Witam w tym trudnym dla biegaczy czasie. Teraz, kiedy przygotowania do świat idą całą parą, żeby nie powiedzieć sięgnęły zenitu trudno znaleźć czas na bieganie. W ubiegłym tygodniu po raz pierwszy w sezonie 2006/2007 pohasałem sobie pięć razy w tygodniu: poniedziałek 70` wtorek 40`środa 60` czwartek wolne/gimnastyka piątek 50` i sobota 80` Piszę w minutach, a nie kilometrach, bo było to łagodne bieeeegaaanieeee. Najbardziej lubię długie spokojne wybiegania, kiedy wyrównuje się oddech, krok i wydaje się, że można by biec, biec, biec i biec….W nadchodzącym tygodniu gorączka przed świąteczna jeszcze wzrośnie ostatnie zakupy, porządki; później przygotowywanie świątecznych smakołyków. Ach, te pierogi, barszczyk z uszkami, karpik, zupa grzybowa,śledziki, no a kluseczki z makiem…..”niebo w gębie” Ale na przygotowanie takich specjałów trzeba czasu , więc chyba jak złodziej będę musiał wykraść tę godzinkę dla przyjemności czyt. biegania. Tak czy inaczej nawet gdyby przyszło wstać godzinkę wcześniej lub położyć się później muszę się przewietrzyć. Na całe szczęście mój „szef kuchni” jest bardzo wyrozumiały i wie jak ważne jest dla mnie bieganie. Zwłaszcza, że po bieganiu mam świetny humor i zapał do roboty,że hej. Z drugiej strony muszę przyznać; lubię z moja lepszą połowa działać wkuchni. Kucharzenie mi się podoba i lubię to prawie jak bieganie. Święta to dla biegacza również swojego rodzaju test na odporność i sprawdzian silnej woli. No,bo tak: tego się spróbuje tamtego uszczknie i wcale nie trzeba się przejadać a na drugi dzień biegnie się ciężżżżkkkkoooo, oj ciężko. W święta tak jak w poprzednie na pewno też gdzieś na chwilkę wskoczę w buty biegowe, bo nie wyobrażam sobie, co by spędzić całe święta za stołem. Kolejna relacja już pewnie po świętach, więc do wszystkich odwiedzających mój blog kieruje powyższe życzenia. Pozdrawiam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz