"Zdrowie tak jak pieniądze zdobywa się w pocie czoła. Aktywność fizyczna i przemyślany sposób odżywiania mogą być przyczyną dobrego stanu zdrowia" *Nie dlatego przestajesz się bawić, bo się starzejesz. Starzejesz się, bo przestajesz się bawić*


poniedziałek, 30 lipca 2012

365. Wszystkie drogi prowadzą do

Częstochowy. Tak, tak do Rzymu też;) ale wakacje to w naszym mieście wzmożony ruch pielgrzymkowy. Pieszo, konno, na rowerach, autokarami pątnicy zmierzają do Jasnogórskiej Pani. Dzisiaj na rogatkach miasta mieliśmy przyjemność powitać pielgrzymujących biegaczy z Rzeszowa oraz Tarnobrzega i towarzyszyć Im na ostatnich kilometrach do Sanktuarium Czarnej Madonny

Taka pielgrzymka to wyjątkowa impreza biegowa. Każdy daje z siebie wszystko, w skwarze, deszczu biegną walcząc z własnymi słabościami. Wierzą, że wrócą do domu mocniejsi. Tutaj nikt nie pyta czy na mecie będą medale? koszulki techniczne? czy nagrody w open i kategoriach wiekowych się dublują? Albo czy w losowaniu mogą zgarnąć atrakcyjne gadżety. Na "mecie" przede wszystkim dziękują i ofiarowują swój trud Maryi za opiekę, siły i szczęśliwe dotarcie do celu. Potem już na Mszy świętej w Kaplicy Cudownego Obrazu proszą nie tylko w osobistych  intencjach, ale modlą się za innych biegaczy, także Tych co odeszli do wieczności.

W czwartek na Jasną Górę dotrze najstarsza i najdłuższa (500km) Pielgrzymka Biegowa z Bytowa. Jesteśmy w kontakcie z organizatorami i ponownie wybiegniemy naprzeciw biegowym pielgrzymom, by potem asystować Im w drodze do tronu Matki Bożej.

W sobotę na cotygodniowym spotkaniu biegowym po raz pierwszy i miejmy nadzieję nie ostatni pojawiła się Matylda:) Piętnaście kilometrów jakoś nie "zrobiło wrażenia" na spuchniętej kostce;) Myślałem może dlatego, że *po miękkim?* Ale dziś wyszło prawie szesnaście po asfalcie i bruku i na szczęście jest okey:)) Grunt to szczęście w nieszczęściu he,he...

piątek, 27 lipca 2012

364. Jonasz

a nie Tomasz powinienem mieć na imię. Ledwo zajechałem nad nasze zapłakane morze i od razu pech. Chłodno, pada z przerwami, więc z plażowania nici. Spacerujemy, zwiedzamy, ale chciałaby rybka do wody:) MLP (Moja Lepsza Połowa) oczywiście wchodzi mi na ambicję Ty mors i się nie kąpiesz? Popołudniu wskakuję do morza i... wow jest super! Rozbrykany biegnę przez płyciznę w kierunku brzegu:) Nagle prawa noga wpada w jakąś dziurę przewracam się! Ból stawu skokowego, a w głowie przelatująca z prędkością światła myśl: cho....a skręciłem kostkę!! Zaraz w pierwszym dniu!! A przecież miało być codzienne poranne bieganie po plaży zakończone kąpielą w morzu! 
W dodatku rano w lokalnej prasie znalazłem informacje, że nazajutrz w niedzielę jest Trójbieg Andrzeja i byłaby okazja zaliczyć start.

Co robić? Noga boli, ale chodzić się da, więc może nie wszystko stracone. Odkładam decyzję na niedzielny poranek. Niestety już przy wyjściu z łóżka widzę staw opuchnięty, bolący, a przy chodzeniu kuśtykam:( No pięknie. Jak się ma pecha to w drewnianym kościele człowiekowi spadnie cegłówka na głowę;) 
Nie odpuszczam! staram się kontrolować stawianie stopy i mimo bólu przetaczać ją tak by nie utykać. Większość niedzieli spędzam brodząc po morzu przecież było nie było to solanka i jeszcze zimna;) "Kurację" stosuję do wtorku włącznie. Widać poprawę i choć opuchlizna została to staw mniej boli. Tylko pod kostką na dole stopy pojawia się dziesięciocentymetrowej siniak. 

