dziś od rana do wczesnego popołudnia szesnaście kilometrów he,he... Moja kochana Wiktorka jest niezmordowana;) Jej aktywność nawet dziadka maratończyka potrafi zajechać hi,hi... Ten malutki ludzik ma chyba motorek w pupie he,he...
Dlatego po powrocie z "dyżuru" obiad i drzemka regeneracyjna;) W międzyczasie zgadałem się z Kubą, że pasowałoby wieczorem coś potuptać.
Wyszliśmy dziewiętnasta trzydzieści, ale powietrze wciąż ciężkie:( Nawet nad "Bałtykiem" hi,hi...
Na dreptanych pogaduchach udeptaliśmy skróconą wersję mojej stałej trasy i wyszło prawie dziewięć kilometrów.
Nie wiem czemu, ale po tych szesnastu spacerowania miałem wrażenie, że przebiegliśmy więcej;)
Ten tydzień ma być regeneracyjny i na razie taki jest. Wczoraj po "służbie" u malutkiej dwie godziny lekcyjne gimnastyki, dzisiaj bieganie, a jutro znów luz. W niedziele chciałbym coś szybciej poprzebierać nogami he,he... Lecz bez napinki, spokojnie dla samej przyjemności biegania:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz