Po świętach i totalnej labie;) w ciągu pięciu dni biegałem cztery i zrobiłem sześćdziesiąt dziewięć kilometrów. Wczoraj pierwsza niedziela po zamknięciu sezonu morsowego i labowanie. A jak wolne to, żeby się trochę "odchamić" wyjście na przedstawienie "Kochankowie dnia - historia jednej fotografii" w Politechniku.
Bardzo fajny spektakl Częstochowskiego Teatru Tańca. Podobało mi się i chętnie kiedyś zobaczę jakieś inne przedsięwzięcie CzTT:)
W sobotę Marek z Mateuszem zrobili nam sesję foto w Alei Brzozowej (dzięki;) trochę zapłakanej;) ale jedynej w swoim rodzaju.
Ciepły wiosenny deszczyk, doborowe towarzystwo i aż żal było po szesnastu kilometrach wracać:( Przez moment nawet tak pomyślałem, że może jakąś trzydziestkę zrobić sobie he,he...
W czwartek jak co tydzień wspólny trening na trasie bc i znów prawie dwa biegi częstochowskie;) bo w sumie natupałem ponad dziewiętnaście kilometrów.
W okresie jesienno - zimowym spotykaliśmy się o dziewiętnastej, ale w alejach robi się już tłoczno i pora chyba wrócić do "czasu letniego"? Tym bardziej jak zrobi się lato to o siódmej wieczorem jeszcze słonko przygrzewa na całego. Dlatego chyba od następnego czwartku przełożymy start spod kurii na dwudziestą. Środa i wtorek dwa poranne treningi zakończone kąpielą w "pacyfiku" Różne trasy i różny kilometraż. Wtorek dwunastka na poświąteczny rozruch hi,hi... Środa trochę ponad półmaraton w bardzo spokojnym tempie i kapitalnym nastroju:) Jednak regeneracja w chłodnej wodzie to super odnowa biologiczna:)