"Zdrowie tak jak pieniądze zdobywa się w pocie czoła. Aktywność fizyczna i przemyślany sposób odżywiania mogą być przyczyną dobrego stanu zdrowia" *Nie dlatego przestajesz się bawić, bo się starzejesz. Starzejesz się, bo przestajesz się bawić*


niedziela, 31 grudnia 2006

[62] Pożegnanie roku 2006...

Po świątecznym bieganiu załapałem katar. Podobno leczony trwa 7 dni, a nieleczony tydzień, więc prawdopodobnie powitamy razem nowy rok. Pociągający jestem /ma się rozumieć nosem/. No, ale jak się biega w towarzystwie tak ładnej dziewczyny jak Kasia to krew wrze, a tu mrozik i w zatokach odwilż się robi. "Katar jednak to za mało, żeby mnie to załamało”. Więc po świętach, co by sadełko się nie zawiązało bieganko. Środa siedemdziesiąt minut, czwartek gimnastyka siłowa, piątek godzinka i dzisiaj wspólnie z Jaq_iem podobnie. Coraz bardziej zaczyna mi się podobać bieganie w towarzystwie. Do tej pory krążyłem jak stary samotny wilk i jakoś sobie nie krzywdziłem, nawet zdążyłem się już do tego  przyzwyczaić. Tak bieganie w towarzystwie to jest  to, jednak obowiązki domowe, praca i inne niespodziewane sytuacje utrudniają zgranie się. Dodatkowo czasem dochodzi jeszcze dojazd, jak np. w przypadku naszego świątecznego biegania w sokolich górach i na dłuższą metę jest problem. Solo to zawsze jakąś godzinkę się wygospodaruje, a jak jeszcze można biegać w pobliżu miejsca zamieszkania to chwila i heja ! Dzisiaj odwilż, ale miejscami ślisko niesamowicie. Pierwszy raz tej zimy o mało nie "wyrżnąłem orła" w dzień, na szczęście zatrzepotałem rękami w powietrzu jak nieopierzony ptak i udało się !! Poprzedniej zimy w asicsach czułem się bardzo pewnie co prawda kilka razy zaliczyłem "glebę" ale "pady były kontrolowane" Teraz moje NB to jak "figurówki" - można kręcić piruety niczym na łyżwach. Jutro sylwester koniec roku i jak wcześniej ustaliłem wolne od treningu. Chyba, że wielobój; "podnoszenie ciężarów, cztery razy 100 i slalom gigant"  Następne bieganie za rok.... czyli 1 stycznia na powitanie Nowego 2007 Roku. Podsumowując stary rok nie był taki zły, zaliczyłem siedem startów w tym półmaraton. gdyby nie kontuzja w lipcu może byłby jeszcze maraton. Ale co się odwlecze to nie uciecze i jak mówi przysłowie " nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło" Marzenie postaram się zrealizować w Nowym Roku, pewnie będę lepiej przygotowany. w myśl powiedzenia " więcej potu na ćwiczeniach mniej krwi w boju" Jeszcze podsumowanie w dzienniczku biegowym i "otwiera się nowa czysta kartka w kalendarzu.....aha no i na licznik wchodzi ósemka /48/ Wszystkim odwiedzającym mojego bloga życzę szczęślwego Nowego 2007 Roku zdrowia, szczęścia, spełnienia marzeń i wszelkiej pomyślności z tradycyjnym Do Siego Roku.

środa, 27 grudnia 2006

[61] Święta, święta po.....

