"Zdrowie tak jak pieniądze zdobywa się w pocie czoła. Aktywność fizyczna i przemyślany sposób odżywiania mogą być przyczyną dobrego stanu zdrowia" *Nie dlatego przestajesz się bawić, bo się starzejesz. Starzejesz się, bo przestajesz się bawić*


wtorek, 29 czerwca 2010

[228] Dwie na jednym...

Nawet nie myślałem, że może być tak fajnie ;) Tego jeszcze nie przerabiałem, ale zawsze musi być kiedyś ten pierwszy raz ... Kiedy Labi zaproponował wyjazd do Rybnika na "księżycową połówkę" byłem za :) Lecz kiedy dodał, że można by wcześniej "zrobić" dziesięciokilometrowy Bieg Prezesa w Wodzisławiu Śl. i zaliczyć "dwie imprezy na jednym paliwie ;) trochę się zastanawiałem... Czy jest sens? Dwa starty w jednym dniu? W końcu zaryzykowałem i dziś mogę powiedzieć nie żałuję :) W Wodzisławiu start wyznaczono na godzinę 16-tą. Zapisy jednak; powiedziano nam tylko do 13:30, bo potem mają się odbyć jeszcze biegi towarzyszące dla dzieci i młodzieży oraz chód z kijkami... Piszę: "chód z kijkami" a nie nordic walking, bo Prezes FORMY Wodzisław podkreślał, że będą propagować tę dyscyplinę pod polsko brzmiącą nazwą. I słusznie przecie Polacy nie gęsi... Sam bieg to pięć pętelek po "orbicie" stadionu. Trochę boiskowej murawy, asfaltu, drogi gruntowej z błockiem, żwiru, a nawet pola ze 'ścierniskiem' ;) Traska lekko pofałdowana i podobno dokładnie zmierzona. Na początku ruszyłem asekuracyjnie; myślami będąc w Rybniku, ale pod koniec nie wytrzymałem i zacząłem się ścigać hi hi hi... Na mecie ciekawy medal; potem pieczona kiełbaska + złocisty płyn odżywczy. Na koniec dekoracje i losowanie dużej ilości nagród w tym skutera ! Krótko mówiąc kameralna imprezka, ale fajna; Widać robiona przez biegaczy dla biegaczy ! Polecam :) Po zakończeniu komenda: "do wozu" i na Rybnik. W pełnym składzie pięciu biegaczy i trzy psy po kilkunastu minutach zameldowaliśmy się na parkingu przy pływalni. Tam czekali już MajkelK i Mad_Minstrel z tatą. Zdaliśmy krótka relację z "Włodzia" i do biura zawodów. Bardzo sympatyczne i uśmiechnięte dziewczyny szybko wydały nam pakiety i... zaskoczyły nas numery startowe ;) Szmaciane prostokąty z "uchem" do założenia przez głowę na szyję przypominały trochę śliniaki ! Dolne troczki do zawiązania na plecach za krótkie ! Na tej rangi imprezie to, hm... obciach :( delikatnie mówiąc. "Przezorny zawsze ubezpieczony" hi hi ... mieliśmy od wypadku agrafki, więc troczki podwiązaliśmy i przypięliśmy  szmatki do koszulek. Trochę rozgrzewki i na start.! Jeszcze pamiątkowe fotki i ruszyliśmy na księżycową połówkę :) Cała trasa to trzy pętle. Zacząłem wolno, zdając sobie sprawę, że mam już dyszkę w nogach. Po jakimś czasie spotkałem Tomka i trochę biegliśmy razem. Jednak cały czas ; już od samego początku czułem "ciąg" :) W ogóle czułem się bardzo silny :) Jak nigdy cha cha, chyba będę musiał zawsze przed zawodami przebiec wcześniej  dyszkę ;)W duchu obawiałem się tylko, czy nie braknie mi "pary" na trzecim kółku ;) Sama trasa jak dla mnie bardzo fajna i urozmaicona. Do tego świecący nad nami "łysy" i mrok wokół .... Kapitalna sprawa :) Super klimat ;) Jeszcze przed rozpoczęciem trzeciego okrążenia zacząłem przyspieszać i mijać Tych co zaczęli za szybko. Doświadczyłem już i tego i tego... Okropne jest kiedy na ostatnich kilometrach przed metą zaczyna brakować sił i co rusz jest się "kasowanym" :( Ale na odwrót to rewelacyjne uczucie :) które dodaje jeszcze "pałera" :) Na mecie medal, zwrot chipa (opaska na kostkę) i ... szmatki z numerem startowym. Tu drugi minus -  zabrakło na mecie  picia ! No i oczywiście zapomniałem zatrzymać stoper hi hi... Na całe szczęście zaraz dostałem sms-a z wynikiem jaki wywalczyłem :) Potem przebieranie, posiłek i oficjalne zakończenie z dekoracjami i losowaniem nagród. Zmęczenie, noc, marudzący prowadzący, lecz było warto ! Jak Bóg pozwoli chętnie za rok wystartuję w 2 Rybnickim Półmaratonie Księżycowym :) A może ? skoro zacząłem od pierwszej edycji, będzie to impreza którą będę "ciągnął" rok w rok :) Przydałoby się tylko aby organizatorzy wyciągnęli  z debiutu wnioski i zrobili ładne numery startowe, atest trasy i zamiast tych koszmarnych, badziewiastych chińskich medalików porządne pamiątkowe medale ! Godne półmaratonu, Było nie było debiutantom trzeba wybaczyć i życzyć przyjęcia krytycznych uwag, bez obrażania się i przekonywania wszystkich wokół, że "upolowany zając jest niedźwiedziem" Aha, jeszcze startowe 40 zeta to przy takim pakiecie wysoka opłata. A, że można nie"zdzierać" to Kietrz&Rohov najlepszym przykładem.

środa, 23 czerwca 2010

]227] ...cd. ...

PS gapa ze mnie ! Nie wspomniałem, że obok Oli w Biegu 48h uczestniczyła jeszcze jedna Kobieta Agnieszka Mizera, której również należą się wielkie brawa, słowa uznania i gratulacje ! Przecinają się nasze trasy biegowe na zawodach :) Ostatnio w Kietrzu, wcześniej w Jelczu i jeszcze na innych biegach. Ale jakoś nie było okazji zamienić słowa ;) Jestem jednak pod wrażeniem Jej biegowych poczynań. Dlatego od piątku kibicowałem Jej i trzymałem kciuki :)

wtorek, 22 czerwca 2010

[226] ...To Ci Zabiegani...

Nie wziąłem się jak zwykle w niedziele za pisanie, bo od piątku ciągle jestem pod wrażeniem BIEGU 48 h. Śledziłem na bieżąco; (niestety nie na żywo :( ale w necie zmagania uczestników pierwszej takiej  niesamowitej imprezy biegowej w Polsce.
 I po prostu konsternacja jacy z Nas Zabiegani ?  Ci to Zabiegani ! biegali, biegali, biegali i biegali.... ponad trzysta k i l o m e t r ó w nabiegali :) ! Niesamowite ! W dodatku niewiarygodne, niemożliwe, ale prawdziwe :) Laur zwycięstwa wywalczyła KOBIETA !!! ALEKSANDRA NIWIŃSKA  Ogromne brawa, gratulacje i ... Panowie czapki z głów ;) Swoją drogą czyżby twierdzenie, że szybkość to domena młodości, a wytrzymałość atrybut dojrzałości się dezaktualizowało ? Zapamiętałem OLĘ z Supermaratonu Kalisia 2009 jako młodziutką, sympatyczną i ładną dziewczynę, która już wtedy pokazała, że pod tą niewinną postacią kryje się prawdziwy Cyborg Biegowy :) Udało mi się dwa razy ukończyć "Kaliską Setkę" w limicie, ale przy takim bieganiu to pikuś ;) Maleńki pikuś, a nie "pan pikuś" hi hi hi .. Dlatego jestem pełen uznania i podziwu dla uczestników tej fantastycznej imprezy !! Tak, tak wiem z własnego doświadczenia, to prawda "ultra zaczyna się nogami, a kończy głową" Lecz jaką trzeba mieć GŁOWĘ na 48 h cha cha.... Marzyło mi się wystartować wiosną tego roku na Biegu  12 godzinnym w Rudzie Śląskiej, ale niestety nie wyszło :(  Swoją drogą 12 godzin, pół doby to dopiero jedna czwarta ?... Nie, nie  dla mnie taki bieg przez dwie doby to...  kosmiczna odyseja ;) Aha, /dla zainteresowanych/ już we wrześniu "połówka" ;) Tyle, że mam na myśli nie półmaraton ... lecz Bieg 24h :)
A teraz cichutko o moim skromnym tuptaniu :) W zeszłym tygodniu cztery treningi i 54 kilometry przedreptane :) W tym początek lata, noc świętojańska; i chyba dla tego Labi "wymyślił" nam "ultra" hi hi hi... bieganie na sobotę ;) Czyli "Dwie imprezy na *jednym paliwie* " Najpierw start na 'dyszkę' w Wodzisławiu Śl. a wieczorową porą Nocny Półmaraton Księżycowy w Rybniku. W sumie to 31 kilometry, czyli jedna dziesiąta tego co w poprzedni weekend zrobi_ła(li) Ultras_ka(si) w Katowicach :) Takie mini "ultra" ale dla nas ultrasiątek to wyzwanie ;)



Nasz kolega klubowy pobiegł na 90km w Bydgoszczy, ale ...

... zrobić ponad 300km? Wielki szacunek. Moim zdaniem najlepsze to są miny niebiegowych znajomych, którym się opowie o jednym z takich biegów ;-)

~Wojtek 'Bob' Bo...2010-06-23 12:13
Też jestem w szoku. Brawa dla Oli! Pzdr Run



~run 2010-06-25 16:01

niedziela, 13 czerwca 2010

[225] Na obcej ziemi...

 Wczoraj po raz pierwszy (na zawodach) udało mi się pobiegać poza granicą RP :)  Dlatego, że trasa Półmaratonu Kietrz & Rohov przebiega po terytorium Polski i Czech ;) Co prawda rok temu o poranku biegałem plażą między Świnoujściem, a Albeck. Więc biegowego buta na obcej ziemi już postawiłem ;) No, ale co innego trening, a oficjalne zawody biegowe. W zasadzie to myślałem o niedzielnym starcie w Biegu Pięciu Stawów w Myszkowie. Ale Labi rzucił na forum, że ma wolne miejsca do Kietrza... Pomyślałem: do Myszkowa mogę jechać zawsze, a do Kietrza może nie być okazji. W dodatku na niedzielę zebrała się liczna ekipa Zabieganych na połówkę do Rudawy, a tu dystans podobny to nie będzie "zazdrość" kilometrażu ;) Potem jeszcze haczyk "połknęli" Ja-qb i Marino. Tak, że nawet jako minimalny skład czteroosobowy (max. 5 zawodników) mogliśmy   wystawić drużynę Zabiegani Częstochowa. Sama impreza fantastyczna; zapisy do ostatniej chwili ! opłata startowa tylko 15 zł. płatna w biurze zwodów. Czyli jednak jak się chce to można zrobić świetną połóweczkę bez drenażu portfela biegacza :) Sprawne zapisy, przyjmowanie wpłat, wydawanie pakietów, sympatyczni wolontariusze i szybka obsługa. Nawet najwybredniejszy "gadżeciarz" narzekać nie miał prawa. Przed startem herbatka i czeskie bułeczki z serem :) W pakiecie startowym, wow! czego tam nie było !!! Koszulka bawełniana, ale dobrej jakości, czapeczka, powerade, złocisty izotonik, czekolada, smycz, agrafki.... Chyba niczego nie pominąłem ?;) Wszystko w kolorowym worku z logo biegu. Idąc dalej tym tropem; po biegu posiłek napój, buła, oraz kiełbaska i karczek z rożna :) Tak, tak, nie kiełbasa lub karczek, tylko to i to. Na zakończenie kiedy zostały jeszcze porcje każdy chętny mógł się zgłosić po repetę :) Malkontenci, którzy zawsze się znajdą na biegach naprawdę ciężko zgrzeszyliby narzekając na ten "full wypas" Mało tego; podobno piątkowe pasta party /tak twierdzili Ci, którzy zjechali już dzień wcześniej/ było wyżerką jak "u Cioci na imieninach" ;) Aha, po dekoracjach i losowaniu nagród /m.in. skutera i tygodniowego pobytu w Mielenku/ każdy Kto nie miał szczęścia... na pocieszenie otrzymał dywaniki ! Łazienkowe lub samochodowe do wyboru :) i katalog foto z poprzedniej edycji. W tych wypominkach, nie można pominąć człowieka, który tej imprezie dyrektoruje: Andrzeja Wójtowicza !! Wielkie brawa, słowa uznania i serdeczne podziękowania za gościnę w Kietrzu! Wracając do sedna; trasa bardzo fajna; górki które zresztą bardzo lubię :) Asfalt, droga gruntowa między polami, a pod koniec nawet kamienista szykowana chyba pod asfalt. Tutaj chylę czoła przed zawodnikami niewidomymi. Zresztą podziwiam i składam słowa uznania wszystkim niepełnosprawnym Wielki Szacun !!!
 
 Bardzo gęsto punkty z wodą do picia, gąbkami do odświeżania i dodatkowo prysznice. Kubki napełnione, podawane do ręki ... Naprawdę nie ma się czego "przyczepić" :) No, chyba tylko do tej wielkiej *żarówy* na niebie ;) która "przypiekała" niemiłosiernie. Lubie lato, ciepło też. Ale takie piekące słońce to chyba tylko w Afryce powinno palić. Zresztą "przywiozłem" naturalną koszulkę na 'ramkach' Hiii hii... klata i plecy białe :( a ramiona i karczek jak ten z grila cha cha... Wysmarowałem się zapobiegawczo przed startem kremem, ale widocznie cały spłynął z potem i wodą wyciskaną z gąbki. Miałem jak Marino dziś w ramach rozbiegania polecieć dyszkę w Myszkowie, lecz wolałem nie straszyć ludzi "barwami wojennymi"  Wczoraj biegło mi się nadspodziewanie dobrze, choć już na starcie, przed biegiem kiedy pot zalewał mi oczy wiedziałem, że z RŻ nic nie będzie :)  Zwłaszcza, że pobiegłem z marszu w ogóle nie przygotowując się do startu na tym dystansie....
 

więcej fotek po kliknięciu w zdjęcie
 Ktoś na trasie napomknął o znikomej liczbie kibiców i zaraz przypomniał mi się Maraton Jelcz - Laskowice; gdzie również biegacze nie mogli liczyć na żywiołowy doping. Tyle tylko, że tutaj kto wytrzymałby w takim skwarze "wisząc na płocie" patrzeć na *wariatów* latających z jęzorami do pasa :) Cieszę się bardzo, że Labi mnie zabrał do Kietrza i serdecznie Mu dziękuję. Mam tylko dylemat: marzy mi się połówka w Rudawie, ale jak Bóg pozwoli dalej biegać  za rok  nie da się zrezygnować z Kietrza na rzecz Rudawy ;) Gorący weekend :) a Zabiegani nie odpuszczają biją 'życiówki' w Rudawie, Siemianowicach, stają na pudle w Myszkowie :) do tego debiutanci robią super czasy, więc ręce same składają się do oklasków ! Brawo, brawo, brawo... i gratulacje dla wszystkich :) Tak trzymać :)


Nieźle - półmaraton w takim upale to nie lada wyczyn! ...

... Fajna impreza, sądząc z Twojego opisu.

~Midi 2010-06-14 20:56

niedziela, 6 czerwca 2010

[224] Pożegnanie, startowanie i "niewypał"..

W dniu dziecka z samego rana pożegnaliśmy Andrzeja Urbaniaka, który dzień wcześniej kończył etap w Częstochowie. Odprowadziliśmy Kolegę biegacza do Rędzin i stamtąd ruszył samotnie w kierunku Kamieńska. Co prawda w poniedziałek sympatyk Zabieganych jak sam o sobie mówi Piotrek obiecał "przejąć" Andrzeja w okolicy Kłomnic i jak media donoszą słowa dotrzymał. Przebiegli nawet razem piętnaście kilometrów :) Brawa dla Piotrka ! Po niedzieli, dokładnie w czwartek powinien Andrzej dotrzeć do Gdyni. Przy kilometrażu Ultrasa to wstyd pisać o tygodniowym przebiegu ... Moje pięćdziesiąt dwa kilosy w tygodniu to Jego jeden etap hi hi hi .... W dodatku moje w pięciu wyjściach ;) Ale co tam; Każdy biega na ile Go stać ;) I nie ma się co porównywać do Innych. Jak już to porównywać swoje wcześniejsze i obecne 'osiągi' :) Tak jest zdrowiej ;) dla ciała i ducha :) A propos osiągów... Dziś kolejna impreza w ramach GP Zabieganych "Marszobieg" ;) w Olsztynie. Zjechało się kilkanaście "mandarynek" chociaż pogoda raczej na basen niż bieganie ;)
  
Start w samo południe i temperatura w słońcu ponad trzy "dychy" W dodatku zawsze na półmetku był "wodopój", a tym razem stał tylko jegomość, który na pytanie  o picie  informował: "w tym roku sponsor nie dopisał" ! Na tak krótkim dystansie to mi w zasadzie picie nie jest potrzebne. Ale przy dzisiejszej aurze wiele osób narzekało. Choć szczerze mówiąc; też bym przepłukał zęby z piasku ;) Bo miejscami gdzie biegło się po piachu to spod tylu par nóg kurzyło się, że hej ;) Tak czy inaczej powtórki z poprzedniej niedzieli nie było :) i tym razem bez "życiówki" O ponad minutę gorzej od najlepszego wyniku  na jednym z poprzednich marszobiegów. Ważne jednak, że się było i pobiegało :) Co prawda piach nam w zębach zatrzeszczał ;) (końcówkę biegliśmy razem z Manitou)
  
kiedy już na asfalcie wyprzedził nas najpierw prezes, a zaraz potem Marek S. i Jaq :) Ale to "ściganty" a my jak to mówimy: dopiero po godzince nabieramy ochoty na tuptanie ! ;) Przedpołudnie się udało, lecz po... "niewypał" ze startem w 1 Biegu Sołeckim Wierzchowisko 2010. Bardzo chciałem wystartować u 'Żywca'. Niestety pokonanie kilkunastu kilometrów komunikacją publiczną zwłaszcza w niedzielę to droga przez mękę. Chyba szybciej bym tam zabiegł ;) Początkowo myślałem nawet odpuścić Olsztyn  i zaliczyć tylko 3km u pani Sołtys, ale jak Grand Prix to GP... Mówi się trudno i biega się dalej cha, cha .....

Rany, Tete, litości - pisz ... jakby to powiedzieć?... ...

... mniej wieloznacznie?... ;) Zmartwiłam się, że ktoś umarł, zanim mi się ta strona otworzyła. Swoją drogą, Twoje biegowe życie jest bardzo bogate :))

~Midi 2010-06-07 21:07

Szukaj na tym blogu:

Translator

...łuk mój kładę na obłoki, aby był znakiem przymierza między Mną, a ziemią..." Rdz.9,13

...łuk mój kładę na obłoki, aby był znakiem przymierza między Mną, a ziemią..." Rdz.9,13