"Zdrowie tak jak pieniądze zdobywa się w pocie czoła. Aktywność fizyczna i przemyślany sposób odżywiania mogą być przyczyną dobrego stanu zdrowia" *Nie dlatego przestajesz się bawić, bo się starzejesz. Starzejesz się, bo przestajesz się bawić*


niedziela, 30 września 2007

[98] Biegackie święto...

Na początku sprostowanie; Napisałem ostatnio, że nasze miasto po raz kolejny nie podejmuje wyzwania Gazety Wyborczej i nie organizuje żadnego biegu w ramach akcji Polska Biega. W ostatniej chwili Częstochowa zgłosiła się i MOSiR zorganizował; może za dużo powiedziane z o r g a n i z o w a ł; przeprowadził? bieg na Promenadzie im. Czesława Niemena. Małe nagłośnienie, brak reklamy, plakatów itd sprawił, że na starcie stanęło chyba nie więcej niż 30 osób. MOSiR prawie trzystutysięcznego miasta poszedł po najmniejszej lini oporu i jako organizator ograniczył się do postawienia dmuchanej bramy, rozciągnięcia kilkunastu kawałków taśmy ostrzegawczej i wręczeniu na mecie każdemu uczestnikowi wafelka. No chyba, że jeszcze na to konto dodać załatwienie radiowozu policji, straży miejskiej i karetki. Nie prowadzono żadnych zapisów, numerów startowych, klasyfikacji, pomiarów czasu itp argumentując, że formuła akcji tak stanowi ?!!! Kiedy ogląda się w TV migawki z różnych miejscowości w Polsce to po prostu dusza się raduje; Nawet małe miejscowości poprzez nagłośnienie, reklamę i inne formy zachęty jak zwał tak zwał potrafią zachęcić o wiele większą liczbę ludzi. Mało tego w jednej miejscowości ludzie biegną w identycznych koszulkach, w innych start obwieszcza strzał z armaty, to znowu gdzieś tam promuje się strat całych rodzin, honoruje najstarszego i najmłodszego biegacza itp. A u nas jak najmniejszym nakładem sił odfajkować, zaznaczyć w statystyce i OK. Niestety tym sposobem nie zachęcimy ludzi do biegania. Guru biegowy Gazety Wyborczej "szkielet" czyli Wojtek Staszewski powiedział kiedyś, że imprezy biegowe /piszę imprezy nie zawody z premedytacja/ są świętem dla biegaczy amatorów, możliwością zaprezentowania się znajomym, kolegom itd. Są ponadto ukoronowaniem codziennego trudu biegacza amatora, nierzadko w deszczu, upale, kurzu.... w walce z własnymi słabościami, lenistwem, docinkami napotykanych na treningu przygodnych "kibiców" itd...Wiadomo każdy biegacz w zasadzie biega bo lubi, chociaż zdarzają się osoby które jeszcze nie połknęły bakcyla, ale chcą np. pozbyć się nadwagi. Dlatego oglądając zdjęcia z imprez biegowych; maratonów, półmaratonów, i innych krótszych biegów widzi się ludzi w różnych charakterystycznych, a nieraz nawet śmiesznych strojach /mikołajów, więźniów i wszelkiej maści przebierańców/. Nierzadko są przedstawiciele zawodów w służbowych uniformach czy mundurach /wojskowi,policjanci, kolejarze/. Wszystko to świadczy, że oprócz aspektu sportowego chodzi też o dobrą zabawę. Nie napisałem wcześniej zawody, bo to bardziej kojarzy się z profesjonalistami, którzy podporządkowują wszystko wynikom. Coraz częściej imprezy biegowe nazywane są nawet festiwalami; Niekiedy starują wspólnie zawodowcy i amatorzy; amatorzy lepsi i gorsi, lecz dla każdego to święto, tylko inny cel. Szkoda, że ludzie z MOSiR-u nie "podejrzą" jak to się robi za miedzą np w Blachowni, Złotym Potoku i innych o wiele mniejszych miejscowościach. Od razu zaznaczam, że nie chodzi o to by każdemu na mecie wręczać za przebiegnięcie kilku kilometrów kluczyków do mercedesów, medali itd. Ale wiem z własnego doświadczenia jak cenny jest..... pamiątkowy numer startowy z pierwszej imprezy biegowej /koszt naprawdę  niewielki/. Wiele osób przyznaje, że największym sentymentem darzy pierwszy dyplom, medal, czy właśnie numer startowy. A jaka to dodatkowa motywacja.....Nie pamiętam gdzie, ale czytałem, że "pisane" własne nazwisko  obojętne na liście wyników czy w gazecie też dowartościowuje ludzi./ początkowym adeptom biegania każde wsparcie jest bezcenne, a zwłaszcza najmłodszym/. Więc argument naszych "organizatorów" o formie biegu jest błahy. Sporządzenie listy uczestników /wyników/ nie kosztuje wiele, ale młodsi mogą pochwalić się rodzicom, a starsi zaimponować znajomym i rodzinie odwagą, że podjeli sportowe wyzwanie..... Dość.
Poniżej start na Promenadzie im. Cz. Niemena
  
Ten niewielki "falstart" nie zepsuł mi święta biegowego Polska Biega, bo spotkałem się na promenadzie z Verdim i poznałem kilku nowych biegaczy. Nie wydaje mi się jednak, aby częstochowska akcja wydała "żniwo".
Jak święto biegackie to święto. Popołudniu udałem się do Złotego Potoku gdzie pan Grzegorz z "Podkowy" Janów tradycyjnie organizuje biegi w alei klonowej. Z doświadczenia wiem, że jest to niesamowity gość, pasjonat, prawdziwie pozytywnie zakręcony człowiek. Imprezy które organizuje *są dla ludzi, a nie dla zaliczenia.* W ogóle imprezy w Janowie /rzuty podkową, święto pstrąga i inne/ mają jeden  cel: dobrą zabawę uczestników.
Niżej Polska Biega w Złotym Potoku
  
Ale się rozpisałem przy tym święcie biegackim!!! Prawie tak jak rozbiegałem. Bo jak już wróciłem do domu pomyślałem, że w takim dniu trzeba pokazać znajomym na stałej trasie - POLSKA BIEGA. Reasumując 3 km na promenadzie, 3 km w Złotym Potoku i 7 km na mojej pętli = Szczęśliwa Świąteczna Trzynastka!!!
P.S Kiedy wybiegałem na pętelkę nie było w domu Mojej Lepszej Połowy, a jak wróciłem powitała mnie z humorem słowami: ty naprawdę jesteś uzależniony! A ja /jak Zamachowski w takim filmie gdzie po ucieczce przed zomowcami mówi żonce "ale sobie pośpiwołem......"/ - ale sobie dzisiaj polatałem, polatalem.....

niedziela, 23 września 2007

[97] Poprawa..

Dzisiaj dzięki uprzejmości kolegi biegacza Verdiego mogłem wystartować w I Wodzisławskim Półmaratonie. Połączenie pkp i pks tragiczne, więc  gdyby nie to, że Verdi zaproponował wspólną podróż jego samochodem prawdopodobnie pobiegłbym "dyszkę" w Kłobucku. Wodzisław Śląski przywitał nas prawdziwie letnią pogodą; jak przystało na ostatni dzień lata A.D.2007 Podobno jesień miała przyjść dziś ok. jedenastej; wynika więc, że pojechaliśmy latem, a wrócili jesienią. Ze startu w Wodzisławiu jestem bardzo, ale to bardzo zadowolony; Rok temu dokładnie 24 września ukończyłem Pierwszy Półmaraton Ziemii Życińskiej z czasem 2:06, a dzisiaj podobny dystans w 1:49:56. Widać, że regularne bieganie nie idzie na marne. Udział w moim dzisiejszym sukcesie ma też Verdi. Przybiegł dużo wcześniej na metę, a potem wyszedł na rogatki wodzisławskiego rynku i kiedy wbiegałem na metę zdopingował mnie do ostrzejszego finiszu. Ponadto udało mi się w losowaniu upominków po zawodach wygrać rakietki do badmintona. Będziemy teraz mogli z Moją Lepszą Połową sobie pograć podobnie jak "Szkielet" /Wojtek Staszewski/  ze swoją Sportową Żoną. Wodzisław to bardzo sympatyczne miasteczko, sam półmaraton także świetna impreza. Bardzo ciekawa choć wymagająca trasa, do końca zaopatrzone punkty żywieniowe i odświeżania, ładne dyplomy i medale itd. Miniony tydzień upłynął na odpoczywaniu, regeneracji i przygotowywaniu do "połówki" / m.in. leczeniu obtarcia przez nowe buty/ Podczas dzisiejszego biegu "bambosze" spisywały się jednak bez zarzutu. Chyba adidaski ułożyły się do stóp, albo stopy do adidasów. Najbliższe plany: Z Poznania wychodzi - "nici" więc w najbliższy weekend polecę w jakimś biegu w RAMACH AKCJ -  POLSKA BIEGA. Niestety nasze miasto nie podejmuje po raz kolejny wyzwania Gazety Wyborczej i nie organizuje ŻADNEGO BIEGU. No,  a za dwa tygodnie kolejna super impreza biegowa - Mety Lubliniec -- 11 Bieg Przełajowy o Nóż Komandosa na trzynastokilometrowej trasie. I kolejna szansa na poprawienie życiówki na tym dystansie........

niedziela, 16 września 2007

[96] Buty, katar, zawody...

W poniedziałek testowałem nowe buty tak "skutecznie", że prawy mnie obtarł. Dziwnie, bo nie na pięcie, nie palce tylko na od spodu na łuku stopy.. Zrobił się bąbel, a tu w planie jesienny bieg przełajowy. Lecz jeden bąbel to za mało, żeby mnie to załamało....  Więc plaster i do boju; Co prawda podczas następnych treningów czułem lekki dyskomfort no i nurtowała mnie myśl jak to będzie podczas zawodów? Jakby tego było mało w czwartek zaczęło mnie "coś brać"; czułem się osłabiony, jakiś rozbity, a nos od kataru miałem ciężki jak kowadło. Zaordynowałem aspirynę, smarowanie maścią rozgrzewającą, witaminy.....A tu w piątek gorzej, no wiec znowu smarowanie, herbata po góralsku na poty i..... w sobotę ciut lepiej. Niestety katar większy, nos boli, no to myślę trzeba podejść bardziej radykalnie. Po południu buty biegowe na nogi i trzydziestominutowa terapia biegowa. Następnie gorąca kąpiel i gorące mleko z miodem. Przed snem  jeszcze przygotowanie na dzisiejsze Grand Prix Blachowni i lulu. Rano wstałem i... wow, nie jest źle, katar mniejszy, samopoczucie jak na tak szybką kurację niezłe.... . Rano zimno, kilka stopni powyżej zera, ale prognoza obiecująca....więc jadę. I bardzo dobrze.... pogoda dopisała, impreza bardzo fajna, ciekawa trasa, wzorowa organizacja, dyplomy, medale, losowanie nagród i wszystko bez opłaty startowej !!!!! Dzisiejszy bieg był już trzecią edycją po wiosennym i letnim, a planowany jest jeszcze zimowy, w którym chciałbym tez wystartować. Z dzisiejszego startu jestem bardzo zadowolony, bo uczestniczyłem w fajnej imprezie i pomimo zdrowotnych perturbacji uzyskałem tylko o kilkanaście sekund gorszy czas niż w czerwcu !!. Ponadto bieg był okazją do spotkania zaprzyjaźnionych biegaczy zwłaszcza Verdiego i Jaqa..... Cieszę się bardzo także z sukcesu mojego chrześniaka który o całe cztery minuty poprawił swój czas z poprzedniego biegu letniego. Gratuluję ADAM tak trzymaj!!!! Skoro jestem przy gratulacjach to słowa uznania składam mojemu rywalowi, który okazał się lepszy dziś na finiszu. Najbliższy cel - "połówka" w Wodzisławiu Śl. a potem.......

niedziela, 9 września 2007

[95] Znalazłem sposób...

Znalazłem sposób na ujadające kundelki!!! Bardzo mnie wkurzały ujadające na mnie psiaki. Ilekroć przebiegałem wzdłuż jakiejś posesji od razu startowały do ogrodzenia i obszczekiwały mnie, aż nie skończyło się im ogrodzenie. Próbowałem wszystkiego; cedziłem przez zęby: "do budy, a poszedł ty do budy", albo łagodnie: "dobry piesek, dobry" lub starałem się je zupełnie ignorować; Wszystko na nic; Niedawno wpadł mi do głowy pewien pomysł; Skojarzyłem, że pieski mi po prostu zazdroszczą mi wolności i możliwości pohasania!!! Zacząłem więc się z nimi...... witać!!! Wygląda to mniej więcej tak: biegnę wzdłuż płotu i widzę jak z głębi posesji biegnie psisko i zaczyna szczekać to ja mu: "cześć, cześć" i psina.... się uspokaja!!! Przeprowadziłem nawet podczas wczorajszej wycieczki test; i wyszło, że sposób zadziałał na 80% napotkanych czworonogów. W tym jednego luzem biegającego po drodze, który miał chyba ochotę na moje NB, ale po słowach powitania:"cześć, cześć" po prostu.... odpuścił. Za tydzień w Blachowni u Jacka Chudy Jesienny Bieg z cyklu Grand Prix Blachowni, a ja jestem cienki jak "pensja robotnika" W Opolu, Janowie i poprzednio w Blachowni czułem: ciąg, power, jak zwał tak zwał, ale moc do w miarę szybkiego przebierania nogami. Teraz nie powiem wytrzymałość jest; trzydziestka przeszła bez problemu, lecz gorzej z szybkością....No nic, zobaczymy: w niedzielę będzie moja chwila prawdy!!! W tym tygodniu trochę mniej obowiązków, a więc więcej biegania; Poniedziałek wolne odpoczynek po trzydziestokilometrowej WB, wtorek owb1 + przebieżki, środa owb1+ podbiegi, czwartek gimnastyka, piątek wb2 i sobota stuminutowa WB (poznawałem nowe "ścieżki"). Tydzień temu zrobiłem trzydzieści kilometrów w czasie trzech godzin, kondycyjnie czułem sie OK, ale trochę zaczęło się odzywać kolano.. Zacząłem zastanawiać się co może być powodem - przeciążenie?...doszedłem do wniosku, że chyba moje NB już się nabiegały; Zrobiłem obliczenia i .... okazało się, że zrobiłem w nich już ponad 1000 kilometrów!!!! No to wyszło szydło z worka - trzeba zmienić "bambosze" Coby jednak nie zapeszyć, bo było nie było to poważna inwestycja na razie cicho sza!....

środa, 5 września 2007

[94] 30-stka z przygodami..

Uff..... nareszcie. Ciężkie jest życie biegacza amatora. Nogi i serce rwą się na trening, a tu obowiązki..... Niestety doba nie jest z gumy i w ubiegłym tygodniu tylko trzy dni biegowe. W dodatku wieczorami, a tu dni już coraz krótsze; Na sobotę zaplanowałem wycieczkę biegową trzydziesto-kilometrową. No, ale jak się nie wiedzie od poniedziałku to i w sobotę podobnie..... Zazwyczaj dzień pański niedzielę poświęcam rodzinie, więc od biegania odpoczywam. Chyba, że startuje w zawodach, bo większość imprez jest organizowana właśnie w niedzielę rzadziej w sobotę. Na starty jeżdżę jednak w gronie rodziny, wiec można powiedzieć, że "wilk syty i owce całe" Tym razem ponieważ, nie udało się zrobić sobotniego wybiegania, wycieczkę biegową przełożyłem na dzień z czerwona kartką. Po prostu poziom endorfin tak mi się obniżył, że chodziłem jak podminowany....Już na "starcie" wiedziałem, że będą niespodzianki. Najpierw miałem problemy z "wydostaniem się" z miejsca zakwaterowania. Akurat tego dnia były dożynki na Jasnej Górze więc zjechali rolnicy z całej Polski. Mało tego uroczystości zaszczycił sam prezydent RP, więc panika, wstrzymywanie ruchu itp itd. Następnie kiedy dobiegłem do mojego lasku..... wpadłem wprost na całą watahę quadów, a że podłoże piaszczyste, więc zakurzuli, aż mi ...... Później musiałem przebić się przez drogę na Wieluń. Dobiegam do skrzyżowania i widzę radiowóz; rozglądam się cały ruch wstrzymany... /myślę pewnie jakiś vip będzie przejeżdżał.... No więc wszyscy stoją a ja sobie biegnę. czułem się jak "pojazd uprzywilejowany w ruchu'!!! Co najciekawsze kierowcy mieli takie śmieszne miny na mój widok!!!! Nie zdziwiłbym się gdyby co niektórzy pomyśleli, że zamknęli ruch specjalnie dla biegacza ha,ha ......Następnie biegnąc między polami zakurzyli mnie jeżdźcy na crosowych stalowych rumakach. Jakby mało tego było mało tuż przed domem o mało nie rozjecjhał mnie rowerzysta śmigający chodnikiem!!!!! jedynym pozytywem było spotkanie na trasie bratniej duszy, czyli BIEGACZA!!! No i przedewszystkim podniósł mi sie poziom hormonów szczęścia. Dlatego niedzielny wieczór spędziłem w znakomitym humorze........Chociaż trochę  odczułem tę trzydziestkę w kościach tzn. kolanach - najwyższy czas na zmianę 'bamboszy biegowych' bo czuję, że amortyzacja siada..... Ale dziś już jest OK i normalnie biegałem......


Witaj Twardzielu! Łatwo sie nie poddajesz. Podziwiam ...

... Ciebie. Wiesz ostatnio mam tak mało czasu, ze coraz czesciej chciałabym aby doba była jednak z gumy.... ale cóż jest jak jest... pozdrawiam serdecznie :-)

isia35@buziaczek...2007-09-06 16:08

Szukaj na tym blogu:

Translator

...łuk mój kładę na obłoki, aby był znakiem przymierza między Mną, a ziemią..." Rdz.9,13

...łuk mój kładę na obłoki, aby był znakiem przymierza między Mną, a ziemią..." Rdz.9,13