Nie ma to jak od rana zacząć dobrze dzień...bieganiem. Jeszcze przed świętami umówiliśmy się z Cewunetą i Jaqiem na świąteczne bieganie w sokolich górach.Więc dziś zgodnie z umowa 7:15 wyjazd. Jak przedstawiłem rodzince zamiary to popatrzyli na mnie jakbym zamierzał przenieść  święta wielkanocne na grudzień. Co prawda jak po przebudzeniu spojrzałem na termometr (-5) to trochę ciarki mi po krzyżu przeszły. Do tej pory aura nas rozpieszczała i najniższe temperatury oscylowały w okolicy zera. Na miejscu szybka rozgrzewka i w .....las. Świeże pachnące powietrze to jest to!. Nie to samo co bieganie w mieście, nawet jeżeli wybiera się parki, czy miejsca oddalone od ruchu ulicznego. Prawie godzinkę truchtaliśmy leśnymi ścieżkami, a pod nogami szeleściły liście sztywne od mrozu. Pogadaliśmy, połamaliśmy się opłatkiem / Jaq pomyślał nawet o tym/. Zjedliśmy przygotowane przez Kasię  w ramach eksperymentu słodkie, pyszne kulki (palce lizać) i trzeba było wracać do "świątecznych obowiązków" Przed dziesiątą zameldowałem się w domu i jak obiecałem mojej lepszej połowie na jedenastą zdążyliśmy na Msze Świętą. Poranne bieganie nastroiło mnie tak pozytywnie, że cały dzień podśpiewuję sobie; " od rana mam dobry humor......" Ostatnie dwa dni to post od biegania. Uroczysta wieczerza wigilijna jak zwykle u nas i w pierwszy dzień świat rodzinny obiad też, więc przy większej liczbie ludzi roboty co niemiara. Dlatego nie miałem sumienia i zostawić MLP /mojej lepszej połowy/ z tym wszystkim na głowie i nawet buty biegowe schowałem głęboko do szafy, aby się nie drażnić. W tygodniu poprzedzającym święta biegałem w sumie 260 minut, jeżeli podzielić to na pięć treningów to wychodzi po około pięćdziesiąt minut. Niby nieźle, ale w praktyce nie wyglądało to tak wesoło. Ponieważ przygotowania leciały pełną parą; czasami wyskakiwałem choćby na godzinkę lekcyjną miedzy np. myciem okien, a szorowaniem podłóg. MLP kwitowała to słowami: jak Ci się chce jeszcze latać ? Ale takie oderwanie się od monotonii pucowania wszystkiego na błysk jest po prostu niezbędne żeby..... nie zwariować. Dzisiaj pełen luzik odpoczynek i zasłużony relaks. Aha, zapomniał bym o mojej ostatniej przygodzie; wracam z treningu lekko zdyszany, przed klatką spotykam sąsiadkę z córką. Dziewczyna "zerówkowicz" zmierzyła mnie w stroju biegowy od stóp do głów. Idziemy na drugie piętro rozmawiamy żartujemy, a mała w pewnym momencie z pełną powagą do mnie:- " a gdzie pan tak się spieszy!!!!!!!!!!!"

poniedziałek, 18 grudnia 2006

[60] Coraz bliżej święta...

Witam w tym trudnym dla biegaczy czasie. Teraz, kiedy przygotowania do świat idą całą parą, żeby nie powiedzieć sięgnęły zenitu trudno znaleźć czas na bieganie. W ubiegłym tygodniu po raz pierwszy w sezonie 2006/2007 pohasałem sobie pięć razy w tygodniu: poniedziałek 70` wtorek 40`środa 60` czwartek wolne/gimnastyka piątek 50` i sobota 80` Piszę w minutach, a nie kilometrach, bo było to łagodne bieeeegaaanieeee. Najbardziej lubię długie spokojne wybiegania, kiedy wyrównuje się oddech, krok i wydaje się, że można by biec, biec, biec i biec….W nadchodzącym tygodniu gorączka przed świąteczna jeszcze wzrośnie ostatnie zakupy, porządki; później przygotowywanie świątecznych smakołyków. Ach, te pierogi, barszczyk z uszkami, karpik, zupa grzybowa,śledziki, no a kluseczki z makiem…..”niebo w gębie” Ale na przygotowanie takich specjałów trzeba czasu , więc chyba jak złodziej będę musiał wykraść tę godzinkę dla przyjemności czyt. biegania. Tak czy inaczej nawet gdyby przyszło wstać godzinkę wcześniej lub położyć się później muszę się przewietrzyć. Na całe szczęście mój „szef kuchni” jest bardzo wyrozumiały i wie jak ważne jest dla mnie bieganie. Zwłaszcza, że po bieganiu mam świetny humor i zapał do roboty,że hej. Z drugiej strony muszę przyznać; lubię z moja lepszą połowa działać wkuchni. Kucharzenie mi się podoba i lubię to prawie jak bieganie. Święta to dla biegacza również swojego rodzaju test na odporność i sprawdzian silnej woli. No,bo tak: tego się spróbuje tamtego uszczknie i wcale nie trzeba się przejadać a na drugi dzień biegnie się ciężżżżkkkkoooo, oj ciężko. W święta tak jak w poprzednie na pewno też gdzieś na chwilkę wskoczę w buty biegowe, bo nie wyobrażam sobie, co by spędzić całe święta za stołem. Kolejna relacja już pewnie po świętach, więc do wszystkich odwiedzających mój blog kieruje powyższe życzenia. Pozdrawiam.

wtorek, 12 grudnia 2006

[59] Ale sobie pobrykałem..

Dzisiaj od rana gonitwa,nawet za bardzo nie było kiedy pomyśleć o bieganiu. No nie, parę razy w ciągu dnia zapaliła mi się w głowie lampka „bieganie” ale trzeba było stanowczo powiedzieć: - później. Na dodatek pogoda dziś barowa ciągle coś siąpi z nieba,wieje i w ogóle jakoś smętnie. Po południu jak się troszkę wyluzowało zaraz zaczęły mnie pięty palić i natrętną myśl świdrować w mózgu; bieganko! Przed osiemnastą nie wytrzymałem raz dwa trzy w ciuchy biegowe, buty na nogi i na dwór. Ponieważ na moich stałych trasach, w czasie opadów jest dość grząsko, a dodatku brakuje oświetlenia postanowiłem wybrać się do parku. Ostatnio biegałem raczej wolno i swobodnie. Dzisiaj jakoś się rozbiegałem; no bo z górki i pod górkę…nawet deszcz przestał padać więc i kilkakrotne wdepnięcie w kałuże nie mogło zmącić tak radosnego latania. Pobrykałem  sobie po parku godzinkę lekcyjną i w świetnym  humorze wróciłem do domu. W ubiegłym tygodniu już „normalnie” (jak przed roztrenowaniem) biegałem cztery razy. Co prawda na razie było to 3 x 45 i 1 x 60 minut, ale chociaż nogi się rwą nie chciałbym przedobrzyć i nie daj Bóg złapać jakiejś kontuzji.Wczoraj pobiegałem 70 minut wolniutko, więc myślę, że dzisiaj takie żwawsze latanie trochę  wprowadzi orzeźwienia co by jak to mówią się nie zamulić ?…..Jutro też trzeba będzie dobrze rozplanować rozkład dnia, bo w planie jeszcze dodatkowo wizyta u dentysty i oczywiście b i e g a n i e……..

niedziela, 3 grudnia 2006

[58] Wracam ....

Wracam nareszcie do systematycznego treningu. Czterotygodniowe roztrenowanie zakończone czas na zimowe ładowanie akumulatorów, czyli wybiegania. W minionym tygodniu na razie tylko cztery półgodzinne lekkie i swobodne bieganka, żeby powoli się rozkręcić. Narzekałem kiedyś na ludzi z psami, a tu ostatnio zostałem mile zaskoczony. Biegnę sobie swoją trasą i z daleka widzę gościa z psem (Wojtek Staszewski na swoim forum polskabiega.pl określa te rasy mianem konia). No więc idzie gościu z "koniem" oczywiście bez kagańca i smyczy, ale jak tylko zobaczył, że nadbiegam przywołał zwierzaka i przypiął mu smycz. Gdzieś po dwudziestu minutach, kiedy już wracałem spotkaliśmy się ponownie i ta sama "procedura" Za każdym razem głośno i wyraźnie Mu podziękowałem, oraz wpisałem GO na listę  "przyjaciół biegaczy".  Niestety na razie większość wpisów zawiera "czarna lista" Swoją drogą w czasie moich biegów poznałem sporo "ludzi z trasy" Jedni spacerują z psami inni samotnie, z niektórymi wymieniamy tyko dzień dobry, inni pytają ile dzisiaj kilometrów? Jeszcze inni podziwiają... "podziwiam, że chce się panu tak stale biegać" Pewnie, że zdarzają się też docinki i jakieś głupawe komentarze. Kiedyś paniusia z psem zamiast go przywołać jak opisywany powyżej Facet, rzuciła mi złośliwie patrząc jak jej zwierz zmierza w moja stronę: "a może chce pan szybciej polecieć !" Na koniec kamyczek z własnego ogródka. Dziś ubieram się i mówię idę się "przewietrzyć" /czytaj pobiegać/ na to moja najmilsza: co to idziesz latać? więc odpowiadam: no skończyłem roztrenowanie i pora na normalne treningi!  a na to  moja lepsza połowa  /na szczęście z nutą podziwu w głosie/: "i  znowu będziesz jak wariat  codziennie  latał"



Tomku,bardzo podoba mi się Twój blog. Widzę, że lubisz ...

... biegać i pisać. Bieganie jest moją największą pasją, która zaczęła się osiem lat temu. Od tego czasu razem z meżem tak sobie biegamy to tu to tam, jest fajnie. Nie ...

~Grażyna W. 2006-12-05 20:21
Dziękuję Grazynko za ten miły komentarz. Każdy taki wpis ...

... to jakby środek dopingujący do dalszego pisania, a żeby było o czym pisać więc także do biegania. Marzył mi się start w maratonie już w tym roku, ale trochę ...

~tete 2006-12-05 21:43
Witam ponownie, Tomku, z tym maratonem to właściwie sprawa ...

... indywidualna. Wiem, że nie ma się czym chwalić, bo to z pewnością błąd, ale ja tak naprawdę nigdy specjalnie nie trenowałam przed maratonem. Trochę treningów, ...

~Grażyna W. 2006-12-08 18:37
Witam Grażynko i dziękuję, że ponownie tutaj zajrzałaś. ...

... Cieszę się tym bardziej, bo każda rada bardziej doświadczonej biegaczki jest dla mnie bardzo cenna. Dwadzieścia maratonów mówi samo za siebie podziwiam Cię i ...

~tete 2006-12-09 20:50

Szukaj na tym blogu:

Translator

...łuk mój kładę na obłoki, aby był znakiem przymierza między Mną, a ziemią..." Rdz.9,13

...łuk mój kładę na obłoki, aby był znakiem przymierza między Mną, a ziemią..." Rdz.9,13