"Zdrowie tak jak pieniądze zdobywa się w pocie czoła. Aktywność fizyczna i przemyślany sposób odżywiania mogą być przyczyną dobrego stanu zdrowia" *Nie dlatego przestajesz się bawić, bo się starzejesz. Starzejesz się, bo przestajesz się bawić*


środa, 23 września 2009

[192] Aleja biegowa...

Ostatnio na Bialskiej czyli w alei brzozowej biegaczy jak grzybów po deszczu;) Trzeba będzie wystąpić z wnioskiem o zmianę nazwy na ... biegową:)W sobotę na cotygodniowym spotkaniu klubowym zrobiłem tylko jedną pętlę.Bo na niedzielne popołudnie zaplanowałem start w VII Ogólnopolskim Biegu Ulicznym Szlakiem Jana Długosza "Wieniawa" Dziesięciokilometrowa trasa to trzy pętelki ulicami Kłobucka.Start i meta na stadionie to duża gratka dla kibiców.Ponieważ największe emocje są tuż przed finiszową kreską.Także mogli wygodnie siedząc na trybunach obserwować zmagania na ostatnich metrach /m.in.jak na poniższej fotce:)/
 

Trasa fajna na każdej pętli dość wymagające podbiegi,tylko zainteresowanie kibiców małe.Większość dopingujących to rodziny zawodników:)W porównaniu do wcześniejszych edycji;wydaje mi się że dobrym pomysłem było przeniesienie biura zawodów,startu i mety na stadion OSiR_u.Szkoda tylko,że zabrakło dobrego oznakowania trasy i niektórych miejsc niebezpiecznych. Takich jak np. wystająca z ziemi rurka;od bolca zamykającego bramę wjazdową.Kiedy zaraz po starcie zwarta grupa biegaczy wybiegała tą bramą;w tłumie można było łatwo na takie coś wdepnąć.Mało tego jeden upadający biegacz mógł spowodować lawinę upadków.Biuro zawodów,medale,numery startowe,posiłek można by ocenić bardzo dobrze gdyby nie "wpadka" z wynikami.Po biegu żadne listy się nie pojawiły. Uhonorowano jedynie najlepszych zawodników na pudle.Na stronie orgów w poniedziałek nic,wtorek nic,środa nic.... W mojej historii startów już mi się tak zdarzyło.Miały być wyniki,a potem cisza nikt nic nie wie czeski film... Moim zdaniem brak wyników kładzie cały bieg na łopatki.Może nie być posiłku,losowania nagród,itp.itd.Ale wyniki to podstawa zawodów!!! Zwłaszcza teraz w dobie komputerów.Potraktowałem ten bieg treningowo.Jedno,że dopiero tydzień po maratonie.Dwa kostka jeszcze lekko opuchnięta,a i łydka się odzywa.Dobrze tylko,bo po paru kilometrach wszystko przechodzi:)Trening treningiem,ale ze znajomym biegaczem trochę żeśmy się na górkach "pomocowali" :) Nie chciałem *wariować*,bo najważniejszy cel jesieni to ukończyć 10Maraton Poznański.Co pozwoli wnioskować o Koronę Maratonów Polskich. Ogólnie fajnie;było nas kilku Zabieganych, spotkałem się znów z panem Kazimierzem weteranem biegowym i kilkoma innymi znajomymi biegaczami. Pogadaliśmy... Metę osiągnąłem w towarzystwie Marioli której próbowałem dotrzymać kroku na trasie maratonu w Dębnie:)I co najważniejsze nasz kolega Prezes wywalczył miejsce na pudle BRAWOOOO!!!.Pogoda dopisała,aż nadto mimo pory popołudniowej słonko grzało,że hej:)Poniedziałek luz,wtorek cross,a środa gimnastyka.Na czwartek EMSI z Ja_qb_em zaproponowali dyszkę po trasie "biegu częstochowskiego".W sobotę większość Zabieganych rusza do Warszawy na sztafetę maratońską EKIDEN.Więc z rana dyżur na Bialskiej,a później trzymam kciuki!.Podobno można będzie śledzić zmagania biegaczy on-line! http://www.online.datasport.pl/results79/



Czekamy na gości z Częstochowy! :) Ogarnia mnie już ...

... przedstartowy stres...

~run.blog.pl 2009-09-25 12:52
Mam numer :) 6239 Pod jakim adresem można śledzić biegacza?



~run 2009-09-25 21:25
Spotkałem kolegów z Twojego teamu, kazałem Cię pozdrowić :-)



~run.blog.pl 2009-09-26 22:24
 

środa, 16 września 2009

[191] Teraz Po...znań..

Dałem radę !!!:) na przekór przeciwnościom losu przebiegłem 27 Wrocław Maraton i nawet udało mi się zmieścić w czterech godzinach:) A więc do Korony Maratonów Polskich potrzebny mi już tylko 10 Poznań Maraton:) hmm... jubileuszowy, fajnie się składa;) Kiedy w poniedziałek przed maratonem skręciłem kostkę z prędkością światła przeleciała mi przez głowę myśl:"nie teraz !!! no to koniec marzeń o koronie"... Po dotarciu do domu od razu przystąpiłem do zabiegów - zimne okłady, smarowanie, masowanie... i tak w kółko ;) Dodatkowo Verdi udzielił mi kilku bardzo cennych wskazówek i podbudował  psychicznie twierdząc stanowczo: *Tomasz dasz radę !!! Masz jeszcze prawie tydzień !!! tylko intensywnie się rehabilituj !!! * Niby po urazie stawu skokowego łydka popuściła, ale gdzieś w głowie 'gnieździła' się świadomość, że odezwie się podczas maratonu ! W czwartek pomimo opuchlizny postanowiłem więc przełamać wewnętrzny opór i zrobiłem sobie siedmiokilometrowy trucht. Oczywiście cały czas nie dopuszczałem opcji odpuszczenia wyjazdu do Wrocławia. *...maratończyk nigdy się nie poddaje...* W sobotę z rana przed wyjazdem poczułem wielką ulgę; kostka opuchnięta, ale boli tylko przy przekrzywianiu stopy, łydka OK. We Wrocku spotkałem się z Zabieganymi i innymi"współtowarzyszami walki" na królewskim dystansie ;)Później pasta party; Trochę przeszkadzały zbytnio nagłośnione występy sceniczne; Człowiek własnych myśli nie słyszał, a żeby pogadać ze znajomymi trzeba było się przekrzykiwać ;)Wieczorem  obejrzeliśmy pokazy słynnych już wrocławskich fontann - Muzyka, lasery, kolorowe światła - naprawdę kapitalna sprawa. Można by nawet przyjąć, że to dobry trening mentalny przed bojem z własnymi słabościami ;) W niedziele rano msza święta w kościółku... (dobry znak:) Matki Boskiej Częstochowskiej i na stadion !!! Już w drodze na start na ulicach widać było sporo ludzi w sportowych strojach nawet z przypiętymi numerami startowymi :)! W tramwaju to samo !;) Naprawdę czuć /nie biegaczy;)/ tylko atmosferę święta biegowego :) W miasteczku maratońskim temperatura bliska wrzenia :) Komunikaty spikera, wspólna rozgrzewka i rzesza biegaczy - niezwykle miły widok dla oka :) Zrobiliśmy klubową fotkę i czuję... :( odzywa się kostka, za chwilę łydka... Fakt trochę sobie w sobotę połaziliśmy ... Więc nawet specjalnie się nie rozgrzewam tylko przeciwbólowa dawka forte i na start ! Zaczęliśmy z Manitou bardzo wolniutko, bo Jego z kolei "dręczy" achilles. Zaraz na pierwszych kilometrach musiałem na chwilkę "opuścić" trasę i Manitou mi odszedł. To jest niesamowite; wystarczyła dosłownie chwilka i patrzę, a mój kolega jest hen hen... Pomalutku, pomalutku Go dochodzę, ale mówi: "leć swoim tempem, ja będę starał się dobiec 'Galoweyem' albo poczekam na Tusika co prowadzi grupę na 4:30" W oddali widać pomarańczowe baloniki, więc pomyślałem sprawdzę co to za grupa ?, na jaki czas ? Po drodze niespodzianka z chodnika pozdrawia nas i zagrzewa do walki super-maratonka Marysia Kawiorska ! Dziś "po drugiej stronie" ale jest nami ! Brawo! Powoli odległość do baloników maleje i za jakiś czas ląduje  między *czwórko-łamaczami* A wśród Nich znajduje 'bratnią duszę' Zabieganego Madminstrela :) Mad mimo, że debiutant i też zmagający się z bólem łydki "łyka" kolejne kilometry jak stary maratończyk :) Bardzo mi zaimponował