Dzisiaj od rana gonitwa,nawet za bardzo nie było kiedy pomyśleć o bieganiu. No nie, parę razy w ciągu dnia zapaliła mi się w głowie lampka „bieganie” ale trzeba było stanowczo powiedzieć: - później. Na dodatek pogoda dziś barowa ciągle coś siąpi z nieba,wieje i w ogóle jakoś smętnie. Po południu jak się troszkę wyluzowało zaraz zaczęły mnie pięty palić i natrętną myśl świdrować w mózgu; bieganko! Przed osiemnastą nie wytrzymałem raz dwa trzy w ciuchy biegowe, buty na nogi i na dwór. Ponieważ na moich stałych trasach, w czasie opadów jest dość grząsko, a dodatku brakuje oświetlenia postanowiłem wybrać się do parku. Ostatnio biegałem raczej wolno i swobodnie. Dzisiaj jakoś się rozbiegałem; no bo z górki i pod górkę…nawet deszcz przestał padać więc i kilkakrotne wdepnięcie w kałuże nie mogło zmącić tak radosnego latania. Pobrykałem sobie po parku godzinkę lekcyjną i w świetnym humorze wróciłem do domu. W ubiegłym tygodniu już „normalnie” (jak przed roztrenowaniem) biegałem cztery razy. Co prawda na razie było to 3 x 45 i 1 x 60 minut, ale chociaż nogi się rwą nie chciałbym przedobrzyć i nie daj Bóg złapać jakiejś kontuzji.Wczoraj pobiegałem 70 minut wolniutko, więc myślę, że dzisiaj takie żwawsze latanie trochę wprowadzi orzeźwienia co by jak to mówią się nie zamulić ?…..Jutro też trzeba będzie dobrze rozplanować rozkład dnia, bo w planie jeszcze dodatkowo wizyta u dentysty i oczywiście b i e g a n i e……..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz