"Zdrowie tak jak pieniądze zdobywa się w pocie czoła.
A
ktywność fizyczna i przemyślany sposób odżywiania mogą być przyczyną dobrego stanu zdrowia
Nie dlatego przestajesz się bawić, bo się starzejesz. Starzejesz się, bo przestajesz się bawić"


Bardzo proszę dla Kuby mojego kumpla i z góry dziękuje:)

niedziela, 18 września 2011

[297] Nowe doświadczenie...

Wczoraj nowe doświadczenie:) Po dziesięciu "normalnych" maratonach;) Maratonie Lednickim na 46km i dwóch setkach "wymyśliłem" start w I Maratonie Nordic Walking w Blachowni. Nie mam wprawy w "kijowaniu" he,he... ale mówię:  jak przebiegłem królewski dystans to przecież i przejdę;) Potem kiedy jeszcze najmłodszy syn zdecydował się dołączyć:) postanowiłem: zrobimy to razem:) W 2009 jak  najstarszy potomek debiutował na Maratonie Poznańskim też zgłosiłem się na prywatnego pacemakera;) Było fajnie;) Czterdzieści dwa kilometry (MARATON:) biegiem, czy marszem to jednak wyzwanie zwłaszcza dla Kogoś Kto nie trenuje regularnie:( I wtedy uczy pokory.

Start zaplanowano na 9:00 i od razu dylemat jak się ubrać ? W nocy spadek temperatury do 7stopni:( Ranek pogodny, ale bardzo zimny:( Co prawda prognozy optymistyczne zapowiadały w południe około dwudziestki na plusie:) Jednak marsz to nie bieg i do południa można zziębnąć:( Tym bardziej, że 90% trasy miało być w lesie, a ostatnio jestem pociągający...  nosem;) Na bieg to wiadomo krótko:) Wybrałem cieniutkie leginsy i równie cienką koszulkę z długim rękawem, lecz na całe szczęście tuż przed startem zmieniłem na krótkie. Bo jak słonko przygrzało to w miejscach nasłonecznionych było wręcz upalnie:)

Zaczęliśmy mocno:( Debiutant rwał do przodu, a ja nie potrafiłem Go wyhamować:( Plan był taki, że idzie połówkę i potem decyduje: kończy, czy idzie dalej. Regulamin zresztą takową możliwość przewidywał. Na starcie dziwiłem się po co niektórzy maszerzy zakładają krótkie stuptuty ? Szydło z worka wyszło zaraz na pierwszej  dwudziestojednokilometrowej pętli:( Już po piętnastu kilometrach czułem w butach piach, kamyki, patyczki, ale dawaliśmy do przodu! Półmaraton pokonaliśmy w trzy godziny i młody zdecydował: wytrzepiemy buty i możemy iść na drugą pętelkę:) Po drodze były punkty z wodą, izo i batonikami, a na półmetku dostaliśmy jeszcze po pączku:) Więc na razie było okey:)
 Fotki z galerii Krzysztofa Parkitnego na stronie Katolickiego Klubu Turystyki Aktywnej
Schody zaczęły się jeszcze przed dwudziestym piątym kilometrem, kiedy mój zawodnik zaczął zwalniać:( Wcześniej udało się nam zawrócić uczestniczkę, która pomyliła trasę:) i w nagrodę nas wyprzedziła hi,hi.... a za Jej przykładem ruszyli Ci, którzy zaczęli od początku wolno:)

Nas to nie wzruszało, bo przecież nastawialiśmy się na ukończenie. Między 30tką, a 40tką sprawdziło się powiedzenie "maraton zaczyna się po trzydziestym kilometrze" Próbowałem mobilizować przyszłego maratończyka na wszystkie sposoby;) Podawałem picie, coś na ząb i zagadywałem, bo widziałem jak trwa wewnętrzna walka "z samym sobą" Prawie dwumetrowy chłop "słusznej wagi" to nie sarenka co czmycha po lesie;) Każde przeniesienie ciężaru ciała to ogromne oddziaływanie siły na stawy i stopy w bucie nr 50 he,he... Zresztą wytrzymałość to domena nas ludzi wcześniej urodzonych;) a nie małolatów. Trochę wsparcia dodał Mu też przypadkowy jegomość, który jak usłyszał, że mamy prawie czterdzieści kilometrów w nogach:) skwitował krótko: "ja bym się ze....., a nie przeszedł tylu kilometrów";) Super dopingiem w końcówce trasy był także *punkt odżywczy* przed domem "wąskiego"(czytaj Chudego:) Prysznic serwowany przez Córkę Jacka obudził mojego podopiecznego na dobre;)  Zaczął się dopytywać jak stoimy z czasem, ile zostało do mety... Końcówka to "wyścig ze stoperem" bo mój maratończyk:) stwierdził: "musimy zmieścić się w siedmiu godzinach! przecież lepiej wygląda szóstka z przodu" I znowu znalazło potwierdzenie maratońskie powiedzenie, iż "ostatni kilometr maratonu biegną już wszyscy, nawet zombi" Pościg się opłacił! Na mecie serdecznie powitała nas sama dyrektor zawodów sympatyczna Aneta Stawicka, a zegar pokazał Mateuszowi 6:58:10:) Otrzymaliśmy certyfikaty ukończenia I Maratonu Nordic Walking oraz bardzo ładne i oryginalne medale;) Cieszę się i jestem dumny, że Mati nie poddał się i choć było ciężko walczył do końca:)


Największym zaskoczeniem był fakt, że ostatni uczestnik dotarł na metę godzinę po nas. Przechodząc pod banerem Meta byliśmy przekonani, że "niesiemy czerwoną latarnię" hi, hi...
 

Wielkie wrażenie na mnie zrobił Człowiek, który maszerował o kulach. Naprawdę wielki szacun, ogromne brawa i gratulacje!!! 

Bardzo fajna imprezka:) Po zawodach pieczenie kiełbaski w ognisku i losowanie nagród wśród wszystkich uczestników.

Aha muszę się jeszcze pochwalić sukcesem naszego klubowego kolegi niesamowitego Krzary! Ten zapalony rowerzysta, miłośnik nart biegówek, biegacz.... wywalczył drugie miejsce w klasyfikacji open. Gratki Krzychu:) Słynie również z tego, że jak podczas zawodów prowadzi na rowerze peleton biegowy to przyjeżdża na metę ze zwycięzcą, rzuca rower i leci na trasę by pokonać ją biegiem!!! I... nie przybiega ostatni:) Tak było  m.in. na Biegu Częstochowskim i Przełajowej Ósemce. Szczerze Go podziwiam! Więcej na Jego blogu

Miniony tydzień z maratonem to cztery wyjścia i 76km na koncie:) A..... i jeden olbrzymi czerwony pęcherz z boku pięty:( Dotychczas po żadnym z maratonów nie mówiąc o krótszych biegach nigdy nie miałem problemów z obcieraniem stóp lub pęcherzami;) Nawet po setkach he,he... Podejrzewam, że mogły to spowodować kamyki i kawałki patyków wciskające się do butów:( No cóż nowe doświadczenie... Podobno zawsze musi być ten pierwszy raz...

5 komentarzy:

  1. Ciekawa relacja i doświadczenie. Może kiedyś też się skuszę. Prawie jak pielgrzymka!

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak jak Kubie też mi się podoba relacja.Na Nordic u mnie się nie zapowiada ale w przyszłym roku planuje wybrać się na dogtrekking z moimi labradorami :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajna relacja. Poważnie rozważałam pieszy maraton tej jesieni (bez kijków), ale w końcu uznałam, że co za dużo to niezdrowo i lepiej zachowam siły na biegowy maraton. Może za rok się uda!

    OdpowiedzUsuń
  4. No Tete, to teraz już tylko maraton MTB, a potem Ironmann:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Tyle kilometrów PRZEJŚĆ? Szacunek :)

    OdpowiedzUsuń

Szukaj na tym blogu:

Translator

...łuk mój kładę na obłoki, aby był znakiem przymierza między Mną, a ziemią..." Rdz.9,13

...łuk mój kładę na obłoki, aby był znakiem przymierza między Mną, a ziemią..." Rdz.9,13