"Zdrowie tak jak pieniądze zdobywa się w pocie czoła. Aktywność fizyczna i przemyślany sposób odżywiania mogą być przyczyną dobrego stanu zdrowia" *Nie dlatego przestajesz się bawić, bo się starzejesz. Starzejesz się, bo przestajesz się bawić*


poniedziałek, 31 października 2016

wszyscy Święci...

jutro balują w niebie;) a ja dziś na to konto lajtowe dwanaście kilometrów po najbliższej okolicy he,he...
Zacząłem z godzinnym opóźnieniem:( lecz nie goniłem, bo i po co. Pogoda super! Lekkie zachmurzenie, prawie bezwietrznie i pięć kresek powyżej zera na termometrze:) 
Pokręciłem się "w rejonie" spotkałem jedną biegaczkę i jedną kijarkę oraz na "Bałtyku" wysyp wędkarzy;)
Początkowo biegło mi się trochę ciężko, ale po "łikendzie" to normalne hi,hi... Później gdy już zatrybiłem było świetnie jak zwykle:)

Za dwa tygodnie otwieramy sezon morsowań 2016/2017:) Co niedziela w samo południe będziemy zażywać zimnych kąpieli he,he... Nastąpią zapewne zmiany biegowe w planie tygodniowym, a potem roztrenowanie.

Dzisiaj kończy się październik, więc nieco statystyki:
18 treningów biegowych i 225 kilometrów  w tym jeden start - Poznań Maraton. Do tego 5x marsz, czyli 25 km chodu i cztery cotygodniowe gimnastyki oraz pięć jesiennych kąpieli w "Pacyfiku"

Jutro święto Wszystkich Świętych. Wolne od biegania, ale "swoje" kilometry pewnie i tak zrobię;) odwiedzając Tych co odeszli do wieczności.

sobota, 29 października 2016

przed wschodem...

słońca jak za dawnych dobrych czasów w Alei Brzozowej:) 
Przed dziewięciu laty dokładnie /27.X.2007/ po raz pierwszy z Verdim i paroma innymi biegaczami zainicjowaliśmy stałe sobotnie spotkania biegowe. Nie było łatwo. Nie było tak komfortowo jak dziś he,he... Nie było jeszcze boomu biegowego:(
Nie było nowego asfaltu na odcinku od kapliczki przy Okulickiego /miejsce zbiórki/ do skrzyżowania Bialska-Buffalo-Zakopiańska. Nie było oświetlenia LED. Nie było ławeczek, koszy. 
Jedynie wykroty, piaski i kałuże w Lasku Wilka oraz w bialskich polach pozostały takie same hi,hi... 
Zaczynaliśmy 6:30, więc startując z "oczami w ręce" staraliśmy się na dziurach, zwłaszcza zimą nie "złapać zająca". Mimo to zdarzało się niechcący "wyrżnąć orła" he,he...
Za Sanktuarium Krwi Chrystusa co rusz Ktoś z biegnących zaliczał kałużę hi, hi... Pozostali pytali tylko którą nogą? i dowcipkowali: 'lewą, a ja prawą to jest do pary, więc się nie przejmuj';) 
Z biegiem lat gdy Ekipa się rozrastała nieraz w ciemnościach nikogo nie widać było, ale z daleka niósł się gwar roześmianych głosów:) 
W czasie regularnych sobotnich biegów sporo osób udało nam się zaprosić do naszego "wesołego autobusu":) 
Dużo początkujących zaczynało wśród nas swoje biegowe "kariery";) 
Z czasem peleton biegaczy dzielił się na ścigantów, biegaczy i Tych co delektują się szybszym przebieraniem nogami he,he...
Ilość osób spotykających się była różna. Zależało to od chęci, wolnego czasu, pory roku, pogody itd...
Zawsze jednak tym dreptanym pogaduchom towarzyszył kapitalny klimat. Mniej zaawansowani mieli okazję podpytać lepszych;) Startujący opowiadali o zawodach. Wzajemnie dzieliliśmy się radością naszej wspólnej pasji i to było cudowne:)

Dzisiaj niestety o siódmej rano, czyli jak to niektórzy mówią "w środku nocy" hi,hi... pod kapliczką pusto:( Szkoda! 
Magia tego miejsca i atmosfera biegowych spotkań to była fantastyczna sprawa. Wymagało to od wielu osób dużo wysiłku, trudu a niekiedy nawet wyrzeczeń. Cóż obecne czasy charakteryzują się tym, że co dobre łatwo się niszczy:( 

Jak przed laty zrobiłem tradycyjnie dwie pętle i w rezultacie garmek naliczył z dobiegiem szesnaście kilometrów. W całym tygodniu w czterech wyjściach 56:) Plus siedemnaście kilometrów marszu w trzech przechadzkach he,he...

czwartek, 27 października 2016

po pierogach...

własnej roboty (z mięsem;) jest moc i zapiernicza się wprost fantastycznie hi,hi...
Dzisiaj za jutro he,he... dwunastka z np;) Nie planowałem, lecz po smakowitym obiedzie postanowiłem spalić pierogi i to był świetny pomysł;)
Wyciągałem nogi i mimo to im bliżej końca biegło mi się coraz lepiej. 
Przy okazji dziś wypadł też oficjalny debiut Garmka:) Już bez zabezpieczania się od wszelkiego wypadku telefonem z endo hi,hi... 
Test wypadł super! GPS w zegarku łączy się z satelitami już w mieszkaniu. Nie wiem jak, czemu, dlaczego, ale łapie sygnał:)
Ponad cztery lata używałem telefonu z endo, ale zegarek biegowy to naprawdę inna bajka;) W dodatku bieg w statystykach rozebrany na czynniki pierwsze he,he...
Połączyłem endomondo  z Connect garmin, więc po synchronizacji z zegarkiem trening od razu mam zapisany i tu i tu:) 
Jedynie nie mogę sparować telefonu z aplikacją mobilną Connect Garmin, bo mam zbyt słabego smartfona i przez bluetooth się nie da rady połączyć:(
Dzisiejsze bieganie było rewelacyjne:) 
Zawsze tak bywa to co nie planowane, niespodziewane i brane na żywioł jest najfajniejsze hi,hi...  

środa, 26 października 2016

co tu...

dużo mówić he,he... Bieganie zawsze jest super! A szczególnie w czasie Złotej Polskiej Jesieni:) Szkoda słów;) Zobaczcie sami szeleszczące pod  butami kolorowe liście, temperatura powietrza +8 oraz zapach wilgotnej ziemi i palącego się ogniska. Nogi same rwały się do szybszego przebierania hi,hi...
Trzynastka "z buta" po parku Lisiniec. Pohasałem dzisiaj w większości poza ścieżką rekreacyjną. Było trochę poślizgnięć na błotku i trzepotania rękami w powietrza, aby nie "wyrżnąć orła" hi,hi... I choć utytłałem w nim "po pachy" było świetnie:) Jak nie wiem co;)

poniedziałek, 24 października 2016

beztroskie...

hasanie, bez celu, bez napinania się, bez liczenia kilometrów i czasu jest kapitalne.
Owszem zerkam co jakiś czas na zegarek, ale tylko po to, żeby się nie zapomnieć  przypadkiem nie latać do obiadu hi,hi...
Było dziś rewelacyjnie! 
Miejscami pod nogami szeleszczący dywan z różnokolorowych liści:) przez który jak dziecko leciałem szurając butami, by wirowały dookoła w powietrzu he,he...
Trochę przykro przebiegać koło mojego kąpieliska na "Pacyfiku" pod brzózkami:( Cóż muszę jeszcze te parę dni wytrzymać.
Pogoda na bieganie super! 
Osiem kresek na plusie, bezwietrznie i bez słońca;) Chyba dlatego na pętli wokół "Adriatyku" i "Bałtyku" dziś naliczyłem trzy kijarki, dwie biegaczki i jednego biegacza.
Na spoko wg garmka 14,81km i 14,58 na telefonie z endo, więc różnica nieduża. 
Komputerek "pokładowy" jest niesamowity:) 
Niestety nie pokazuje najważniejszego:( ilości wydzielonych hormonów szczęścia, czyli endorfinek;)

sobota, 22 października 2016

w Blizanowie...

dzisiaj Kaliska Setka. Dziesięciokilometrowy dobieg do Stawiszyna i sześć piętnastokilometrowych pętli miedzy miejscowościami Blizanów - Jarantów - Brudzew - Blizanów. Trzy razy miałem przyjemność walczyć z samym sobą na Supermaratonie Kalisia:)
Dlatego dziś udeptując ścieżki bialskich pól byłem tam myślami i duchem he,he... 
Kto raz weźmie udział w tym biegu doświadczy klimatu tej imprezy, sympatii Kibiców i życzliwości mieszkańców gminy będzie chciał tam wrócić. Nawet jeśli pokonanie stukilometrowego dystansu będzie naprawdę bolało;) a musi boleć he,he... Nabiegałem przy sobocie szesnaście kilometrów, czyli tyle co jedna pętla Kalisi. Spoglądałem na zegarek i kalkulowałem na którym kilometrze o tej porze byłbym w Blizanowie. W tym roku odpuściłem, ale w przyszłym bardzo chciałbym tam zawitać ponownie:)

Tak jak zawsze od niedawna hi,hi... dotruchtałem na Bialską i poćwiczyłem na siłowni. Potem piękną jesienną Aleją Brzozową dobiegłem do Sanktuarium Krwi Chrystusa. Zrobiłem dwie pętle. Przy czym drugą większą. Wracając przy Mazowieckiej poznałem sympatyczną biegaczkę:) i w miłym towarzystwie wróciłem na teren plenerowej siłowni. Trochę ponownie poćwiczyłem i naokoło wróciłem do punktu wyjścia. 
Nie wiem od czego to zależy, bo dziś endo naliczyło 16,45km i garmek prawie tyle samo 16,38. Może musiał się zaaklimatyzować he,he...

Jutro chciałem wystartować, a raczej wziąć udział w biegu w zbożnym celu.  Niestety chyba jednak mi się nie uda, czego bardzo żałuję:(

piątek, 21 października 2016

muszę...

przez dziesięć dni odpuścić kąpiele w "Pacyfiku":( Krople, maść i żadnych kontaktów oczu ze stojącą wodą w sadzawkach;)
Ale bieganie oczywiście jak najbardziej:) Przez te specyfiki mam obraz nieco zamazany he,he... ale biegaczki na trasie dostrzegam hi,hi...
Dziś nieco nerwowe bieganie, bo we dwóch. Próbujemy się dopasować, ale na razie trwa poznawanie i docieranie;)
Początki podobno zawsze są trudne, więc z każdym dniem powinno być lepiej. Muszę tylko mu trochę czasu poświęcić, żeby wiedzieć co mi tak cały czas brzęczy za uchem i co za komunikaty wysyła hi,hi... 
Szkoda, że nasz debiut zbiegł się z aplikowaniem maści do patrzałek, bo niewyraźnie widzę co mi pokazuje:( Ale damy radę he,he... 
Dziwne tylko, że moje endo w telefonie pokazuje na dziesięciokilometrowej trasie o pół kilometra mniej niż on:(
Komu wierzyć? 
Niestety nie mam czasu się nim pobawić. W wolnej chwili spróbuję go rozgryźć. Przed nami jeszcze sporo czasu i kilometrów. Dlatego musimy się znać jak "dwa łyse konie" he,he... 
Żeby każde bieganie było czystą przyjemnością bez niemiłych niespodzianek;) Pora przedstawić Wam mojego nowego partnera biegowego Garmka forunera 220 
Dzisiaj wg endo w telefonie zrobiłem 12,32km, a garmek pokazał 12,93. Na razie zaufam dotychczasowemu towarzyszowi i przyjmę, że zaliczyłem dwunastkę;)

środa, 19 października 2016

dlaczego mnie lubią...

psy znaczy się he,he... Gdzie bym się nie pojawił i jak tylko mnie dojrzą już lecą niczym muchy na lep hi,hi...
Dzisiaj zaplanowałem tylko dychę na "Bałtyku" przed wodowaniem w "Pacyfiku";) 
Zrobiłem trzy "duże" pętle. Duże tzn. dookoła trzech glinianek "Adriatyku", "Bałtyku" i "Pacyfiku. Mała pętla to ścieżka rekreacyjna wytyczona wzdłuż dwóch pierwszych dołów. Jesień, liście lecą, więc będzie można będzie pohasać teraz po fajnych ścieżkach crossowych. 

Wracając do czworonożnych miłośników;) dziś kiedy napotkałem grupę Psiarzy z Ich pupilami cała wataha ruszyła w moim kierunku:( Nie zważając oczywiście na gwizdanie i głośne wołania właścicieli he,he... Wiem cieszą się! Tylko czemu od razu na mnie skaczą?! i kręcą się pod nogami?! Raz, że nie lubię być utytłany od psich łap, a dwa muszę zwalniać, żeby nie "wyrżnąć orła":( 

Po biegowej rozgrzewce spotkałem jeszcze niezwykle sympatyczną Kijarkę:) Zasuwa bardzo szybko z kijami i energicznie pracuje rękami:) Uprawia nordic walking w przeciwieństwie do Tych co wloką kije, lub idą "na pająka" stawiając je przed sobą;) 

"Pod brzózkami" równowaga klimatyczna;) Temperatura powietrza +9, wody w "Pacyfiku" +9, czyli remis. Dlatego wydaje się być o wiele zimniejsza:)
Już po raz drugi zważyłem, że z pewnej odległości jestem obserwowany przez "tajemniczego klienta" hi,hi... Nieraz zdarzało się, że Ktoś podchodził pytał: "panie ciepła woda?" Albo bardziej ciekawski zagadywał o morsowanie. Ten tylko patrzy, a jak zbieram się do wyjścia na brzeg daje dyla he,he... Pływając pomyślałem: "czyżby chciał mi skroić ciuchy?" Niezły ubaw mieliby ludziska, gdyby przyszło mi zapychać do domu w kąpielówkach hi,hi... Szczególnie o tej porze roku;)

poniedziałek, 17 października 2016

po niedzielnym...

labowaniu "w poniedziałek już o świcie przyszło się mocować z życiem..." he,he... 
Podobno jaki poniedziałek taki cały tydzień;) Zatem z samego rana buty na nogi, coś z długim rękawem na grzbiet i fruuuuu... Nie pada, temperatura +4 i tylko ten przeszywający wiaterek. Ech, znowu się cosik za lekko ubrałem:( Z drugiej strony wolę za lekko niż maiłbym się gotować w "sosie własnym" hi,hi...
Najpierw kierunek "Bałtyk" i kółko dookoła zbiorników w ramach porannej inspekcji he,he... Cóż chłodno, więc ani biegaczy, ani kijarzy, jedynie kilka osób z psami. Potem stała trasa modyfikowana na bieżąco.

Na zakończenie ponownie pętla po ścieżce rekreacyjnej. Spotkanie z miłymi, znajomymi Nordiczkami:) początkującą Biegaczką  i powrót. W sumie piętnaście kilometrów na liczniku i multum wydzielonych endorfin tzn. hormonów szczęścia:) Jak na pierwszy dzień nowego tygodnia całkiem fajnie! I oby tak dalej do kolejnego "łikendu":)

sobota, 15 października 2016

uwielbiam...

ten "pałer" tydzień po maratonie he,he... Fakt nie pobiegłem maratonu tak, żeby za linią mety paść na pysk;) Zresztą nigdy nie biegnę na zgon. Zadziwiające jest jednak, że zawsze po spokojnym roztruchtaniu przez tydzień *po* w następny "łikend" uruchamia się napęd rakietowy hi,hi... Jest siła, jest moc w sam raz na wertepy po bialskich polach;)

Najpierw jednak dobieg przez tłumy zmierzające na Wielką Pokutę do siłowni plenerowej na Bialskiej. Trochę wygibasów i hajda Aleją Brzozową w kierunku Sanktuarium Krwi Chrystusa przy Kaspra Bufallo. Tam dwie pętle w bialskich polach. Druga jak spuszczony z łańcucha pies hi,hi... Biegało mi  się dzisiaj kapitalnie. 
Dlatego w drodze powrotnej pogoniłem jeszcze za biegaczką;) Którą dojrzałem przed sobą na skrzyżowaniu Bufallo-Zakopiańska-Bialska. Na szczęście nie ścigała się sama z sobą i tuż przed Okulickiego Ją doszedłem:) Potem Ona w lewo, a ja prościutko na przyrządy. 
Powrót znów od Rynku Wieluńskiego slalomem między pątnikami, którzy jak zawsze całą szerokością chodnika tyralierą:( Bo my panie na Jasna Górę! Jakby to było usprawiedliwienie. 
Dziwię się. Jak jedziemy nad morze, w góry, czy ostatnio na maraton do stolicy Pyrlandii  człowiek szuka parkingu, sprawdza czy nie ma zakazu, czy nie zastawia chodnika. 
Tu seat WRA - - - - staje w poprzek chodnika zastawia całkowicie przejście. kierowiec /tak z małego k, bo to d..a, a nie szofer/wychodzi z pojazdu i ogląda z namaszczeniem swój wóz. Zabiera rodzinkę i idzie się modlić. Mam nadzieje, że o rozum i miłość do bliźniego he,he...

Sobota. Czwarte wyjście w tym tygodniu. Szesnaście kilometrów. Kilometraż tygodniowy prawie maratoński, bo czterdzieści kilometrów. Jutro dzień święty święcę;) a od poniedziałku latam dalej:)

czwartek, 13 października 2016

po złotym...

dywanie;) i w kropiącym deszczu wbiegłem dziś na orbitę "Bałtyku" i "Adriatyku". Najpierw przywitanie z Parą znajomych psiarzy. Potem z Panią z pieskiem, która za drugim razem gdy Jej pupil ruszył w moim kierunku uprzedziła mnie: "uwaga do trzech razy sztuka" he,he...
Na luzie zrobiłem trzy pętle ścieżką rekreacyjną, obiegłem jeszcze "Pacyfik" i plum do wody... 
Wcześniej wrzuciłem termometr, bo już poprzednim razem byłem ciekawy jaka może być temperatura wody. Metr od brzegu, czyli na płyciźnie pomiar wykazał +10 stopni Celsjusza. Przy temperaturze otoczenia +5. W pewnym oddaleni od brzegu woda może być zimniejsza, bo zbiornik ten charakteryzują zimne prądy nawet w lecie. Niby dziesięć stopni, a wydaje się o wiele zimniejsza hi,hi...
Po pływaniu "wpadłem" po raz trzeci na Panią z psem, ale o dziwo wbrew wcześniejszym ostrzeżeniom potraktował mnie po przyjacielsku:) Radośnie machając ogonem, więc obyło się bez "bliskiego spotkania Trzeciego stopnia" he,he...
Jedynie właścicielka zdawała się być zaskoczona mówiąc: "pan się teraz tu kąpał???" Dlatego już nie agitowałem  na nasze morsowania, żeby zaoszczędzić Jej terapii wstrząsowej hi,hi...
Dziewięć kilometrów spokojnego biegu, jesienne morsowanie, czyli dwa treningi zaliczone;)
I jeszcze kolejne foty z MP:) tym razem od fotomaratonu.pl
                               dzięki:)

środa, 12 października 2016

dzień "po"...

maratonie  był całkiem w porządku;) Zasługa to krótkiego roztruchtania w poniedziałkowy poranek i odnowy biologicznej w zimnej wodzie "Pacyfiku". Jestem pewien. Wypraktykowałem to na sobie nie pierwszy raz.
Wczoraj dwie godziny solidnej gimnastyki. Dzisiaj fajne jedenaście kilometrów w deszczu:) Jakbym nie leciał w niedziele maratonu hi,hi... 
Przydałby się teraz jakiś start w "łikend", bo jestem w po maratońskim cugu he,he... 
Któregoś roku też po MP startowałem na dwa kilometry w Chorzenicach i był zaskoczony wynikiem!
Po dwuletniej karencji maratońskiej znów zafascynowałem się królewskim dystansem;) 
Było super! Zaczynam myśleć co dalej he,he... Z rozpędu przyszła mi na myśl Kaliska Setka hi,hi... Ale w tym roku odpuszczam.
Jak Bóg da (jest fajny film pod tym tytułem;) chciałbym w przyszłym roku zrobić Silesia Maraton, bo tam mnie jeszcze nie było;) Potem Wrocław Maraton, bo byłem tylko raz;) 
Jako wisienka na biegowym torcie A.D. 2017 marzy po raz czwarty Supermaraton Kalisia:)

Planowałem dziś jeszcze jesienne morsowanie. Lecz po jedenastce okazało się, że przemokłem "do suchej nitki" i kapie ze mnie jakbym kąpał się w ciuchach hi,hi... 
Zaprzyjaźniona Para psiarzy zdziwiona moim widokiem prawie jednocześnie rzuciła: "w taaaką pogodęęęęę!??!"
Z uśmiechem na twarzy odpowiedziałem zgodnie z prawdą - taka pogoda na bieganie jest najlepsza:)
Na deser jeszcze fotki od maratończyk.pl z poznańskiego maratonu:) Dziękujeeeeeeeeee :))

poniedziałek, 10 października 2016

Poznańscy Kibice...

są fantastyczni i najlepsi w kraju:) Znowu przekonał mnie o tym mój czwarty Poznań Maraton. 
W moim mieście wiosną organizowany jest bieg na dychę i biegacze są na trasie niecałe półtora godziny. Kibiców jednak jest niewielu:( Więcej przypadkowych gapiów. 
W stolicy Wielkopolski każdy z maratonów kończyłem w okolicach czterech godzin i jestem pod ogromnym wrażeniem liczby dopingujących osób. Tak dopingujących!! i to od serca. Pogoda idealna dla biegaczy, ale dla ludzi stojących na krawężniku niekoniecznie. Chłodno, przelotne opady deszczu, a mimo to tłumy ludzi młodych, starszych i dzieci. Wrzawa, tumult, hasła pisane i słowa otuchy: "dacie radę, jesteście wspaniali, wielcy itd itd. 
Kapele muzyczne, bębniarze, Pani z rondlem i pałką wybijająca rytm;) Gościu powiewający Flagą Państwową na niebotycznie długim drzewcu i wołający do każdego przebiegającego po imieniu z numeru startowego: "brawo Tomek, brawo Sylwia, brawo Krzysztof... itd.
Kapitalna przysłowiowa "ściana" hi,hi... i wiele innych pomysłów na zagrzewanie maratończyków do walki. Przepraszam! trudno tu wszystkich wymienić i opisać Ich sposoby motywowania biegaczy. 
O muszę jeszcze o Wolontariuszach, bo są niezwykli:) Stoją np. godzinami polewając, podając wodę i choć to nie Ich obowiązek jeszcze mobilizują nas do biegu: "nie poddawajcie się! Tomek świetny czas, nie zwalniaj!" itp. 
Ogromne brawa i słowa uznania dla Kibiców i Wolontariuszy!

Niedzielny poranek deszczowy i +8, więc jak zawsze dylemat: *co ja ma na siebie włożyć?* hi,hi... Zaryzykowałem na krótko i to był starzał w dziesiątkę:) Chłodno jest dopóki nie wejdzie się w tłum biegaczy he,he...
Zaraz po starcie w okolicy czwartego kilometra spotkanie z blogerem Bartkiem. Ten wbiega w rzeszę biegaczy "w locie" robi nam selfie;) i życzy powodzenia! Czyste szaleństwo hi,hi...
Ludziska trąbią, kołaczą, pokrzykują, więc biegnie mi się rewelacyjnie. Świadomość, że na piersi mam moją cudowną wnusię Wiktorię dodaje mi skrzydeł. Lecę i rozrabiam na trasie "jak pijany zając w kapuście"he,he... Przybijam wszystkim dzieciakom piątki. Biję brawa muzykom. Pozdrawiam Wolontariuszy i Kibiców buźką wymalowaną przez żonę na dłoni. Na Ich słowa uznania odpowiadam: Brawa dla Kibiców!!! Wpadam na "Wasyla" /Grzegorza Grabowskiego/ Który uwija się jak może, żeby strzelić każdemu fotę:)
Kilometry mijają niezwykle szybko. Spotykam wielu znajomych biegaczy:) Zamieniamy kilka słów i każdy leci dalej jak może;) 
Koło trzydziestki przelatująca jak błyskawica myśl: *jak długo wytrzymam te harce? czy starczy mi sił na końcówkę* Przecież to królewski dystans i wymaga respektu oraz pokory. 
Tym bardziej, że pierwszy po dwuletniej przerwie. A stare powiedzenie mówi: *Maraton zaczyna się po trzydziestym kilometrze*
Robi się ciężko na 35km. Czuję, że zwalniam. Sprawdza się kolejne powiedzenie: "nie jesteś słaby dopóki sam tak nie pomyślisz" Spoglądam na Wiktorię i mówię do siebie: musi boleć, bo to maraton! Razem Wiktorka damy radę! Nie lecimy na konkretny czas, ale to już tak blisko, że dziadek musi godnie prezentować się z wnuczką;)  
Tuż przed metą czerwony autobus i mobilizujący głos z głośnika: " Nie zwalniajcie! skoro jesteście koło czerwonego autobusu to do mety tylko 300metrów. Czas na finisz!"
Jak finisz to finisz! Cała naprzód! Brama mety! Całus dla Wiktorci:) Medal. Graty od mojego Team_u Żony i Mateusza:) sms z wynikiem 3:55:10! Super! poniżej czterech godzin:) Pamiątkowa fota, zimne piwo, posiłek i szybki powrót do hotelu. A tu jeszcze tyle luda leci. Więc po drodze z maratończyka zamieniam się w kibica i biję Im mocno brawa.

Było świetnie! Kolejny maraton i wiele niesamowitych wrażeń. Nie da się opisać fantastycznego klimatu i atmosfery przed startowej i na mecie. Nawet się nie pokuszę. Trzeba tego osobiście doświadczyć. Przeżyć. Ale naprawdę warto:) 



Minusy? Żeby być obiektywnym muszę napisać. Ale mniejszym drukiem, bo nie są w stanie zniweczyć radości maratończyka:)
Po pakiet wyruszyłem z hotelu w sobotę po południu. Tereny Targów są rozległe i niestety tylko jedna brama otwarta od głównej ulicy. Ale to nic. Po wejściu przestrzeń pawilonu robi wrażenie. Niestety żadnego oznakowania kierunku do biura zawodów:( Zaraz przy wejściu do expo ćwiczące dziewczyny, więc wianuszek miłośników kobiecych wdzięków hi,hi... Aż trudno się przecisnąć. Stoiska jedno obok drugiego. Ciasnota. Tłumy biegaczy i osób towarzyszących, ścisk nawet nie sposób cokolwiek obejrzeć. O przymierzeniu i kupnie już nie mówię. Szukam biura, pytam i wreszcie okazuje się: trzeba przejść całe expo, bo biuro zawodów jest za, a przed pasta party:( Hala wielka, lecz biuro wydzielone na niewielkim kawałku. Nie wiadomo która kolejka do której działki numerów startowych:(
Biuro zawodów to serce imprezy biegowej. To wizytówka. Pierwsze spotkanie zawodnika z organizatorami /Ich przedstawicielami/ Początkowe wrażenie jest najważniejsze! Potrafi rzutować na całość imprezy. Dlatego socjotechnika rodem z supermarketu nie przystoi organizatorom biegu, szczególnie na Królewskim Dystansie. To tam umieszcza się pieczywo na końcu, żeby klient przeszedł cały sklep i kupił więcej niż planował he,he... 
Szkoda, ale mój ulubiony, najlepszy maraton w Polsce musi dostać żółtą kartkę:( Pytania które nasuwają mi się od soboty: dla kogo organizowany jest maraton? dla biegaczy, czy sprzedawców sprzętu i specyfików dla biegaczy. Kto jest na maratonie najważniejszy uczestnicy, czy sprzedawcy? Wiem, bez kasy dziś trudno zrobić imprezę, lecz kasa nie może być najważniejsza. Jeszcze jedno choć niedawno o tym pisałem. Kiedy wreszcie bank zejdzie nam z pleców biegaczy. Jest z przodu koszulki 17 PKO Poznań Maraton, więc po co wielkie logo na plecach. Co "za dużo to niezdrowo" a i świnia nie chce mówi stare polskie przysłowie. Przesada daje odwrotny skutek od zamierzonego, bo już nawet nie chce się na to patrzeć. Przesyt! Niedawno zmieniałem bank i nawet nie kliknąłem w tę ofertę, bo mnie mierzi. Z tego co wiem nie tylko mnie he,he...

Dziś jak zawsze po zawodach w myśl zasady: "czym się strułeś tym się lecz" cztery kilometry 'świńskiego truchtu' i odnowa biologiczna w zimnej wodzie "Pacyfiku".  Jest to świetna regeneracja i dobrodziejstwo dla zmęczonych mięśni i stawów. Polecam:)

piątek, 7 października 2016

bóle...

jakieś łażą po mnie;) jak zawsze przed maratonem he,he... Kolano, udo, stopa, coś tam jeszcze. Ciało czuje i się buntuje: *wymyśliłeś jakiś maraton! znowu będzie bolało! nie chce! wole poleżeć, a nie męczyć się*:(
Na szczęście duch silniejszy niż ciało i serce cicho szepcze: *to nic, że będzie ciężko:) damy radę! Twój wysiłek  i trud nie jest na darmo*
na półroczku;)

Maraton po dwuletniej przerwie. 
Mój ulubiony poznański. Pierwszy od chwili przyjścia na świat Wiktorii:) 
Po niedawno świętowanym roczku nie może być inaczej. Ofiarowuję królewski dystans Bogu w intencji naszej cudownej Wnuczki. Aby Pan obdarzył Ja wszelkimi potrzebnymi łaskami, a Pani Jasnogórska chroniła od złego. Niech rozwija się  i w przyszłości wyrośnie na wspaniałą kobietę, żonę, matkę... 
Niedawno na Biegu Rodzinnym razem z Wiktorką przetuptaliśmy 60m. 
W niedziele pobiegnę dla naszej Wnusi, a w zasadzie pobiegniemy znów razem hi,hi... Dziadek będzie przebierał nogami ze zdjęciem Wiktorci na piersi:) 
We dwoje zawsze raźniej he,he... No i motywacja większa;)
Kiedyś jak dorośnie, a ja będę już patrzył na Nią z góry może wspomni szalonego dziadka dla którego jest i będzie gwiazdką z nieba:))
Dziś tylko cztery kilometry truchtu z przerwą w połowie na wygibasy w plenerowej siłowni przy Bialskiej. Aleja Brzozowa to magiczne miejsce;) I nie tyko chodzi o klimat tego miejsca. Zrobiłem tam setki kilometrów w upale, piekącym słońcu, deszczu i nieraz siarczystym mrozie. Lubię tam nastawiać się bojowo;) przed takimi wyzwaniami jak starty.
Pojutrze udeptywanie ulic stolicy Wielkopolski:) 
Trzymajcie za nas kciuki proszę! 

do startu marathon.poznan.pl 1dzień

Szukaj na tym blogu:

Translator

...łuk mój kładę na obłoki, aby był znakiem przymierza między Mną, a ziemią..." Rdz.9,13

...łuk mój kładę na obłoki, aby był znakiem przymierza między Mną, a ziemią..." Rdz.9,13