Przed dziewięciu laty dokładnie /27.X.2007/ po raz pierwszy z Verdim i paroma innymi biegaczami zainicjowaliśmy stałe sobotnie spotkania biegowe. Nie było łatwo. Nie było tak komfortowo jak dziś he,he... Nie było jeszcze boomu biegowego:(
Nie było nowego asfaltu na odcinku od kapliczki przy Okulickiego /miejsce zbiórki/ do skrzyżowania Bialska-Buffalo-Zakopiańska. Nie było oświetlenia LED. Nie było ławeczek, koszy.
Zaczynaliśmy 6:30, więc startując z "oczami w ręce" staraliśmy się na dziurach, zwłaszcza zimą nie "złapać zająca". Mimo to zdarzało się niechcący "wyrżnąć orła" he,he...
Za Sanktuarium Krwi Chrystusa co rusz Ktoś z biegnących zaliczał kałużę hi, hi... Pozostali pytali tylko którą nogą? i dowcipkowali: 'lewą, a ja prawą to jest do pary, więc się nie przejmuj';)

W czasie regularnych sobotnich biegów sporo osób udało nam się zaprosić do naszego "wesołego autobusu":)
Z czasem peleton biegaczy dzielił się na ścigantów, biegaczy i Tych co delektują się szybszym przebieraniem nogami he,he...

Dzisiaj niestety o siódmej rano, czyli jak to niektórzy mówią "w środku nocy" hi,hi... pod kapliczką pusto:( Szkoda!
Magia tego miejsca i atmosfera biegowych spotkań to była fantastyczna sprawa. Wymagało to od wielu osób dużo wysiłku, trudu a niekiedy nawet wyrzeczeń. Cóż obecne czasy charakteryzują się tym, że co dobre łatwo się niszczy:(
Jak przed laty zrobiłem tradycyjnie dwie pętle i w rezultacie garmek naliczył z dobiegiem szesnaście kilometrów. W całym tygodniu w czterech wyjściach 56:) Plus siedemnaście kilometrów marszu w trzech przechadzkach he,he...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz