tygodnie do maratonu:) A w zasadzie dwa, bo ostatni tydzień przed startem to już luz i regeneracja;) W myśl starej zasady maratońskiej czego się już nie zrobiło to się nie nadrobi. Pozostaje więc podtrzymywać "parę pod gwizdkiem" hi,hi...
Dzisiaj z racji wczorajszego Święta mamy poniedziałek w piątek he,he...
Podbiegi miały być w środę, ale jak pisałem pielgrzymi zajęli mi górkę i były przebieżki. Sądziłem, że wczoraj się rozjechali. Niestety na górce nadal namioty. Cóż *jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma* hi,hi...
Zamiast na trawie serię dziesięciu dwustumetrowych podbiegów machnąłem na asfaltówce rozdzielającej parkingi od pola namiotowego;)
Trochę krzywe, ale "ząbki" wyszły he,he... W dodatku w deszczu;) i zaprawdę było kapitalnie:))
Jak zbierałem się do wyjścia widziałem z okna ludzi idących na Jasną Górę pod parasolami. Jednak zanim zegarek załapał sygnał gps już było po deszczu:( Na udeptywaniu stałej trasy pokropiło mnie jak "ksiądz kropidłem" hi,hi... Eee taki deszcz to nie deszcz. W trakcie podbiegów też nie było jakiejś ulewy, ale z daszka czapki zaczęło mi już kapać he,he...
Jak zbierałem się do wyjścia widziałem z okna ludzi idących na Jasną Górę pod parasolami. Jednak zanim zegarek załapał sygnał gps już było po deszczu:( Na udeptywaniu stałej trasy pokropiło mnie jak "ksiądz kropidłem" hi,hi... Eee taki deszcz to nie deszcz. W trakcie podbiegów też nie było jakiejś ulewy, ale z daszka czapki zaczęło mi już kapać he,he...
„Poddający się - nigdy nie wygrywa, a wygrywający - nigdy się nie poddaje.” - Napoleon Hill
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz