"Zdrowie tak jak pieniądze zdobywa się w pocie czoła. Aktywność fizyczna i przemyślany sposób odżywiania mogą być przyczyną dobrego stanu zdrowia" *Nie dlatego przestajesz się bawić, bo się starzejesz. Starzejesz się, bo przestajesz się bawić*


niedziela, 25 września 2011

[299] zemsta nordica...

Po maratonie NW tydzień do bani :( Dopiero w czwartek wyszedłem pobiegać, a i tak rozkwaszony bąbel mimo zaplastrowania dokuczał:( Pobiegałem delikatnie pięćdziesiąt minut, a na drugi dzień chodziłem jak paralityk, bo bolały mnie....  łydki;( Chyba podświadomie chcąc odciążyć piętę biegałem bardziej na palcach;) W piątek w akcie desperacji;) w myśl zasady czym się strułeś tym się lecz potupałem wolno godzinkę z minutami:) Początkowo było trudno, ale potem mięśnie się rozgrzały i pomyślałem przeszło:) Otworzyłem, więc listę na sobotnie spotkanie biegowe w alei Brzozowej:) W ten weekend część Zabieganych wybrała się na maratony w Warszawie i Berlinie, lecz i tak ponad dziesięciu biegaczy zgłosiło się na dreptane pogaduchy:)  Oczywiście z rana znowu musiałem się "rozbiegać" bo łydki nie odpuściły;( Ja im też nie odpuszczę;) he,he... Jakaś normalnie zemsta nordica hi,hi... 
Znów dziś  padł temat "kaliskiej setki" *Ciągnie wilka do lasu* hi,hi... Ale chyba nic z tego nie wyjdzie:( 

 ..."Ponad 400 uszkodzonych przez huragan budynków (w tym szkoła z Blizanowie, gdzie była baza, noclegi, uroczyste zakończenie)"....Taka informacja pojawiła się na stronie organizatora. Bardzo współczuję tym Ludziom. Przyjmowali nas biegaczy zawsze bardzo serdecznie. Życzliwość wolontariuszy w tym dzieciaków na punktach odżywczych i całej trasie biegu była fantastyczna:) a teraz dotknęła Ich taka tragedia:( 
Zarząd Supermaratonu Kalisz podjął decyzję, że chce utrzymać bieg w dotychczasowej formie. Ponieważ obecnie jest to niemożliwe "27 Supermaraton Kalisia dla Blizanowa" odbędzie się na tymczasowej trasie w parku w Kaliszu. Będzie do pokonania  pięćdziesiąt dwukilometrowych pętli:( w niedziele 23 października:( O ile te pętle bym przebolał to niedzielny termin niestety odpada:( 

Główny start jesieni wypadł z kalendarza;( A tu już mnie "szczują" ;) Podczas maratonu NW Włodek kusił mnie Maratonem Poznańskim... Na Bialskiej jak Edek pochwalił się, że po Wrocku też wybiera się do Krainy kwitnącego ziemniaczka;) i aż mi się zrobiło zazdrość hi,hi... Zwłaszcza, że jak dla mnie to najlepszy maraton w kraju. Korci mnie niesamowicie;) Tym bardziej, że podobno w tym roku start w odwrotnym kierunku;) Zapisy jeszcze do 9 października i cały czas stała opłata startowa:) bez gradacji jak w innych miastach:) Och, *chciałaby dusza do raju"...

Na razie zapisany i opłacony Uniejów i zadeklarowany na bieg korespondencyjny. Ten ostatni termin pokrywa się z maratonem, lecz przecież czas jednej z ośmiu piątek tego dystansu można by wysłać:)

Trzy wyjścia w tym tygodniu po siedmiu dniach  przerwy od biegania:( Tylko trzydzieści jeden kilometrów na liczniku i wielkie chęci na nabijanie kilometrów przez najbliższe trzy tygodnie;)
Plany, marzenia ... a życie i tak wszystko zweryfikuję. Z drugiej strony marzenia są po to , aby się spełniały trzeba im tylko podobno pomóc;) Zobaczymy.......

** Z ostatniej chwili:) świetnie spisali się Nasi Maratończycy w Warszawie i Berlinie!!! Szczególnie Kossak w stolicy Niemiec 2:52:19 netto 2:50:57 Ogromne brawa!!! Gratulacje!!! Podziwiam:)

środa, 21 września 2011

[298] jednak bieganie...

+Nie ma to jednak jak bieganie:) Po doświadczeniu z Maratonem Nordic Walking, wiem na pewno bieganie jest lepsze:) Po za tym mniej się brudzą nogi hi,hi... chyba dlatego, że stopy maja krótszy kontakt z podłożem;) cha,cha...

-Na drugi raz już nie założę biegówek z siateczką na te leśne ostępy. W sobotę dorobiłem się na trasie MNW wielkiego podbiegniętego krwią bąbla:( Na dodatek pękł w bucie i zapaprał się piaskiem:( Pielęgnuje teraz intensywnie dziurę w pięcie, aby się szybko zagoiła, bo od soboty jestem pozbawiony codziennej dawki endorfin:( i ... Próbowałem zakleić i wcisnąć biegówki, ale pęka cieniutki naskórek jak pięta trze o cholewkę:( Moje bieganie mi nigdy nie zrobiło takiego ziaziu;)

-W czasie maszerowania trzymając kije w dłoniach (w specjalnej rękawiczce) nie da rady nieść butelki, na punktach odżywczych picie też nie wygodne, nie mówiąc już o skoku na bok, żeby przewinąć małego;) Na krótkich marszach nie ma problemu bez picia, lecz na maratonie to bieganie górą:)

-Wkurzające jest w maszerowaniu oszukiwanie:( Podbiegniecie kilkuset metrów jak nikt nie widzi daje nie byle jaką przewagę. A organizatorom trudno wyegzekwować zakaz podbiegania, bo ilu potrzeba by obserwatorów na trasie. Za to na biegach można chodzić do woli hi,hi....

-Jako zawody to NW mi nie pasuje. Impreza rekreacyjna? jak najbardziej tak! Mogą być nagrody losowane wśród wszystkich uczestników jak na biegach, ale klasyfikacje? wręcz niemożliwością jest uczciwe uhonorowanie Tych najlepszych. Przecież praktycznie za każdym musiałby podążać sędzia, a i to nie gwarantuje obiektywnej oceny (cytat z regulaminu: "Marsz NW jest to przemieszczanie się ruchem naprzemiennym krokami do przodu, z zachowaniem stałego kontaktu z ziemią, w taki sposób, że nie jest widoczna gołym okiem jednoczesna utrata kontaktu obu stóp z podłożem.")  
Niestety ludziska oszukują:( Tak, wiem na biegach też nie brakuje skracaczy:( Jednak w nordicu jakby jest więcej okazji, a i pokusa chyba większa;)
 
-Wydaje mi się również, iż biegacze w odróżnieniu od maszerów są chyba bardziej pokorni. Jak startuję pięć lat na żadnym z biegów nie widziałem, żeby biegacz który wyprzedza "zajechanego" biegacza z triumfem w głosie komentował tego słabszego. Niestety w sobotę startując pierwszy raz w NW taką reakcję uczestnika zauważyłem:(

+Oczywiście jest to bardzo fajna forma aktywności ruchowej. Nie jest to tak intensywny wysiłek jak przy bieganiu i zapewne nie obciąża to tak bardzo stawów. Dla osób z dużą nadwagą może być pierwszym krokiem przygotowującym  początkowo do truchtania, a po stracie kilogramów także biegania:) 
Myślę, że nam biegaczom trening z kijkami raz na jakiś czas jest chyba wskazany:) Podobno pracują inne partie mięśni, więc jak rower, lub zimą narty biegowe kije mogą być urozmaiceniem treningowym.

+Zapewne jeszcze nie raz wcielę się w rolę badylarza;) wtedy naprzód marsz!!! Zwłaszcza na dreptane pogaduchy w doborowym towarzystwie:) Ale bieganie na pierwszym miejscu! he,he...

niedziela, 18 września 2011

[297] Nowe doświadczenie...

Wczoraj nowe doświadczenie:) Po dziesięciu "normalnych" maratonach;) Maratonie Lednickim na 46km i dwóch setkach "wymyśliłem" start w I Maratonie Nordic Walking w Blachowni. Nie mam wprawy w "kijowaniu" he,he... ale mówię:  jak przebiegłem królewski dystans to przecież i przejdę;) Potem kiedy jeszcze najmłodszy syn zdecydował się dołączyć:) postanowiłem: zrobimy to razem:) W 2009 jak  najstarszy potomek debiutował na Maratonie Poznańskim też zgłosiłem się na prywatnego pacemakera;) Było fajnie;) Czterdzieści dwa kilometry (MARATON:) biegiem, czy marszem to jednak wyzwanie zwłaszcza dla Kogoś Kto nie trenuje regularnie:( I wtedy uczy pokory.

Start zaplanowano na 9:00 i od razu dylemat jak się ubrać ? W nocy spadek temperatury do 7stopni:( Ranek pogodny, ale bardzo zimny:( Co prawda prognozy optymistyczne zapowiadały w południe około dwudziestki na plusie:) Jednak marsz to nie bieg i do południa można zziębnąć:( Tym bardziej, że 90% trasy miało być w lesie, a ostatnio jestem pociągający...  nosem;) Na bieg to wiadomo krótko:) Wybrałem cieniutkie leginsy i równie cienką koszulkę z długim rękawem, lecz na całe szczęście tuż przed startem zmieniłem na krótkie. Bo jak słonko przygrzało to w miejscach nasłonecznionych było wręcz upalnie:)

Zaczęliśmy mocno:( Debiutant rwał do przodu, a ja nie potrafiłem Go wyhamować:( Plan był taki, że idzie połówkę i potem decyduje: kończy, czy idzie dalej. Regulamin zresztą takową możliwość przewidywał. Na starcie dziwiłem się po co niektórzy maszerzy zakładają krótkie stuptuty ? Szydło z worka wyszło zaraz na pierwszej  dwudziestojednokilometrowej pętli:( Już po piętnastu kilometrach czułem w butach piach, kamyki, patyczki, ale dawaliśmy do przodu! Półmaraton pokonaliśmy w trzy godziny i młody zdecydował: wytrzepiemy buty i możemy iść na drugą pętelkę:) Po drodze były punkty z wodą, izo i batonikami, a na półmetku dostaliśmy jeszcze po pączku:) Więc na razie było okey:)
 Fotki z galerii Krzysztofa Parkitnego na stronie Katolickiego Klubu Turystyki Aktywnej
Schody zaczęły się jeszcze przed dwudziestym piątym kilometrem, kiedy mój zawodnik zaczął zwalniać:( Wcześniej udało się nam zawrócić uczestniczkę, która pomyliła trasę:) i w nagrodę nas wyprzedziła hi,hi.... a za Jej przykładem ruszyli Ci, którzy zaczęli od początku wolno:)

Nas to nie wzruszało, bo przecież nastawialiśmy się na ukończenie. Między 30tką, a 40tką sprawdziło się powiedzenie "maraton zaczyna się po trzydziestym kilometrze" Próbowałem mobilizować przyszłego maratończyka na wszystkie sposoby;) Podawałem picie, coś na ząb i zagadywałem, bo widziałem jak trwa wewnętrzna walka "z samym sobą" Prawie dwumetrowy chłop "słusznej wagi" to nie sarenka co czmycha po lesie;) Każde przeniesienie ciężaru ciała to ogromne oddziaływanie siły na stawy i stopy w bucie nr 50 he,he... Zresztą wytrzymałość to domena nas ludzi wcześniej urodzonych;) a nie małolatów. Trochę wsparcia dodał Mu też przypadkowy jegomość, który jak usłyszał, że mamy prawie czterdzieści kilometrów w nogach:) skwitował krótko: "ja bym się ze....., a nie przeszedł tylu kilometrów";) Super dopingiem w końcówce trasy był także *punkt odżywczy* przed domem "wąskiego"(czytaj Chudego:) Prysznic serwowany przez Córkę Jacka obudził mojego podopiecznego na dobre;)  Zaczął się dopytywać jak stoimy z czasem, ile zostało do mety... Końcówka to "wyścig ze stoperem" bo mój maratończyk:) stwierdził: "musimy zmieścić się w siedmiu godzinach! przecież lepiej wygląda szóstka z przodu" I znowu znalazło potwierdzenie maratońskie powiedzenie, iż "ostatni kilometr maratonu biegną już wszyscy, nawet zombi" Pościg się opłacił! Na mecie serdecznie powitała nas sama dyrektor zawodów sympatyczna Aneta Stawicka, a zegar pokazał Mateuszowi 6:58:10:) Otrzymaliśmy certyfikaty ukończenia I Maratonu Nordic Walking oraz bardzo ładne i oryginalne medale;) Cieszę się i jestem dumny, że Mati nie poddał się i choć było ciężko walczył do końca:)


Największym zaskoczeniem był fakt, że ostatni uczestnik dotarł na metę godzinę po nas. Przechodząc pod banerem Meta byliśmy przekonani, że "niesiemy czerwoną latarnię" hi, hi...
 

