"Zdrowie tak jak pieniądze zdobywa się w pocie czoła.
A
ktywność fizyczna i przemyślany sposób odżywiania mogą być przyczyną dobrego stanu zdrowia
Nie dlatego przestajesz się bawić, bo się starzejesz. Starzejesz się, bo przestajesz się bawić"


Bardzo proszę dla Kuby mojego kumpla i z góry dziękuje:)

poniedziałek, 10 października 2016

Poznańscy Kibice...

są fantastyczni i najlepsi w kraju:) Znowu przekonał mnie o tym mój czwarty Poznań Maraton. 
W moim mieście wiosną organizowany jest bieg na dychę i biegacze są na trasie niecałe półtora godziny. Kibiców jednak jest niewielu:( Więcej przypadkowych gapiów. 
W stolicy Wielkopolski każdy z maratonów kończyłem w okolicach czterech godzin i jestem pod ogromnym wrażeniem liczby dopingujących osób. Tak dopingujących!! i to od serca. Pogoda idealna dla biegaczy, ale dla ludzi stojących na krawężniku niekoniecznie. Chłodno, przelotne opady deszczu, a mimo to tłumy ludzi młodych, starszych i dzieci. Wrzawa, tumult, hasła pisane i słowa otuchy: "dacie radę, jesteście wspaniali, wielcy itd itd. 
Kapele muzyczne, bębniarze, Pani z rondlem i pałką wybijająca rytm;) Gościu powiewający Flagą Państwową na niebotycznie długim drzewcu i wołający do każdego przebiegającego po imieniu z numeru startowego: "brawo Tomek, brawo Sylwia, brawo Krzysztof... itd.
Kapitalna przysłowiowa "ściana" hi,hi... i wiele innych pomysłów na zagrzewanie maratończyków do walki. Przepraszam! trudno tu wszystkich wymienić i opisać Ich sposoby motywowania biegaczy. 
O muszę jeszcze o Wolontariuszach, bo są niezwykli:) Stoją np. godzinami polewając, podając wodę i choć to nie Ich obowiązek jeszcze mobilizują nas do biegu: "nie poddawajcie się! Tomek świetny czas, nie zwalniaj!" itp. 
Ogromne brawa i słowa uznania dla Kibiców i Wolontariuszy!

Niedzielny poranek deszczowy i +8, więc jak zawsze dylemat: *co ja ma na siebie włożyć?* hi,hi... Zaryzykowałem na krótko i to był starzał w dziesiątkę:) Chłodno jest dopóki nie wejdzie się w tłum biegaczy he,he...
Zaraz po starcie w okolicy czwartego kilometra spotkanie z blogerem Bartkiem. Ten wbiega w rzeszę biegaczy "w locie" robi nam selfie;) i życzy powodzenia! Czyste szaleństwo hi,hi...
Ludziska trąbią, kołaczą, pokrzykują, więc biegnie mi się rewelacyjnie. Świadomość, że na piersi mam moją cudowną wnusię Wiktorię dodaje mi skrzydeł. Lecę i rozrabiam na trasie "jak pijany zając w kapuście"he,he... Przybijam wszystkim dzieciakom piątki. Biję brawa muzykom. Pozdrawiam Wolontariuszy i Kibiców buźką wymalowaną przez żonę na dłoni. Na Ich słowa uznania odpowiadam: Brawa dla Kibiców!!! Wpadam na "Wasyla" /Grzegorza Grabowskiego/ Który uwija się jak może, żeby strzelić każdemu fotę:)
Kilometry mijają niezwykle szybko. Spotykam wielu znajomych biegaczy:) Zamieniamy kilka słów i każdy leci dalej jak może;) 
Koło trzydziestki przelatująca jak błyskawica myśl: *jak długo wytrzymam te harce? czy starczy mi sił na końcówkę* Przecież to królewski dystans i wymaga respektu oraz pokory. 
Tym bardziej, że pierwszy po dwuletniej przerwie. A stare powiedzenie mówi: *Maraton zaczyna się po trzydziestym kilometrze*
Robi się ciężko na 35km. Czuję, że zwalniam. Sprawdza się kolejne powiedzenie: "nie jesteś słaby dopóki sam tak nie pomyślisz" Spoglądam na Wiktorię i mówię do siebie: musi boleć, bo to maraton! Razem Wiktorka damy radę! Nie lecimy na konkretny czas, ale to już tak blisko, że dziadek musi godnie prezentować się z wnuczką;)  
Tuż przed metą czerwony autobus i mobilizujący głos z głośnika: " Nie zwalniajcie! skoro jesteście koło czerwonego autobusu to do mety tylko 300metrów. Czas na finisz!"
Jak finisz to finisz! Cała naprzód! Brama mety! Całus dla Wiktorci:) Medal. Graty od mojego Team_u Żony i Mateusza:) sms z wynikiem 3:55:10! Super! poniżej czterech godzin:) Pamiątkowa fota, zimne piwo, posiłek i szybki powrót do hotelu. A tu jeszcze tyle luda leci. Więc po drodze z maratończyka zamieniam się w kibica i biję Im mocno brawa.

