"Zdrowie tak jak pieniądze zdobywa się w pocie czoła. Aktywność fizyczna i przemyślany sposób odżywiania mogą być przyczyną dobrego stanu zdrowia" *Nie dlatego przestajesz się bawić, bo się starzejesz. Starzejesz się, bo przestajesz się bawić*


niedziela, 27 stycznia 2008

[114] mieniny miesiąca....

W najbliższą sobotę wypadają imieniny miesiąca 02 - 02, które prawdopodobnie uczcimy bieganiem na cotygodniowym spotkaniu. Dzień wcześniej ruszają zapisy do Dwunastogodzinnego Sztafetowego Podziemnego Biegu w Kopalni Soli w Bochni. Bardzo chciałbym uczestniczyć w takich zawodach. Miałem okazję pracować 570 metrów pod ziemią w kopalni węgla, ale biegać jeszcze nie biegałem. No chyba, że z przodka pod szyb na wyjazd. Już w zeszłym roku chodziła mi po głowie wyprawa do Bochni, ale jakoś nie wyszło.... Od 1 do 10 lutego są zapisy, a potem losowanie sztafet i to jest OK. W biegu startuje ograniczona liczba uczestników. Poprzednio obowiązywało pierwszeństwo zgłoszeń i nie wszyscy mieli równe sznase. Na razie tylko obaj z verdim zdecydowanie deklarujemy chęć startu, ale mam nadzieje, że uda się zmontować team na tę specyficzną imprezę. Pod tym linkiem można zobaczyć krótką relacje z ubiegłorocznego biegu http://www.youtube.com/watch?v=6iQIAieKsTM 
W tym tygodniu cztery treningi, w tym trzy biegowe, ale "przebieg" tylko niecałe 40 kilometrów. Trzeba się wziąć solidnie do 'roboty' bo Cracovia już za trzy miesiące. Myślę, że od jutra los okaże się łaskawszy i w moim planie biegowym nie będzie już "dziur" Planowałem na jutro bieganko z przebieżkami, lecz na razie za oknem widzę powrót zimy. Jakby tak złapał mrozik to może być bieganie figurowe. Ale jak pisałem wcześniej nauczyłem się biegać niezależnie od pogody i już nie pamiętam abym odpuścił kiedyś bieganie ze względu na warunki atmosferyczne. Chociaż latem ubiegłego roku wiałem kiedyś z treningu do domu z "prędkością światła" i jak to mówią w wojsku na wysokości lamperii!!! Ale złapała mnie taka burza!!!, że ...... pomijam ulewny deszcz, bo to pestka, ale walące dookoła pioruny znacznie podniosły mi poziom adrenaliny!! Wolałbym już takiej przygody nie przeżywać. Co do burzy - to była u nas... wczoraj!!! Najpierw do syna zadzwoniła jego dziewczyna z informacją, że u Nich grzmi i się błyska!! Myślał, że robi sobie z niego jaja, ale za chwilę i u nas już grzmiało. Burza w styczniu? to naprawdę jakieś anomalia w tej pogodzie się dzieją! Wiało potem jakby się "ktoś powiesił" a dzisiaj z kolei śnieżyca!!! Ale jak to się mówi nie ma złej pogody na bieganie jest tylko niewłaściwy ubiór!!
Boże, ja tu prowadzę dywagacje w temacie bieganie - aura, a tu w telewizorni podają: wczorajsze wichury w Polsce spowodowały śmierć jednej osoby i rany u kilkudziesięciu oraz ogromne straty w wyniku zniszczenia domostw, lini energetycznych itp..........Straszny to żywioł, siły natury są nieobliczalne; Szczerze bardzo, bardzo współczuję wszystkim poszkodowanym.

niedziela, 20 stycznia 2008

[113] Minimum...

Mówi się, że minimum aktywności fizycznej tygodniowo dla przeciętnego człowieka to 3x30x130. Czyli 3 razy w tygodniu po 30 minut ze średnim tętnem 130. Pozwala to podobno może nie na poprawę kondycji, ale utrzymanie się w jako takiej formie. Podchodząc tak do sprawy to w minionym tygodniu plan minimum zrealizowałem. Z drugiej strony 4 maja już za 104 dni, a moje przygotowania do maratonu w rozsypce. O ile przed pierwszym takim dystansem marzyłem tylko o dobiegnięciu, czyli zaliczeniu tak teraz chciałoby się..... Może, nie za każdym razem poprawiać życiówkę, ale chociaż utrzymać to co już się wypracowało. Tylko, że trzeba trenować, a tu nadmiar obowiązków nie pozwala. To nie znaczy, że biegam dla treningów; o nie nie!!. Przede wszystkim wychodzę pobiegać, bo bieganie jest dla mnie niczym codzienny pokarm. dodaje mi energi, pobudza, sprawia przyjemność itd. A, że jako przy okazji realizuję pewne założenia treningowe to sprawa drugo planowa. Bardzo długo biegałem, nie biorąc udziału w żadnych imprezach biegowych......Dopiero kiedy zacząłem startować postanowiłem trenować wg planu. Od poniedziałku do soboty z planowanych pięciu treningów udało się zrobić trzy: w poniedziałek 40'owb1+12 przebieżek, w środę 30'owb1+10 podbiegów (w towarzystwie verdiego) i tradycyjnie w sobotę razem z verdim i boru dłuższy "slalom" między kroplami deszczu na Bialskiej. Jest nadzieja, że czasowo będzie już trochę lepiej i do Cracovia Maraton zdążę się jeszcze przygotować. Pożyjemy (czyt. pobiegamy) zobaczymy. Po drodze jeszcze sprawdziany biegowe. Najbliższy chyba u Jacka Chudy w Blachowni "Przełajowa Siódemka" Miało być jeszcze 15-kilometrowe "Powitanie Wiosny" w Katowicach, ale oba biegi są 16 marca, więc trzeba było coś odpuścić. A, że bliższa ciału koszula to pobiegnę w Blachowni. Potem na koniec marca "Bieg Marzany" na 21 km w Krakowie i może coś jeszcze....? Jutro rano w planie owb1 i przebieżki, a tu zapowiadają ciagłe opady deszczu! Kiedy zaczynałem przygodę z bieganiem był to powód, żeby sobie odpuścić! teraz mi to już nie przeszkadza, bo przecież biegacz nie z cukru, wiec się nie rozpuści!!!! ;)

niedziela, 13 stycznia 2008

[112] Leci czas....

Czas leci jak szalony. Dopiero witaliśmy nowy rok, a jutro już mijają równo dwa tygodnie 2008 roku. Do Cracovia Maraton 111 dni, czyli szesnaście tygodni. Niestety nadmiar obowiązków związanych z remontem nie sprzyja przygotowaniom. W tym tygodniu "przytrafiła" się już pierwsza dziura w planie treningowym. Tydzień zakończył się pięcioma treningami, w tym czterema biegowymi, ale tylko z 37 kilometrami na liczniku. Przed 8MP "o tej porze" tygodniowy przebieg to blisko 60km. Fakt był to inny czas, dłuższy dzień, dobre warunki drogowe itd. Teraz zdarzało się, że kiedy wychodziłem późnym wieczorem na trening to koncentrowałem się głównie aby nie zaliczyć 'gleby', bo ślizgawica była nie miłosierna. Cieszę się jednak, że mogłem pobiegać z verdim, boru i manitou jak zwykle w sobotę, oraz że zaliczyłem zaplanowane przebieżki i podbiegi. Mam nadzieje, że jeszcze dwa tygodnie i będę mógł więcej czasu poświęcić bieganiu. Przez cały ten rozgardiasz  już dawno nie miałem czasu na moją drugą pasję, czyli pieczenie chleba. Marzy mi świeżutki, chrupiący, pachnący chlebek razowy własnej roboty. Niestety zapomniałem dokarmiać zakwas i trzeba będzie wyhodować nowy. Na początku piekłem tylko na drożdżach, ale od kiedy przeszedłem na naturalny zakwas  dostrzegłem dopiero zalety tego drugiego. Jutro nowy tydzień, nowe wyzwania. Nie ma co się cackać tylko trzeba wszystko w miarę poukładać. Mam też spore zaległości w przeglądaniu informacji biegowych na necie, ale cóż z czegoś trzeba zrezygnować. Tu wybór jest oczywisty najpierw bieganie potem klikanie. !!!

niedziela, 6 stycznia 2008

[111] Pierwszy raz w tym roku...

Po niedzielnym blachowieńskim Biegu Sylwestrowym w poniedziałek pobiegłem swoimi dobrze znanymi ścieżkami. W ostatnim dniu 2007 roku zrobiłem sobie taki "prywatny" bieg sylwestrowy. Wybiegając z domu zakładałem przebiec całą "stałą" trasę, ale po drodze jakiś zły duch szeptał: " eee, odpuść sobie, symbolicznie półgodzinki wystarczy.... nieprzespana nocka przed tobą!" Na całe szczęście *ten drugi* też przemówił: "dawaj, dawaj, nie odmawiaj sobie przyjemności w ostatnich godzinach odchodzącego roku. I to był dobry wybór, cały dzień chodziłem niczym na bateriach duracel. Zawsze wytrzymałość miałem lepszą od szybkości, więc do północy dotrwałem w świetnej formie. Ostatnio obchodzimy sylwestra w rodzinnym gronie; przed północą wychodzimy na dwór /lub jak to mówią w Krakowie na pole/ wypijamy ze znajomymi szampana składamy sobie życzenia, strzelamy trochę fajerwerków i wracamy dalej świętować. W Blachowni Jaq opowiadał mi jak któregoś  roku biegał tuż po noworocznym toaście. Poprzednio w Nowy Rok około południa wychodziłem na pierwszy trening. Zainspirowany pomysłem Jaq-a, pomyślałem: czemu nie? to może być całkiem fajne!  No i.... tradycje zmieniłem. Wychodząc na dwór /pole/ założyłem moje buty biegowe, żeby nie tracić czasu i zaraz po dwunastej zrobić pierwszy bieg w 2008 roku. Moja Lepsza Połowa oczywiście zaraz to zauważyła i pyta: a Ty co?......chyba nie masz zamiaru biegać?.....Tak czy inaczej po  oficjalnym powitaniu Nowego 2008 Roku wszyscy wrócili do domu, a ja zrobiłem... powitanie biegowe. Sam bieg raczej, truchcik symboliczny, bo gdzieś tak zaledwie dwukilometrowy, /ale na lekkim dopingu procentowym/ Ciiiii...... W czasie biegu, wzbudziłem po drodze małą sensację wśród napotkanych balangowiczczów; lecz reakcje ich były sympatyczne. Po powrocie byłem tak odświeżony, że spać poszliśmy dopiero koło piątej. Pierwszy stycznia luzik, a już następnego dnia bieganko plus pierwsze w tym roku przebieżki. W czwartek jak zwykle solidna porcja gimnastyki, a w piątek bieganie i podbiegi - też pierwsze w tym roku. Podczas piątkowego treningu poznałem nowego kolegę biegacza, pogadaliśmy i zaprosiłem Go na nasze sobotnie bieganie....fajnie spotkać na trasie bratnią duszę. A jeszcze jak prawi komplementy: " tak pan lekko biegł, więc myślałem, że to jakiś licealista!" O właśnie zapomniałem muszę w opisie 'o mnie' zmienić mój wiek; teraz bedę już miał nie 24, a 24 i pół. W sobotę po raz pierwszy (w tym tygodniu wszystko jest po raz pierwszy...) wspólne bieganie na Bialskiej. Na forum właśnie poczytałem, że Manitou i Verdi dokonali pomiarów i teraz na " dwa banki" wiemy, że cała trasa ma 11500 metrów. Czyli z moim dobiegiem na miejsce /jak nie przedłużam/ robię około piętnastki. Sześć dni nowego roku minęło jak z bicza strzelił, więc pora na kolejny etap treningowy, bo wiosna tuż, tuż... Dnia przybywa (na Nowy Rok na barani skok) i..... pierwsze starty za pasem..., a do tego najważniejszego 118 dni i 10 godzin z minutami.....

Szukaj na tym blogu:

Translator

...łuk mój kładę na obłoki, aby był znakiem przymierza między Mną, a ziemią..." Rdz.9,13

...łuk mój kładę na obłoki, aby był znakiem przymierza między Mną, a ziemią..." Rdz.9,13