codzienne bieganie na stałej trasie. Nie miałby racji Ktoś kto pomyślałby, że gorsze od tego na zawodach, czy innych "okazjonalnych" biegów. Tym bardziej, że przynajmniej w moim przypadku zwyczajne szybsze przebieranie nogami to osiemdziesiąt procent mojego rocznego kilometrażu.
Uwielbiam biegać spokojnie, na luzie tam gdzie nogi poniosą;) Sztywne ramy planów, założenia, myślenie o wynikach, czasach zabija we mnie radochę beztroskiego hasania;)
Oczywiście zakładam jakieś cele np. maraton. Przygotowuje się, lecz nic na siłę, bez zamordyzmu he,he... Zresztą zawodów też nie traktuję jakby to był koniec świata i po bieganie miałoby przestać istnieć.
Nigdy nie lecę "w trupa" żeby na mecie się pokładać. Bo w imię czego?
Ostatni maraton w Koszalinie nocą pobiegłem w górnej granicy strefy komfortu hi,hi... Aby potem móc normalnie funkcjonować:)
Kiedy po skończeniu królewskiego dystansu truchtałem ze stadionu do hotelu jedna z wolontariuszek zabezpieczających trasę pytała: "jeszcze panu mało? podziwiam!"
Kiedyś usłyszałem, że biegam na zawodach zbyt asekuracyjnie, komfortowo i przy "takim" trenowaniu powinienem mieć lepsze wyniki. Tylko po co? Bieganie to moja pasja i jak to niektórzy mówią filozofia życia. Ta aktywność daje mi wiele radości, zadowolenia, przyjemności i satysfakcji:) Pozwala mi utrzymywać ciało w dobrej formie. Organizm w dobrej kondycji i psychiczną równowagę. Mogę "żreć ciastka" i wytrwale biegać za wnusią hi,hi... A przecież o to chodzi!
Dziś jedenaście kilometrów, które pewnie mógłbym zrobić z zamkniętymi oczami he,he... Bo znam na mojej trasie każdy kamień, korzeń. Dlatego nie muszę się skupiać na obserwacji terenu tylko biegać z głowa w chmurach hi,hi...
Było rewelacyjnie! Pachnie już jesienią. Pod nogami szeleszczą liście i spadła temperatura:)
Koniec sezonu czas powiązać bieganie z regeneracją w zimnej wodzie;)
Koniec sezonu czas powiązać bieganie z regeneracją w zimnej wodzie;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz