się dzięki Mateuszowi:) Został syn na "dyżurze" z mamą, a ja poleciałem na stałą przydomową trasę. Po trzech dniach wolnych od biegania spędzonych w domu, w roli pielęgniarza nóżki wariowały he,he... Tempo nierówne, bo cały czas coś pchało mnie do przodu, a ja chciałem spokojnie poszurać nogami;) Przewietrzyć się, odreagować...
Średnie tempo 6:15. Najgorszy czas na kilometr 6:52, najlepszy 5:44. Może dlatego, że obiecałem wrócić za godzinę?
Było super! Tego mi brakowało! Niebieganie mi nie służy. Zawsze po dłuższej przerwie pojawiają się jakieś bóle. Dziś od rana też jak nie kolanka to kostka, potem łydka i kręgosłup. Nabiegałem dziesięć kilometrów i tym samym wróciłem do świata żywych:))
Za jedenaście dni w Pilchowicach Bieg im. ks. K. Damrota. I niestety wszelkie znaki na niebie wskazują, że będę musiał odpuścić tę fajną imprezę:( Cóż hierarchia wartości jest najważniejsza - najpierw rodzina, zdrowie, a potem przyjemności. Na przełomie czerwca i lipca ma być pielgrzymka biegowa do Lublina, lecz z uwagi na poważny uraz uda MLP raczej nie mam szans na udział. Na razie w ogóle ciężko z regularnym bieganie, więc muszę kombinować;)
„Gdy zamykają się jedne drzwi do szczęścia, otwierają się inne; ale często tak długo patrzymy na zamknięte drzwi, że nie dostrzegamy tych, które zostały otwarte.” - Helen Keller
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz