dwanaście lat temu w Święto Matki Bożej Fatimskiej zadebiutowałem w Łodzi na królewskim dystansie:)
Byłem wystraszony maratońskim biegiem, bo naczytałem się różnych relacji bardziej lub mniej prawdziwych hi,hi... Ale może to dobrze, bo podszedłem do tego debiutu z ogromnym respektem.
Wybrałem miasto tkaczy ze względu na bliską odległość. Miało być jak najbliżej, gdyby w razie czego trzeba było mnie przyweźć w sosnowej skrzynce;)
Nic z tego! Było cudownie! Obyło się bez przysłowiowej "ściany" i na metę dotarłem w całkiem dobrym stanie he,he... Trzy minutki zabrakło mi do planowanego wyniku 4:30, ale i tak cieszyłem się jak dziecko:)
Mój Mentor Verdi jesienią w Poznaniu, gdy złamałem "czwórkę" powiedział: "Tomasz wtedy w Łodzi pobiegłeś zbyt asekuracyjnie"
Mój Mentor Verdi jesienią w Poznaniu, gdy złamałem "czwórkę" powiedział: "Tomasz wtedy w Łodzi pobiegłeś zbyt asekuracyjnie"
Może i tak? a może nie? Nigdy nie wiadomo coby było gdyby było. Zresztą wynik zawsze dla mnie jest sprawą drugoplanową. Najważniejsze w dobrej formie finiszować na mecie, a nie jak "zombi" maszerować po trzydziestce ze spuszczoną głową. Zresztą mawia się - maraton zaczyna się po trzydziestce hi,hi...
Na razie przebiegłem dziewiętnaście *normalnych* maratonów i prawie tyle samo biegów ultra, czyli takich ponad 42.195km;)
Trzynastka to maja szczęśliwa liczba;) Dlatego dziś ten skromny jubileusz uczciłem jakżeby inaczej he,he... bieganiem:)
Wyszło trzydzieści jeden kilometrów i jak powiedziała mi znajoma biegaczka: "zrobiłeś to po profesorsku z narastającą prędkością"!
Hi,hi... Faktycznie na koniec przycisnąłem i nawet pojawiły się czwórki z przodu;)
Wyszło trzydzieści jeden kilometrów i jak powiedziała mi znajoma biegaczka: "zrobiłeś to po profesorsku z narastającą prędkością"!
Hi,hi... Faktycznie na koniec przycisnąłem i nawet pojawiły się czwórki z przodu;)
Wow, piękne wyniki!
OdpowiedzUsuń