i jestem dla Niego pełen podziwu !! Na punktach odżywczych w tłoku zawsze szukał mnie, żebym się nie zgubił ;) Na rynku czeka  na nas niespodzianka MLP 'strzela' fotki :) Bardzo podobała mi się umundurowana grupa dopingująca na rowerach:) byli na całej trasie, okrzykami: do boju !!! dacie radę !!! dodawali otuchy biegaczom. Szkoda, że nie znaleźli uznania w oczach komisji nagradzającej grupy dopingowe. Zasłużyli sobie na nagrodę! I to nie tylko moje zdanie ! Po rozdaniu nagród podziękowałem Im dodając, że odwalili kawał porządnej roboty :)A na trasie jak zwykle na początku gwarno od rozmów, a potem w miarę jak przybywa kilometrów coraz ciszej i tylko momentami Ktoś rzucał:'daleko jeszcze?' ;) Popijanie, podjadanie, uśmiechy do obiektywów, podzięki kibicującym i bieg, bieg, bieg... Na trasie spotkaliśmy jeszcze Waldka, który jednak nie 'zabrał się' z nami. Gdzieś po trzydziestym kilometrze środki przeciwbólowe przestały działać i zaczęły się "schody" ;) Zacząłem więc w główce kombinować jak zwolnię to będę się dłużej męczył ;)a tak może uda się mieć 'trójkę' z przodu;) Niestety kilka kilometrów przed metą "autobus" z napisem 4:00 zaczął odjeżdżać i musiałem Go samotnie mozolnie gonić; mijając po drodze Tych którzy zaczęli zbyt szybko;) Nagle orzeźwił mnie głos fotografa: "jeszcze chwila koncentracji i czas poniżej czterech godzin"!!! Drugi zastrzyk energii otrzymałem przy bramie stadionu kiedy Sopel krzyknął: *cześć tete, dawaj dawaj;* czy coś w tym rodzaju !! ;) Nabrałem animuszu i na finiszu jeszcze Kogoś 'łyknąłem' ;) Widok mety sprawił mi ogromną radość, podobną jak podczas debiutu maratońskiego :)) *zrobiłem TO !!! dałem radę !!!* nie poddałem się !!!* :) Medal, pakiet. Stoję trochę oszołomiony z medalem na szyi,  kostka pulsuje...w głowie też.. ;) Tak szczęśliwy nie byłem nawet na Cracovia Maraton 2008 gdzie wywalczyłem życiówkę 3:48:.. Gratulacje od MLP przywracają mnie do rzeczywistości idę na masaż. W kolejce jest Mad gratuluję Mu udanego debiutu i świetnego czasu. Czekając popijam 'złocisty izotonik' i składam słowa uznania naszemu kolejnemu debiutantowi Kossakowi. Bowiem dowiaduję się, że obaj z Bemem wykręcili czasy poniżej 3:30!!! No, ale to przecież jedni z naszych klubowych ścigaczy ! Przed startem nic głośno nie mówiłem, co by nie zapeszyć, ale byłem pewny, że dadzą czadu! Dzięki możliwości *śledzenia* nas on-line błyskawicznie dostaję sms-a od Verdiego z gratulacjami !! Następnie posiłek, losowanie nagród w tym samochodu; I tu gula mi skoczyła kiedy prowadzący wywoływał: samochód wygrał Tomasz !!!.. numer startowy ... czterocyfrowy wow to niestety nie ja ;) Na koniec trafił mi się jeszcze 'komplement' na przystanku przy stadionie młoda mama mówi do dziecka patrząc na mnie; zobacz ten pan też biegł w maratonie. I do mnie: jaki pan miał czas? Mówię 3"58. Ona na to: nasz tata 2"40! O to świetny biegacz mówię; musicie tatę mocno uściskać ! bo to ścigacz nie to co ja! Na to mama; chciałbym w pana wieku przebiec w takim czasie maraton ! Oponuję :) nie, nie, nie jestem taki stary, mam dopiero 25 lat (na jedną nogę:) śmiejemy się! ładując do tramwaju pełnego rozdyskutowanych maratończyków :) Droga powrotna pociągiem z MLP w towarzystwie Kossaka i Jego Lepszej Połowy - Ewy minęła na rozmowach o ... bieganiu oczywiście :) W poniedziałek miałem się roztruchtać, ale za wzorowe zachowanie kostki na maratonie nagrodziłem ją jednodniowym urlopem okolicznościowym :) We wtorek luźne siedem kilometrów na dobry początek, a w środę jak to mawia Verdi 'wygibasy' czyli gimnastyka. Cztery piąte operacji KORONA wykonane... Teraz PO....ZNAŃ!


Gratulacje! Ja jestem połowę młodszy i będę pewnie blisko ...

... 5h hehe :-)

~run.blog.pl 2009-09-17 12:35
Brawo! Naprawde jesteś niesamowity!  Też bym chciała w ...

... twoim wieku (nie jesteś taki stary wiem, ledwie 25 lat "na jedną noge" :) ) przebiec maraton, mam wielkie marzenie przebiec wcześniej. Zobaczymy jak to będzie

~Nene 2009-09-17 14:12
Gratuluję, serdecznie gratuluję.....*) Podziwiam Twoją ...

... walkę z bólem - wiem ile kosztuje.  Cieszę się, że w tak mistrzowskim stylu pokonałeś swoje kontuzje. Brawo Tomku, tak trzymaj.  Widzę, że Twój syn jest zapisany ...

~Cecylia 2009-09-17 20:29

czwartek, 10 września 2009

[190] Będzie bolało...

bardziej niż poprzednimi razy... Przed żadnym z poprzednich sześciu maratonów nie nie 'targało' mną tyle dolegliwości.  Poniedziałek jeden z ostatnich treningów przed Maratonem Wrocławskim... Jedna z ostatnich przebieżek; moment, trach i noga skręcona w kostce !!! Ostatnimi czasy borykałem się z prawą łydką, teraz przeszło! Chyba zgodnie ze starą indiańską zasadą; "jak chcesz, by przestał cię boleć ząb, walnij się w palec"!! ! A tak świetnie układały się przygotowania do tego maratonu; fajny plan,  motywacja, chęci i siła do treningów...
W środę po maratonie w Dębnie idąc do szpitala, by usunąć pęcherzyk żółciowy; powtarzałem sobie: .. "maratończyk nigdy się nie poddaje"... Kładłem się z nadzieją, że do września dojdę do "siebie" i zaliczę (4/5 KMP) Wrocław Maraton...Trzy dni po klasycznym zabiegu  wychodząc do domu wdzięczny byłem Bogu i Ludziom w białych fartuchach, że tak szybko i sprawnie to poszło. Obiecałem nawet na odchodnym, że następny maraton zadedykuję Im:) Rekonwalescencja  przebiegała znakomicie, a rana goiła się wg przysłowia: "jak na psie" :) Na początku czerwca wystartowałem już w zawodach i to nie tylko na zaliczenie... Tuż po operacji marzyłem jedynie, aby Wrocław ukończyć; bez względu na czas... przebiec !!! Potem jak to mówią "apetyt rósł w miarę jedzenia" więc zaświtała mi w głowie myśl, przecież mogę ponowie powalczyć o złamanie 3:45 :) Teraz zostałem... "sprowadzony na ziemię"...A w planie  jeszcze Poznań z Kubą w debiucie.. I ... . Smaruję, okładam, masuję, smaruję, masuję... Jest lepiej i znów odzywa się łydka... Więc co???... No...*Maratończyk nigdy się nie poddaje*... Jadę do Wrocka......42,195 :)



Co Cię nie zabije to Cię wzmocni :)



~run.blog.pl 2009-09-11 11:57

sobota, 5 września 2009

[189] Bez trenera...

Bez trenera, samemu czasem trudno zauważyć nieprawidłowości popełniane na treningu. Chłodna ocena, spojrzenie z boku pozwala wcześniej zapobiec skutkom tych błędów. A tak "człowiek uczy się /na błędach/całe życie i głupi umiera"... Do Wrocka już tylko tydzień, a łydka jeszcze trochę daje się we znaki. Najbardziej dokucza rano po wstaniu z łóżka, a po godzinie biegu zaczyna odpuszczać ;) Więc znaczy, że bieganie jej służy... Ktoś kiedyś powiedział: "jak po czterdziestce człowiek budzi się rano i nic nie boli; to zastanawia się, czy jeszcze jest na tym 'łez padole' ;) Tomka i Mateusza też dopadły jakieś problemy z nogami, więc będziemy  wzajemnie się *podpierać* :) W tym tygodniu tylko trzy treningi i tylko 33 kilometry :( Stara prawda mówi 'czego nie zrobiło się w czasie całego okresu przygotowawczego; nie nadgoni się w ostatnich dwóch tygodniach'. Dlatego myślę lepiej poluzować, odpuścić niż przedobrzyć. Nadszedł wrzesień i czuć jesień :) /nawet człowiek nie czuje jak mu się rymuje :)/ Chłodniejsze ranki i wieczory dają trochę wytchnienia od biegania w upale. Jednakże, coraz krótsze  dni są dla mnie zmorą. Brak światła słonecznego sprawia, iż w okresie jesienno zimowym moja aktywność spada. Najchętniej niczym niedźwiedź zapadłbym w sen zimowy :) I tak odkąd biegam również zimą jest o wiele lepiej. Wcześniej żyłem jak "na oparach" co rusz łapało mnie jakieś przeziębienie, angina tudzież inne paskudztwo ! Niby taki zimowy zanik funkcji życiowych jest zgodny z naszym zegarem biologicznym. Po wiosenno letnim cyklu życia "na wysokich obrotach" organizm chce odpoczynku, wyciszenia i regeneracji. Kilka lat wstecz tak wyglądało moje bieganie... Na wiosnę *budziłem* się i zaczynałem stopniowo biegać, a jesienią powoli odpuszczałem. Fakt nie biegałem tak intensywnie jak teraz; Kolega powiada: teraz biegasz, a wtedy uprawiałeś jogging ;) Dzisiaj z rana pogoda typowo jesienna i od razu widać spadek  liczby chętnych na *poranne ładowanie akumulatorów* w alei Brzozowej :)  Biegaliśmy tylko w męskim gronie i już nawet myślałem, czy aby elf_ik po debiucie w Blachowni się nie zniechęciła ;) Ale okazało się na koniec spotkania biegowego, że przyjechała "na drugą zmianę, podmienić nas na trasie" :) Pamiętam czasy kiedy budzik dzwonił na poranne bieganie, a ja: 'jeszcze minutkę ! przecież mogę pobiegać wieczorem ! nie chce mi się wstawać, bo ciemno jak'... Teraz nastawiam budzik z przyzwyczajenia, a i tak budzi mnie przed czasem i nie daje wyleżeć.... chyba moje uzależnienie :) A tu więcej naukowej teorii o tej przypadłości:)                                 http://medycyna24.pl/bieganie-uzaleznia



Tak, też mam problem z kostką, mam nadzieję, że przejdzie ...

... do Maratonu Warszawskiego :-) A temperatura mnie zabija przed 6 rano - wtedy najwygodniej mi biegać :(

~run 2009-09-07 13:47

Szukaj na tym blogu:

Translator

...łuk mój kładę na obłoki, aby był znakiem przymierza między Mną, a ziemią..." Rdz.9,13

...łuk mój kładę na obłoki, aby był znakiem przymierza między Mną, a ziemią..." Rdz.9,13