Prawie, lub bez mała;) wydreptałem osiemnastkę na stałej przydomowej trasie:)
Ciężko było:( bo po nocnych opadach deszczu przy temperaturze ponad dwadzieścia stopni na plusie było bardzo parno i duszno. Z każdą kolejną chwilą klara jak to mówią na śląsku świeciła niemiłosiernie. Wypiłem po drodze litr wody, ale na koniec i tak suszyło mnie okrutnie. Po pierwszych kilometrach pomyślałem, że zrobię dwudziestkę. Niestety po dyszce plany zweryfikowałem;) Upociłem się jak mysz przy porodzie he,he... I na koniec marzyłem tylko o zimnym prysznicu. Zdecydowanie jako stary Mors śródlądowy wolę bieganie w niższych temperaturach.
Jednak nie ma gwarancji, że na Marzannie w Krakowie za niecałe dwa tygodnie mimo wieczorowej pory też nie będzie upalnie.
Zatem musowo być przygotowanym na najgorsze;)
Niby *od świętej Hanki zimne wieczory i ranki* Ale wczoraj o północy były dwadzieścia dwa stopnie powyżej zera.
Jakby nie było na wgraną się nie nastawiam hi,hi... Ale na pewno na super wrażenia z biegania po Krakowie po ciemaku;)
„Jeżeli uważasz, że możesz czegoś dokonać albo, przeciwnie, że nie dasz rady - w obu przypadkach masz rację.” - Henry Ford
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz