W dniu dziecka z samego rana pożegnaliśmy Andrzeja Urbaniaka, który dzień wcześniej kończył etap w Częstochowie. Odprowadziliśmy Kolegę biegacza do Rędzin i stamtąd ruszył samotnie w kierunku Kamieńska. Co prawda w poniedziałek sympatyk Zabieganych jak sam o sobie mówi Piotrek obiecał "przejąć" Andrzeja w okolicy Kłomnic i jak media donoszą słowa dotrzymał. Przebiegli nawet razem piętnaście kilometrów :) Brawa dla Piotrka ! Po niedzieli, dokładnie w czwartek powinien Andrzej dotrzeć do Gdyni. Przy kilometrażu Ultrasa to wstyd pisać o tygodniowym przebiegu ... Moje pięćdziesiąt dwa kilosy w tygodniu to Jego jeden etap hi hi hi .... W dodatku moje w pięciu wyjściach ;) Ale co tam; Każdy biega na ile Go stać ;) I nie ma się co porównywać do Innych. Jak już to porównywać swoje wcześniejsze i obecne 'osiągi' :) Tak jest zdrowiej ;) dla ciała i ducha :) A propos osiągów... Dziś kolejna impreza w ramach GP Zabieganych "Marszobieg" ;) w Olsztynie. Zjechało się kilkanaście "mandarynek" chociaż pogoda raczej na basen niż bieganie ;)
Start w samo południe i temperatura w słońcu ponad trzy "dychy" W dodatku zawsze na półmetku był "wodopój", a tym razem stał tylko jegomość, który na pytanie o picie informował: "w tym roku sponsor nie dopisał" ! Na tak krótkim dystansie to mi w zasadzie picie nie jest potrzebne. Ale przy dzisiejszej aurze wiele osób narzekało. Choć szczerze mówiąc; też bym przepłukał zęby z piasku ;) Bo miejscami gdzie biegło się po piachu to spod tylu par nóg kurzyło się, że hej ;) Tak czy inaczej powtórki z poprzedniej niedzieli nie było :) i tym razem bez "życiówki" O ponad minutę gorzej od najlepszego wyniku na jednym z poprzednich marszobiegów. Ważne jednak, że się było i pobiegało :) Co prawda piach nam w zębach zatrzeszczał ;) (końcówkę biegliśmy razem z Manitou)
kiedy już na asfalcie wyprzedził nas najpierw prezes, a zaraz potem Marek S. i Jaq :) Ale to "ściganty" a my jak to mówimy: dopiero po godzince nabieramy ochoty na tuptanie ! ;) Przedpołudnie się udało, lecz po... "niewypał" ze startem w 1 Biegu Sołeckim Wierzchowisko 2010. Bardzo chciałem wystartować u 'Żywca'. Niestety pokonanie kilkunastu kilometrów komunikacją publiczną zwłaszcza w niedzielę to droga przez mękę. Chyba szybciej bym tam zabiegł ;) Początkowo myślałem nawet odpuścić Olsztyn i zaliczyć tylko 3km u pani Sołtys, ale jak Grand Prix to GP... Mówi się trudno i biega się dalej cha, cha .....
| |||||||||||||||
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz