komfortu było dzisiaj. Przyjąłem wyzwanie Adama - dziesięć kilometrów w mniej niż sześćdziesiąt minut. W deszczu i wcale nie na płaskiej trasie wyszło 10km w 56:09:)
Już dawno się nie ścigałem z samym sobą he,he... Zazwyczaj dycha zajmowała mi ostatnio godzinkę z minutami.
Ale jak Adam pochwalił się, że ma zamiar po zimie pobiec sprawdzian na dystansie dziesięciu kilometrów pomyślałem przydałoby się zobaczyć na co dziadka stać hi,hi... Tym bardziej, że dziś Europejski dzień kontroli prędkości;)
Czas oczywiście niepowalający:( Chociaż nigdy nie byłem zającem, a raczej żółwikiem. Bo zawsze wolę długo i wolno;)
Mój rekord życiowy tuż przed pięćdziesiątką to 44:20. Teraz mam trzydzieści jeden lat na jedną nogę i niestety równia pochyła:(
Prawdę mówiąc, gdy wychodziłem z domu nie planowałem treningu szybkościowego.
Po drodze na "Bałtyk" wiedząc, że dysponuje bardzo ograniczonym czasem wpadł mi pomysł na szybsze przebieranie nogami. Dobieg na drogę prowadzącą do parku Lisiniec tysiąc metrów. Potem cztery dwukilometrowe pętle - w prawo, w lewo, w prawo, w lewo i na koniec niecały kilometr" doróbki" do pełnej dyszki:))
Później jeszcze "kilometer" na schłodzenie i na obiad naleśniki z serem oraz cynamonem:)) Na które solidnie zapracowałem hi,hi...
Cytat dnia:
„Tych rzeczy najlepszych - serca, które nas kocha, słońca, które nam świeci - i tak na własność mieć nie podobna.” - Maria Dąbrowska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz