"Zdrowie tak jak pieniądze zdobywa się w pocie czoła. Aktywność fizyczna i przemyślany sposób odżywiania mogą być przyczyną dobrego stanu zdrowia" *Nie dlatego przestajesz się bawić, bo się starzejesz. Starzejesz się, bo przestajesz się bawić*


poniedziałek, 25 czerwca 2007

[85]Powetowałem sobie...

Ostatni tydzień był pracowity. W tygodniu normalny trening, a w sobotę i niedzielę starty. Co prawda planowałem tylko niedzielny start w letnim biegu przełajowym w ramach Grand Prix Blachowni. Ale nieoczekiwanie zostałem zaproszony w sobotę na Bieg Świętojański z okazji Dni  gminy Janów. Cieszę się, bo oba biegi były bardzo fajne i powetowałem sobie niesmak jaki pozostał mi po Myszkowie. Sobotni Bieg Świętojański to bardzo kameralna, ale sympatyczna impreza. Niewielu uczestników, fajna trasa ze startem i metą w Alei klonowej. Zorganizowana i prowadzona przez trenera sekcji lekkoatletycznej U.L.K.S. "Podkowa" Janów. Pan Grzegorz Dors podobnie jak Jacek Chudy z Blachowni robiąc imprezy biegowe angażują się całym sercem, żeby wszyscy uczestnicy dobrze się czuli, świetnie bawili  i wyjechali zadowoleni. W ten sposób myślę; skutecznie propagują bieganie i zachęcają ludzi do aktywnego wypoczynku. Jestem pełen podziwu i uznania dla obu Panów. Sobotnią trzykilometrową trasę bardzo ładną, ale  dość trudną; (podbiegi, kamienista nawierzchnia) udało mi się pokonać w czasie 13:04. Niedzielny bieg w Blachowni był już drugim /po wiosennym/ ale jeszcze lepiej przygotowanym. Ciekawa trasa leśno - miejska, start i meta na stadionie, fajne medale i pamiątkowe dyplomy dla wszystkich, losowanie nagród, smaczny żurek z kiełbachą, no jak to się mówi "wszystko zapięte na ostatni guzik" Ale najważniejsze, że 6 - cio kilometrową trasę pokonałem o całe dwie minuty szybciej niż w Olsztynie 3 czerwca (27:20). W obu biegach udział był całkowicie bezpłatny, co w obecnych czasach jest niespotykane. Zdarza się że orgowie inkasują wpisowe i patrzą, aby tylko imprezę jak najszybciej odfajkować, a  najgorsze to, że  rzeszę biegaczy traktują / z całym szacunkiem dla najlepszych/ jako tło dla pierwszej trójki z podium. Weekendowe starty były dla mnie też pewnego rodzaju eksperymentem. Do tej pory nigdy nie startowałem dzień po dniu; zawsze w przeddzień startu robiłem sobie wolne. Obawiałem się nawet czy w niedzielę /po starcie w Janowie/ będę miał dość "pary." Dziś w ramach odpoczynku popływałem w "Bałtyku" a od biegania zrobiłem wolne. Za dwa tygodnie /magiczna data - 07.07.07/a w Opolu na wyspie Bolko ...Bieg Opolski na 10 km; bardzo chętnie bym wystartował, ale obowiązki rodzinne.....


Ja podziwiam :) Nie mam takiej kondycji :) ...

... www.paj.blog.onet.pl

~Paja 2007-06-26 00:20
Miło, więc dodaje ten blog do odwiedzających u siebie :) ...

... Pozdrawiam.

~Paja 2007-06-26 14:53

niedziela, 17 czerwca 2007

[84] Trochę szkoda...

W ubiegłą niedzielę byłem na biegu "Pięciu stawów" w Myszkowie. Nie pisałem od razu cotygodniowego raportu, bo czekałem, aż organizatorzy "opublikują" wyniki. Niestety przeliczyłem się, minął tydzień, a tu "ani widu, ani słychu" W ubiegłym roku zaraz w poniedziałek były wyniki na maratonachpolskich.pl...... Trochę szkoda, bo wg moich prywatnych nieoficjalnych pomiarów udało mi się poprawić życiówkę na 10km. Nie jest to czas "powalający na kolana" ale dla takiego amatora jak ja to zawsze jakiś sukces. No i dowód, że regularny trening daje efekty. Co do imprezy to; całkiem fajna  trasa i chociaż duchota po porannym deszczu była straszna biegło mi się bardzo dobrze. Ostatnie dwa tygodnie obfitowały w starty. Co tydzień bieg -  (3-go Olsztyn, 10-go Myszków), więc ten tydzień był regenerująco - relaksujący. Tym bardziej, że już w najbliższą niedzielę kolejna edycja Grand Prix Blachowni. Ktoś kiedyś powiedział, że dla weteranów tak samo ważny jest trening jak i odpoczynek. Racja, zgadzam się /przetestowałem na sobie/ nie ma to jak słuchać własnego organizmu. Żałuję, że nie mogę zobaczyć oficjalnego czasu, zajętego miejsca, lokaty w kategorii wiekowej.... bo to jakby kolejny trening na "dychę", a nie zawody. Kiedyś też zdarzyło mi się, że na mecie nie zostałem "zauważony" przez organizatorów i w ogóle nie zostałem ujęty w wynikach, to dopiero KAC! biegowy!!! Sorry, grają już hymny państwowe i za chwilę Polska gra w "siatę" z Argentyną więc spadam przed telewizor !!!
Mam nadzieję, że humor poprawię w Blachowni, tam organizatorzy starają się jak mogą /dali przykład na pierwszym biegu z cyklu GP Blachowni/ i NIE BIORĄ KASY  ZA START co jest obecnie naprawdę rzadkością. No lecę kibicować siatkarzom!!!

niedziela, 3 czerwca 2007

[83] Pora deszczowa...

Jak grzało to na maksa, a teraz nastała pora deszczowa i pada, pada, pada....
Dziś w jak co roku w pierwszą niedzielę czerwca kolejny  XII Marszobieg na 6 km W Olsztynie. Wyruszyliśmy już z samego rana, żeby przed zawodami zdążyć jeszcze na Mszę Świętą. Oddaliśmy co boskie Bogu, a potem dla ciała i ducha heja pod zamek na zapisy. Fajaną impreza, trasa przez lasy wokół zamku tylko uczestników trochę mało. A wszystko z uwagi na kiepską pogodę. I to już drugi raz z rzędu podobnie było w ubiegłym roku. Wiadomo mnie i podobnym pasjonatom biegania to za mało aby nas to powstrzymało.... ale generalnie ludziska się boją; Można zmoknąć, chłodno, trawa mokra, na łeb się leje, ani później gdzie posiedzieć itp itd. "Ścigantów" takie czasy jak moje to pewnie  śmieszą jak rzucona na stołówce żołnierskiej trzycyfrowa liczba dni do cywila. Dla mnie to jednak duża satysfakcja... Pamiętam jak pierwszy raz na tej imprezie dotarcie do mety zajęło mi ponad czterdzieści minut. Mało tego na trasie sapałem jak parowóz, a na mecie byłem jak przysłowiowy zombi. Jeszcze rok temu było to trochę ponad półgodziny, a dziś 29:20. Mała rzecz, a cieszy!!! W tym roku pomimo nieciekawej aury udało nam się zmontować ekipę jedenastoosobową co jest naszym rekordem na tych zawodach. Do tej pory największą pakę jaką zebraliśmy to 9 osób. Dziś między nami  nie dość, że mieliśmy nowych kandydatów na biegaczy to udało nam się pozyskać nawet Krakusa. Dobrze, że nie padało na trasie /chociaż mnie to już nie przeszkadza/; Pobiegaliśmy, potem posiedzieli przy piwku na świeżym powietrzu, pośmialiśmy się, trochę...zmokli, prawie 50% naszej ekipy (5 z 11) wylosowało drobne fanty. I co najważniejsze nie spędziliśmy niedzieli w kapciach przed TV z pilotem w ręku, ale odpoczywaliśmy aktywnie na łonie natury. Jedni trochę się zmęczyli, innego coś obtarło, ktoś się pośliznął i wywrócił, ale wszyscy w dobrych humorach wrócili w domowe pielesze. Bo o to właśnie chodzi....

Szukaj na tym blogu:

Translator

...łuk mój kładę na obłoki, aby był znakiem przymierza między Mną, a ziemią..." Rdz.9,13

...łuk mój kładę na obłoki, aby był znakiem przymierza między Mną, a ziemią..." Rdz.9,13