Było świetnie! Kolejny maraton i wiele niesamowitych wrażeń. Nie da się opisać fantastycznego klimatu i atmosfery przed startowej i na mecie. Nawet się nie pokuszę. Trzeba tego osobiście doświadczyć. Przeżyć. Ale naprawdę warto:) 



Minusy? Żeby być obiektywnym muszę napisać. Ale mniejszym drukiem, bo nie są w stanie zniweczyć radości maratończyka:)
Po pakiet wyruszyłem z hotelu w sobotę po południu. Tereny Targów są rozległe i niestety tylko jedna brama otwarta od głównej ulicy. Ale to nic. Po wejściu przestrzeń pawilonu robi wrażenie. Niestety żadnego oznakowania kierunku do biura zawodów:( Zaraz przy wejściu do expo ćwiczące dziewczyny, więc wianuszek miłośników kobiecych wdzięków hi,hi... Aż trudno się przecisnąć. Stoiska jedno obok drugiego. Ciasnota. Tłumy biegaczy i osób towarzyszących, ścisk nawet nie sposób cokolwiek obejrzeć. O przymierzeniu i kupnie już nie mówię. Szukam biura, pytam i wreszcie okazuje się: trzeba przejść całe expo, bo biuro zawodów jest za, a przed pasta party:( Hala wielka, lecz biuro wydzielone na niewielkim kawałku. Nie wiadomo która kolejka do której działki numerów startowych:(
Biuro zawodów to serce imprezy biegowej. To wizytówka. Pierwsze spotkanie zawodnika z organizatorami /Ich przedstawicielami/ Początkowe wrażenie jest najważniejsze! Potrafi rzutować na całość imprezy. Dlatego socjotechnika rodem z supermarketu nie przystoi organizatorom biegu, szczególnie na Królewskim Dystansie. To tam umieszcza się pieczywo na końcu, żeby klient przeszedł cały sklep i kupił więcej niż planował he,he... 
Szkoda, ale mój ulubiony, najlepszy maraton w Polsce musi dostać żółtą kartkę:( Pytania które nasuwają mi się od soboty: dla kogo organizowany jest maraton? dla biegaczy, czy sprzedawców sprzętu i specyfików dla biegaczy. Kto jest na maratonie najważniejszy uczestnicy, czy sprzedawcy? Wiem, bez kasy dziś trudno zrobić imprezę, lecz kasa nie może być najważniejsza. Jeszcze jedno choć niedawno o tym pisałem. Kiedy wreszcie bank zejdzie nam z pleców biegaczy. Jest z przodu koszulki 17 PKO Poznań Maraton, więc po co wielkie logo na plecach. Co "za dużo to niezdrowo" a i świnia nie chce mówi stare polskie przysłowie. Przesada daje odwrotny skutek od zamierzonego, bo już nawet nie chce się na to patrzeć. Przesyt! Niedawno zmieniałem bank i nawet nie kliknąłem w tę ofertę, bo mnie mierzi. Z tego co wiem nie tylko mnie he,he...

Dziś jak zawsze po zawodach w myśl zasady: "czym się strułeś tym się lecz" cztery kilometry 'świńskiego truchtu' i odnowa biologiczna w zimnej wodzie "Pacyfiku".  Jest to świetna regeneracja i dobrodziejstwo dla zmęczonych mięśni i stawów. Polecam:)

2 komentarze:

  1. Cieszą takie spostrzeżenia i taka ludzka postawa kibiców. W kraju gdzie osobom, którym coś się udaje podstawia się nogę, to zdecydowanie pozytywny przekaz :) I oby coraz więcej takiego pozytywnego podejścia do życia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tomasz i ja się cieszę, bo mam identyczne spostrzeżenia o relacjach i stosunkach międzyludzkich w naszym kraju.

    OdpowiedzUsuń

Szukaj na tym blogu:

Translator

...łuk mój kładę na obłoki, aby był znakiem przymierza między Mną, a ziemią..." Rdz.9,13

...łuk mój kładę na obłoki, aby był znakiem przymierza między Mną, a ziemią..." Rdz.9,13