andrzejkowych na wczorajszym morsowaniu dziś wicher wieje, że "łeb chce urwać" hi,hi... Wyglądając za okno i słysząc gwizdy w kominie zastanawiałem się wyjść, czy odpuścić? W sumie ciepło pięć stopni plus i zanosi się na więcej. Po raz kolejny uzależnienie wzięło górę i poleciałem. Przewiało mnie na wylot! Nie było mi zimno tylko ten przeszywający ciało wiatr. Chwilami mnie hamował i miałem wrażenie jakbym dreptał na bieżni mechanicznej he,he...
Po niedzielnym morsowaniu i andrzejkowej zabawie Zmorsowanych dziś na plaży hulał tylko wiatr;) Na kanale lodowa szyba zniknęła:( i jedynie na "Pacyfiku" sztormowe fale;)
Wczoraj siódemka dookoła glinianek, więc dziś ruszyłem w miasto. Co jakiś czas prosto w oczy kropił mi drobny deszczyk, ale moją uwagę przyciągały szarpane wiatrem drzewa, reklamy i inne elementy które znienacka mogłyby mi spaść "na garba". Na szczęście dostało mi się jedynie niesiona przez wiatr foliówką:)
Nadreptałem trzynaście kilometrów i przewietrzyłem się jak nigdy he,he... Fajnie było! Bardzo się cieszę, że nie odpuściłem i listopad pożegnałem biegowo:)
W całym miesiącu zrobiłem 212 kilometrów w 20 wyjściach, czyli średnio około 10,5 km na trening.
Dla większości biegaczy jedenasty miesiąc roku to roztrenowanie, a u mnie grudzień. Bo to święta, wcześniej gorący okres przedświąteczny, więcej obowiązków itd. Oczywiście nie odwieszam butów na kołki. Całkowita absencja od biegania wybitnie mi nie służy. Wiem, bo to przerabiałem;) Jutro pierwszy! od razu wolne od biegania i cotygodniowa gimnastyka, a potem się zobaczy;)