rekreacyjnej w parku Lisiniec oraz szybsze przebieranie nogami dla odmulenia i pobudzenia hi,hi... Potem jeszcze pętelka na schłodzenie i plum... 
Przy takiej wietrznej aurze w wodzie podobnie jak na morsowaniu jest lepiej niż na powietrzu;) Chłodne powiewy wiatru powodują uczucie zimna, a w wodzie cieplutko hi,hi... Falująca od wiatru powierzchnia wody, cisza, spokój  i aż żal wychodzić:( 
Po pływaniu jeszcze prawie dwójka dobiegu i na liczniku dziennym trzynaście kilometrów:)
Endorfiny zaaplikowane, płuca przewietrzone, krew szybciej krąży i gęba się cieszy cha,cha... 
Ale można i pobiegać bez cienia zmęczenia;)

Może otworzę firmę jednoosobową hi,hi....

poniedziałek, 4 lipca 2016

cofałem...

się myślami podczas dzisiejszego biegania do sobotniego crossu;) a właściwie dwóch. Mojego trudnego ze względu na tropikalna aurę w Imielinie i takiego ekstremalnego naprawdę dla Twardzieli mojego kumpla Kuby Ostasz  Tak wypadło, że obaj tego dnia nie umawiając się postanowiliśmy się sprawdzić he,he...  Z tego co mi mój młody Przyjaciel opowiadał to startował w gronie dorosłych na czterokilometrowej trasie pełnej przeszkód terenowych. Kuba startował o dwunastej trzydzieści ja o szesnastej więc mogliśmy nawzajem za siebie trzymać kciuki i wspierać się duchowo:) 
foto Ewa Ostasz
Kuba to *Walczak*! Walczy z wielką determinacją cały czas o lepsze jutro ze swoją niepełnosprawnością i jest niezwykle pracowity. 
Pomimo przeciwności losu jak prawdziwy maratończyk nigdy się nie podaje! 
Podziwiam szczerze Tego niesamowitego Chłopaka i nie ukrywam, że nieraz stawiam sobie Go za wzór do naśladowania w chwilach zwątpienia. 
Znamy się już dosyć długo i tylko raz w Rzeszowie udało nam się wspólnie przemierzać trasę na Biegu Solidarności. Kuba był wtedy małym chłopcem, ale to dla mnie niezapomniane przeżycie. Teraz wydoroślał, zmężniał i obu nam marzy się wspólna walka na trasie;) Może uda się znaleźć jakąś ciekawą imprezę gdzie moglibyśmy wystartować razem. Wspólne pokonywanie trudności, wspieranie się, wzajemne motywowanie jest bardzo cenne. Bo mobilizowanie do walki i osiąganie zamierzonych celów zacieśnia relacje i cementuje przyjaźń między kumplami. Dumny jestem z mojego młodego Przyjaciela! 
Chociaż nie obyło się bez upadku ukończył swój wyścig w pierwszej połowie stawki zawodników. Jak powiedział: "wyleciałem z wózka, ale na szczęście się pozbierałem i nic mi się nie stało" 
Wielki szacun Jakub i jeszcze raz ogromne gratulacje i brawa!!!

Po wczorajszej labie, relaksie i nawadnianiu hi,hi... Dziś spokojne tuptanie w parku Lisiniec. Po bardzo długiej przerwie wróciłem do biegania zakończonego pływaniem w "Pacyfiku" To rewelacyjne połączenie! Piętnaście kilometrów "z buta" potem ochłoda, regeneracja niczym w spa i zaraz dalej widać he,he... Zaniedbałem po zamknięciu sezonu morsowego kąpiele:( i czas to zmienić. Muszę (postanawiam;) choć raz w tygodniu zaliczyć pluskanie;)

niedziela, 3 lipca 2016

cierpienia Morsa...

he,he... na dystansie 20 kilometrów tak krotko mogę skwitować wczorajszy XXIII Imieliński Cross Ekologiczny;) Na wieczornym, przedstartowym rozruchu w piatek przyszło mi do głowy pościgać się w Imielinie;) Jednak pierwsza piątka przebiegnięta w iście afrykańskich warunkach skutecznie wybiła mi z głowy takie mrzonki i w tempie rekreacyjno-turystycznym ukończyłem bieg w czasie poniżej dwóch godzin:( 
Temperatura powyżej trzydziestki, prażące słońce to nie aura dla Zmorsownych. Zauważył to jeden z biegaczy na trasie mówiąc: "przy takiej pogodzie to Morsy cierpią" hi,hi... 
Na szczęście mimo ekstremalnych warunków wszyscy (220 startujących) dobiegli do mety. Byłem już na biegach gdzie przy podobnej pogodzie ludzie padali jak muchy, a służby medyczne nie nadążały z udzielaniem pomocy:(
Cóż na przekór niektórym drwiącym z krótkiej modlitwy i błogosławieństwa księdza na starcie Opatrzność czuwała i miała nas w swojej opiece:))
Upodliłem się w Imielinie bardzo! Ale ukończyłem! Biegnąc przypomniała mi się moja ostatnia Setka Kaliska gdzie również walczyłem w październiku z upałem;)
Dlatego jak to Ktoś napisał: *ten teoretycznie niby nic nie wart kawałek metalu nabrał dla Każdego wartości* No tak, bo wylałem morze potu i musiałem przekonać samego siebie, żeby dobiec chociaż cierpię;)
Co do samej imprezy  to same plusy:) Po pierwsze wielkie słowa uznania za liczne punkty z wodą na trasie. Jeszcze na żadnym biegu nie widziałem tylu wodopojów;) Brawo! Myślę, że oprócz łaski z niebios to również spowodowało, że wszyscy ukończyli zmagania z upałem i własnymi słabościami ciała oraz charakteru. 
Przy opłacie startowej 20 złoty, w pakiecie koszulka z herbem Imielina:) wreszcie normalna bawełniana. Po woda, kiełbaska z rożna i jak napisała na fanpejdżu imprezy Domka Podomka: "...najważniejsze..piwo w pakiecie, a nie jakaś tam woda, a fe..." hi,hi...
I jeszcze dzieki Strażakom prysznic na trawie! Rewelacja mega! Bez tłoku w dusznym pomieszczeniu:( na świeżym powietrzu chłodna woda to cudowna regeneracja.
Zapisy elektroniczne do ostatniej chwili i w dniu startu. Opłata w biurze zawodów bez tłoku sprawnie i sympatycznie.
Minus jeden, a właściwe zaskoczenie. Dwadzieścia trzy edycje, więc Organizatorzy mają doświadczenie i chyba zbytnią ufność w miłosierdzie Boże. Muszą to zmienić, jeśli nie chcą się przejechać. Oddając plecak do depozytu miła pani nakleja mi kawałek przylepca i mówi: będzie pan miał numer 14. Odbiór nie na podstawie numeru startowego, ale przydzielonej kolejnie cyferce:(( Czyli Kto chce może podejść podać na chybił trafił jakiś numer i mieć szczęście "wylosować" niespodziankę. 
Dawniej kiedy było nas mniej biegających, lecz w większości uczciwych;) można było zostawić plecak w szatni. Wystartować, zjeść posiłek i pozostawionych tam rzeczy nikt nie ruszył. Teraz bym nie zaryzykował.he,he...
Poza tym super impreza biegowa i naprawdę godna polecenia:))

Szukaj na tym blogu:

Translator

...łuk mój kładę na obłoki, aby był znakiem przymierza między Mną, a ziemią..." Rdz.9,13

...łuk mój kładę na obłoki, aby był znakiem przymierza między Mną, a ziemią..." Rdz.9,13