Od środy zaplanowane wcześniej codzienne godzinne truchtanie zakończone pluskaniem w morzu. Początkowo rankiem było 11-13 stopni. W ciągu dnia ok. osiemnastu, ale im bliżej wyjazdu tym temperatura rosła. Potem gdy zmieniliśmy miejsce pobytu bywało, że kąpałem się nawet dwa, trzy razy dziennie. Chociaż za wielu chętnych nie było;) 

Mówią jaki początek taki koniec:) Dlatego chyba na dwa dni przed wyjazdem wróciło lato, plaże zaroiły się spragnionymi słońca urlopowiczami a tu znowu pech;) trzeba wyjeżdżać;( Szczerze mówiąc nie było tak źle;) "na murzyna" się nie opaliłem;( Lecz choćby tylko dla biegania o poranku i kąpieli morskiej warto było:)) Na szczęście deszcz też padał z przerwami:) A nie jak to nieraz bywało, że jak nastała "pora deszczowa" to lało i lało... 

Zmiana klimatu, codziennego trybu życia, poznanie nowych miejsc i ludzi to świetna sprawa:) i  zarazem regeneracja psychofizyczna:)
 Syn bawi się ponadto od pewnego czasu w geocaching to była więc okazja do wspólnych "łowów" 

Wczoraj już na "swoich śmieciach" nie mogłem sobie odmówić jak co czwartek dyszki po trasie BC;) Gorąco, deszczowo, no to parno i duszno nawet wieczorem. Na szczęście mimo braku deklaracji na forum na miejscu zbiórki stawiła się "sierotka Marysia" /Monika/ i "siedmiu krasnoludków" hi,hi...

Opuchlizna jakoś nie chce ustąpić, ale boli już tylko przy mocniejszym ucisku. Zasinienie znikło, czyli jakby co polecam na skręcenia sprawdzoną "kuracje" w morskiej solance  he,he...

czwartek, 12 lipca 2012

363. A mnie jest szkoda lata

bo przez najbliższe kilka dni wczesnym rankiem będę udeptywał nadbałtycką plażę. Do tej pory grzało niemiłosiernie, aż na treningach marzyły mi się kąpiele w przerebli he,he... Teraz podobno już od "łikendu" ma być październik;) to zamiast wygrzewania kości w gorącym piasku nadmorskiej plaży będzie morsowanie w  Bałtyku. Cóż jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma:) Lubię poranne bieganie po plaży zakończone kąpielą w morskiej wodzie, więc pobudka i kierunek Ahlbeck;) Puste plaże, świeże powietrze, czasem bratnie dusze (biegacze;) i masy wody po widnokrąg. Oczyma wyobraźni już to widzę;)

Dziś czwartek i tradycyjnie trening na trasie biegu częstochowskiego. Jak zwykle na forum cisza to pomyślałem trudno będę naśladował Tomada, który zazwyczaj po "zabieganym parku w lasangelas" melduje: "biegałem ja i mój duch manitou" 
Po drodze jednak niespodzianka spotkałem Zenka:) Kogo jak kogo, ale Jego najmniej się spodziewałem. W sobotę walczył na trasie transjury dorobił się odparzeń stóp i dzisiaj mówi mi: "już nie mogłem wytrzymać!" hi,hi... kolejny uzależniony;) Potem  dobiegły Monika i Karolina, na rowerze dołączył Darekk nasz reprezentant na pudle o czym pisałem poprzednio. Na Rynku Wieluńskim dojechał jeszcze na dwóch kółkach Marcin, a na końcu spotkaliśmy Arpera:) Pokropił nas deszczyk, wiaterek osuszył i dyszkę zaliczyliśmy. Żartownisie na rowerach momentami na podbiegach śmiali się, że przestajemy gadać, a Oni nawet nie mają zadyszki he,he... Jednak to prawda, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia;)

Wczoraj po cotygodniowym wtorkowym marszu z kijkami trochę luźnego biegu na rozgrzewkę i przebieżki stupięćdziesięciometrowe. W jedna stronę szybko, a z powrotem truchcik razy dziesięć. Na koniec znów spokojny bieg i rozciąganie. Dzień wcześniej po kijowaniu Marcin zaproponował by pomoczyć się w naszym częstochowskim "adriatyku" Wieczór, mniej ludzi na kąpielisku, woda ciepła jak herbata, ale mokra;) to wcale nie chciało nam się  z niej wyłazić;)

Przeważnie na każdym wakacyjnym wyjeździe udawało mi się "przy okazji" zaliczyć jakiś start. Tym razem nie znalazłem w najbliższej okolicy żadnego biegu:( Chyba, że na miejscu trafi się jakaś lokalna imprezka. Wtedy będzie okazja zaprezentować ją na blogu po powrocie. Cichą nadzieję mam, iż do końca prognoza pogody się nie sprawdzi i nie wrócę "biały jak młynarz" he,he...

poniedziałek, 9 lipca 2012

362. Sobotnie wrażenia

W piątkowy wieczór szóstka Zabieganych: 14. Zenek, 29. Manitou, 39. Boru, 54. Kucharz, 63. Darekk, 82. Wlodec wyruszyła z Krakowa do Częstochowy w ramach tegorocznej transjury 
Kiedy w sobotni poranek otworzyłem oczy pierwsze co pomyślałem to: Jak tam nasi ultrasi??? ;) odpaliłem kompa, ale nic:( żadnych wieści. 

Tym razem na Bialskiej oprócz biegaczy pojawił się fotograf z gazety, która planuje wydać dodatek sportowy. Podobno ma tam znaleźć się też materiał o naszym klubie i potrzebują kilku fotek na "okrasę" artykułu;)
Temat który przewijał się cały czas podczas sobotniego spotkania biegowego to oczywiście transjura i start naszych kolegów.

Gdy wróciłem odezwał się pierwszy raz Darekk i od razu "przelałem" wieści z trasy na forum:)  Potem jeszcze kilka razy kontaktowaliśmy się telefonicznie i jakoś tak się złożyło, że już poza forum z Madlen, Kossakiem, MarcinemB i Emte umówiliśmy się, żeby wieczorem powitać chociaż pierwszego Zabieganego na mecie.
 
 Trochę to trwało, ale było warto zobaczyć jak Darekk po pokonaniu ponad 160km w 24h z hakiem na ostatnim odcinku podrywa się do biegu i leci jakby kończył maraton!!! Bezcenne przeżycie:)
Ciągle też myśleliśmy o pozostałych naszych kolegach będących na szlaku. 
W międzyczasie Zenek telefonicznie przekazał wiadomość, że po odparzeniu stóp musiał zejść z trasy na 105km, a przed osiemdziesiątym kilometrem z tego samego powodu zrezygnował Manitou. W takiej temperaturze to kilkanaście kilometrów daje w kość, a co dopiero ultra dystans. Kiedy Darekk odjechał z biura zawodów zaczęło kropić i widać było od strony Olsztyna błyskawice. Martwiliśmy się bardzo, bo w tamtym rejonie w tym momencie powinien być Boru, a zaraz za Nim Wlodec. Ponieważ nie bardzo wiedzieliśmy ile czasu w takich mega ekstremalnych warunkach zajmie Im dotarcie na metę postanowiliśmy rozejść się do domów:( Kossak który mieszka najbliżej wyszedł jeszcze później na trasę i przywitał Boru który przybył na metę ok. północy! Zaś "góraliczek"-Wlodec dotarł kilka minut po pierwszej w nocy. Najdłużej czekaliśmy na wiadomości i denerwowaliśmy się co z Kucharzem, ale kiedy zameldował na forum, że po 35 godzinach ukończył transjurę odetchnęliśmy z ulgą:)

Podjęcie takiego wyzwania zasługuje na słowa podziwu i uznania. Szczególnego jeśli chodzi o kobietę:) Tu muszę pogratulować przedstawicielce naszych kaliskich przyjaciół z Supermaratonu Kalisz Hani Kurzajczyk która była pierwszą kobietą z czasem 30godzin - wielkie brawa! Oczywiście i przede wszystkim naszym klubowym kolegom należą się ogromne brawa, gratulacje i wyrazy szacunku! A już najwyższe poważanie i  pochwały Darkowi za wywalczenie trzeciego miejsca!!!

Po sobocie pełnej wrażeń niedziela luz, ale nie dla żołądka hi,hi... Dobre jedzenie, coś do picia i w poniedziałek "powoli jak żółw ociężale" podreptałem na codzienną trasie;) Pierwsze kilometry taki rozruch, ale potem było już żwawiej (jak dla mnie;) he,he...
Tyle o transjurze, bo w "łikend" były jeszcze inne imprezy w których startowali Zabiegani:)
  Damzac 05:43:09.88 III Maraton Gór Stołowych
  Emsi 00:44:19 Bieg Opolski
  Miro M-60 2 01:22:06 Imieliński Cross Ekologiczny
  EdekB 01:22:33 Bieg po plaży "Jaroslawiec"
Gratulacje i brawaaaaaaaaaa!!!!! Tak trzymać:)





































































































czwartek, 5 lipca 2012

361. żar z nieba

lał się przez cały dzień i nawet wieczór nie przyniósł wytchnienia. Cotygodniowe spotkanie biegowe na trasie BC zaczęliśmy o dwudziestej w trzyosobowym składzie z Moniką i Edkiem. Miał jeszcze być Fred, ale chyba odpuścił tak jak pozostali bywalcy "ćwiartkowych wieczorów" Potem dołączył Kuba i w czwórkę wylewaliśmy ostatnie poty na trasie wokół Jasnej Góry. Na drugim kółku spotkaliśmy zaprzyjaźnione maszerki i jeszcze dwóch biegaczy:) Niby słoneczko już nie dogrzewało, lecz duchota dawała się we znaki okrutnie. Dlatego po drugiej pętli odbicie z trasy nad częstochowski Adriatyk i orzeźwiająca kąpiel. Było fantastycznie woda cieplutka, ale mokra;) ludzi już mniej niż w ciągu dnia po prostu  ukojenie dla ciała he,he... 
W sumie piętnaście kilometrów i to w tempie wcale nie spacerowym, bo Monika jak zawsze nas ciągła  i nie wypadało odstawać hi,hi... 

Jutro szóstka Zabieganych oraz wielu innych zaprzyjaźnionych biegaczy w tym Mirza z córką Hanią startują w Transjurze  Trzymam za Nich wszystkich kciuki, wspieram duchowo i dopinguję:) Podziwiam i z niecierpliwością czekam na na wieści!

środa, 4 lipca 2012

360.Wczorajszy

cotygodniowy marsz z kijkami niestety nie doszedł do skutku;( Najpierw się ściemniło, potem zaczęło grzmieć, a w końcu nie dość, że lało jak z cebra to pioruny waliły dookoła. Fajne były plany, bo po maszerowaniu miały być kiełbaski z grila, złocisty izotonik, ale cóż siła wyższa jak się nie co się lubi to się lubi co się ma;) Kiełbaski były z piekarnika he,he... I tak nas żywioł dzięki Bogu oszczędził i w najbliższym otoczeniu nie wyrządził szkód tak jak w innych regionach o czym donoszą media. 

Dzisiaj nadal skwar, lecz bez zapowiadanych opadów i burz:) Parno, duszno ale chyba powoli przyzwyczajam się do takiej aury;) Po nocnym tuptaniu w Kaliszu nabrałem mocy hi,hi... i przyszła mi ochota na jakieś górki. Wybieram się niedługo na rodzinny obóz kondycyjny, ale w odwrotnym kierunku;) Więc wymyśliłem kilometrową pętelkę z prawie pięćset metrowym podbiegiem. Jak podbieg to i zbieg, trochę płasko też. Podłoże asfalt, trawa, szuter, kostka, czyli wszystkiego po trochu. Zrobiłem dziesięć kółek z krótką przerwą w połowie na wodopój. 
Gdzieś tak od trzeciej, czwartej pętelki pojawili się niespodziewanie kibice. Przedstawicielka płci piękniej skwitowała krótko: "podziwiam!" Natomiast faceci wzruszyli ramionami mówiąc " że też się panu tak chce tak męczyć? masz pan coś z tego biegania? jak pan nie masz co robić to lepiej zimne piwo w domu popijać!." Pani podziękowałem:)) a panom zaproponowałem, by się przyłączyli choć na jedno okrążenie. Niestety wybrali piwo cha,cha,cha....

poniedziałek, 2 lipca 2012

359. po pięćdziesiątce

w nocy z piątku na sobotę w Kaliszu w dzień labowałem;) i w niedziele też. A co było nie było pierwszy weekend wakacji he,he... Dziś już nie ma zmiłuj pięty swędzą to trzeba było trochę pohasać. Planowałem spokojny bieg, lecz nogi jakoś same rwały do przodu;) Byłem nawet zaskoczony. Szczególnie kiedy przebiegałem koło budowy i jeden z robotników zapytał: " panie zdążysz pan na olimpiadę?" cha,cha... W dodatku po nocnej ulewie i burzy niektóre moje codzienne ścieżki przemieniły się w prawdziwy tor przeszkód. Powalone drzewa, od groma połamanych gałęzi i wielkie rozlewiska kałuż. Powietrze ciężkie, parne, ale trzynaście kilometrów pękło i od razu zrobiło mi się lepiej na ciele i duszy hi,hi... Na Biegu Świętojańskim wspominałem Labiemu i Darkowi jak to "lubią" mnie wałęsające się kundle i chyba wywołałem wilka  ujadacze z lasu;( bo dwa miały dzisiaj wielką ochotę na moje łydki. Na szczęście "bliskie spotkanie" tylko trochę podniosło mi tętno;)  Pod wieczór dla relaksu poszliśmy z moimi chłopakami popływać. Woda rewelka aż nie chce się wychodzić. Jutro jeśli pogoda nie spłata figla w ramach regeneracji ma być cotygodniowe spotkanie kijkarzy i dziesięciokilometrowy marsz.

Szukaj na tym blogu:

Translator

...łuk mój kładę na obłoki, aby był znakiem przymierza między Mną, a ziemią..." Rdz.9,13

...łuk mój kładę na obłoki, aby był znakiem przymierza między Mną, a ziemią..." Rdz.9,13