Wielkie wrażenie na mnie zrobił Człowiek, który maszerował o kulach. Naprawdę wielki szacun, ogromne brawa i gratulacje!!! 

Bardzo fajna imprezka:) Po zawodach pieczenie kiełbaski w ognisku i losowanie nagród wśród wszystkich uczestników.

Aha muszę się jeszcze pochwalić sukcesem naszego klubowego kolegi niesamowitego Krzary! Ten zapalony rowerzysta, miłośnik nart biegówek, biegacz.... wywalczył drugie miejsce w klasyfikacji open. Gratki Krzychu:) Słynie również z tego, że jak podczas zawodów prowadzi na rowerze peleton biegowy to przyjeżdża na metę ze zwycięzcą, rzuca rower i leci na trasę by pokonać ją biegiem!!! I... nie przybiega ostatni:) Tak było  m.in. na Biegu Częstochowskim i Przełajowej Ósemce. Szczerze Go podziwiam! Więcej na Jego blogu

Miniony tydzień z maratonem to cztery wyjścia i 76km na koncie:) A..... i jeden olbrzymi czerwony pęcherz z boku pięty:( Dotychczas po żadnym z maratonów nie mówiąc o krótszych biegach nigdy nie miałem problemów z obcieraniem stóp lub pęcherzami;) Nawet po setkach he,he... Podejrzewam, że mogły to spowodować kamyki i kawałki patyków wciskające się do butów:( No cóż nowe doświadczenie... Podobno zawsze musi być ten pierwszy raz...

środa, 14 września 2011

[296] Miasto biegaczy...

Tydzień bardzo fajny:) 57 kilometrów w pięciu wyjściach plus sobotni około piętnastogodzinny spacer po... Wiedniu;) Przejazd  Polskim Busem   tam i z powrotem kosztował  mnie mniej niż bilet mpk w moim mieście hi,hi... tak tak, to nie ściema;)                                       
 Normalny bilet kosztuje 2,50zł, a za przejazd  PB dałem ... całe dwa złote:) Jeden  mankament;) Bo był to swoisty "ultramaraton" Wyjazd piątek przed 22, w Wiedniu ok. piątej rano. Całodzienne "buszowanie" po austriackiej stolicy do późnych godzin wieczornych:) i odjazd z Wiednia 23. Powrót do domu na ósmą rano w niedzielę:) Na szczęście komfortowe warunki podróżowania, więc można było pospać w drodze:)

Po przyjeździe pierwsze co pomyślałem to oczywiście: czy spotkam jakichś biegaczy ? Tyle co zdążyłem pomyśleć i zaraz po otwarciu /6:00/ ogrodu przy Belwederze  pojawiła się biegaczka! Później im dłużej chodziłem tym większe ogarniało mnie zdziwienie. U nas przed południem, albo pod wieczór można zauważyć przemykającego joggera;) czasem kilku. Jednak tam gdzie się nie ruszyłem wszędzie, co rusz przez cały dzień  Ktoś, gdzieś biegł!!!! Nie tylko w parku, lecz prawie na każdej ulicy, a nawet... po wesołym miasteczku;) Zaczęliśmy się z synem zastanawiać, czy aby w tym mieście nie obowiązuje poruszanie się wyłącznie truchtem lub biegiem he,he... Bardzo młodzi i dojrzali, truchtacze i ścigacze, pierwsi wolno, drudzy szybko. W profesjonalnych ciuchach i zwykłych shirtach.Większość w pojedynkę, ale w parach również:) Normalnie z każdą godziną coraz bardziej żałowałem, że nie zabrałem butów biegowych he,he... Istne miasto biegaczy:) :)

Fantastyczne miasto ! Bardzo mi się podoba. I to nie tylko ze względu na biegaczy;)
  Zdziwienie nr dwa: chcieliśmy kupić bilet dzienny na komunikację miejską i okazało się, że jest jakaś rocznica wiedeńskich tramwajów i dostaliśmy bezpłatne bilety na przejazd środkami komunikacji w godzinach 9:00 - 20:00 !!! W naszym mieście jak jest nawet dzień bez samochodu to nie ma bezpłatnego przejazdu za okazaniem dowodu rejestracyjnego jak praktykują inne samorządy:(


Zdziwienie nr trzy: w okresie jak to się mówi transformacji pousuwano u nas pomniki żołnierzy armii radzieckiej. A tam okazały monument i wielgachny napis w języku rosyjskim: SŁAWA GIEROJOM KRASNEJ ARMII W BOJACH Z NIEMIECKIMI FASZYSTAMI ZA SWOBODU I NIEZAWISŁOŚĆ NARODÓW EUROPY (pod pomnikiem widoczna biegaczka z biegaczem;)
 Kiedyś w niemieckim Ahlbeck też spotkałem zadbany skwerek z pomnikiem żołnierzy radzieckich. Byłem równie zdziwiony, bo przecież to Niemcy powinni nie chcieć pamiętać kto ich pokonał i zapomnieć o niechlubnej historii.

Zdziwienie nr cztery i pięć;) Bardzo dobra częstotliwość kursowania:) komunikacji miejskiej i w przeciwieństwie do mojego "podwórka" autobusem można dojechać do ścisłego centrum, a prywatnym samochodem nie. 
I proza życia, podczas spaceru zwłaszcza długiego zachodzi potrzeba skorzystania z toalety. No problem. Nawet na starym mieście ogrodzone metalową barierką zejście do "metra" (WC;) W moim grodzie przy okazji tzw. rewitalizacji głównego placu takowy przybytek zasypano! Nawet nie ma śladu!
  
Jestem zauroczony tym Miastem:) Jego klimatem...


Mógłbym pisać o różnicach na plus. Ale wiadomo jak zwykle wszystko w rękach ludzi. Dlatego wydaje mi  się ONI mają inną mentalność, podejście do życia i chyba... drugiego człowieka też. Więc lepiej krótko: inny świat:) Oczywiście w ciągu tak krótkiego pobytu trudno wszystko dokładnie poznać, zwiedzić, ale i tak warto było się hi,hi pomęczyć  dwie noce w autokarze;)

 Przypadkiem trafiłem też na ... tamtejsze dożynki;)
Podobnie jak u nas:) stoiska z kiełbaskami, piwo, występy zespołów ludowych i... tłumy ludzi;) Pogoda dopisała, aż nadto;) Nie spodziewałem się, że o tej porze roku będzie tam taki upał. Słoneczko prażyło niemiłosiernie jakby to był środek wakacji:) 
Oczywiście co rusz słychać było, że są tu Nasi;)

 Wiem, że "Żywiec" biegł kiedyś Vienna City Maraton, bo opowiadał nam jak także trafił na podobną niezbyt maratońska pogodę.  

Fajnie było, lecz się skończyło;) Trzeba wracać do rzeczywistości. W najbliższą sobotę kolejny maraton:) Tym razem spróbujemy swych sił z najmłodszym synem w nordic walking;) Sam jestem ciekaw czasu w jakim uda nam się przemaszerować dystans 42 kilometrów ? Limit dziesięć godzin;) więc można obstawiać hi hi......

niedziela, 4 września 2011

[295] Za ciosem...

Nasz Kubusiek poszedł w sobotę za ciosem i w trzecim swoim wyścigu na wózku w Rzeszowie wywalczył najwyższe miejsce na pudle!!! Gratuluję i wierzę, że to Jego "nie ostatnie słowo" !!! Na pewno wsparcie Przyjaciół z Marzycielskiej Poczty dodało Mu skrzydeł, lecz zwycięstwo zawdzięcza własnej determinacji i woli walki :)


 ..."Trasa była trochę trudna bo na początku i na końcu jechało się po bruku, na koniec było też pod górkę ale dałem radę Byłem mocno zmęczony ale szczęśliwy ... "

..."chłopaki wczoraj płakali, bo każdy chciał być pierwszy:( Ale przecież nagrody dostaliśmy takie same. Mówiłem Kamilowi, że daliśmy radę sami, a on miał gorzej bo dwa razy spadł z wózka na tym bruku. Ja od Ciebie wiem, że miejsce nie jest najważniejsze chociaż trzeba się starać.."

 Wzajemnie się wspieramy i dopingujemy przed zawodami, a nawet rywalizujemy:) Do tej pory obaj plasowaliśmy się w połowie stawki uczestników:) Ale teraz ustawił mi bardzo wysoko poprzeczkę;)  hi, hi... 

 Po Blachowni postanowiłem zaliczyć bieg w Zajączkach, ale wszystko uzależniałem od tego, czy uda mi się z Kimś zabrać. Niestety jest wiele fajnych biegów w małych miejscowościach tylko nie ma czym dojechać:( Zwłaszcza w "łikendy" połączeń jest tak mało, że jak jest czym dojechać:) to nie ma czym wrócić. Na szczęście *Tomad*  rzucił "hasło" na forum i się "załapałem" na transport:) Bieg św. Floriana to tylko jeden z biegów VI edycji Biegów Zajączkowskich. Są jeszcze biegi dla dzieci i bieg otwarty /dla Każdego/ na 3000 m. Bardzo lubię imprezy, gdzie bieg dla dorosłych poprzedzają biegi dzieciaków:) Bo to jest TO:) :) Wiele  dobrego słyszałem o tym biegu i dlatego postanowiłem w tym roku sprawdzić osobiście "o co biega" :)

Nie zawiodłem się:) Zapisy przed biegiem, startowe 15 zeta. Fajny kameralny bieg:)  Atmosfera rodzinno - piknikowa;) Trasa w większości polnymi drogami, jedynie początek i końcówka po asfalcie. Wielki minus to hi,hi... skwar:( szczególnie dokuczliwy, bo cały czas w prażącym słońcu:( Od startu "zabrałem" się z kolegą klubowym Edkiem, który narzucił tempo przewyższające "moje wykształcenie" he, he... Przez cały czas na trasie "łykaliśmy" kolejnych biegaczy i nawet zacząłem się zastanawiać, czy jak nie wytrzymam to potem Oni  mnie nie wyprzedzą tuż przed metą:) Na dwa kilometry przed końcem Edwardo przyśpieszył, ale ja musiałem odpuścić:( Byłem zagotowany i myślałem tylko o tym jak dobiec i nie dać się pokonać na finiszu:) Udało się! Miejsce 54, czas 48 minut 21 sekund:) Najwyraźniej  Kuba musiał mocno trzymać kciuki razem ze Znajomymi z Marzycielskiej Poczty:) Dzięki -Dzięki-Dzięki....

Po biegu na mecie medal i woda, później w remizie posiłek. Zaskoczenie totalne:) Herbata, kawa, zimne napoje, chleb, smalec, ogórki małosolne, bułki, kiełbasa z rożna, żurek, ciasto i ciastka uff... biesiada full wypas;) Następnie dekoracje i losowanie nagród wśród wszystkich uczestników. Świetny spiker, który cały czas "nadawał" i jeszcze "cykał" zdjęcia:) Najważniejsze to jednak kolejna okazja do spotkania znajomych z Kłobucka, Pajęczna, Koszwic, Borowna i innych pobliskich miejscowości:) Poza tym fajnie, że zjechało chyba z dziesięciu członków naszego klubu:) W tym miejscu  gratuluję Tym co załapali się się na pudło lub mieli farta w losowaniu:) Podsumowując dobra imprezka na niedzielne popołudnie;) Jeśli tylko będę miał tam jak dotrzeć z przyjemnością wybiorę się za rok:)

Tydzień biegowy :) 58 km w pięciu wyjściach ;) Niby nie źle ;) Jednak coraz bardziej chodzi mi po głowie ... kolejna Kaliska Setka ;) Zobaczymy ? Może uda się po raz trzeci wystartować w tym Supermaratonie :)

Szukaj na tym blogu:

Translator

...łuk mój kładę na obłoki, aby był znakiem przymierza między Mną, a ziemią..." Rdz.9,13

...łuk mój kładę na obłoki, aby był znakiem przymierza między Mną, a ziemią..." Rdz.9,13