w perspektywie pieczenie chleba postanowiłem pobiegać wcześnie rano. Szczególnie, że aura nadal raczej na siedzenie w wodzie, a nie na bieganie he,he...
Wstałem piąta trzydzieści i półgodzinki później leciałem już na Bialską zwaną Aleją Brzozową;)
Dawno mnie już tam nie było:( więc czas zobaczyć "co w trawie piszczy" hi,hi...
Mimo wczesnej pory wśród brzóz na asfaltowym deptaku kilku kijarzy nw. Dalej w Lasku Wilka i bialskich polach więcej niestety spacerujących psiarzy ze swoimi pupilkami niż biegaczy:( Trochę to dziwne, bo pogoda fajna. Lekkie zachmurzenie, niezbyt gorąco +18 i świetne rześkie powietrze po wczorajszym deszczu:) A przecież w ciągu dnia skwar, duchota...
Jeszcze nie tak dawno rano mijałem się tam przynajmniej z kilkoma miłośnikami szybszego przebierania nogami. Cóż wakacje, "sezon ogórkowy" pewnie sporo ludzi wyjechało biegać po plaży nad morzem;)
Pobiegało mi się rewelacyjnie do tego stopnia, że wracając po ćwiczeniach na plenerowej siłowni "zniosło" mnie jeszcze na "Bałtyk" he,he...
Po prawie osiemnastu kilometrach wejście do "Pacyfiku" było fantastyczne:) Popływałem, wymoczyłem się;) aż zaczęło mi burczeć w brzuchu hi,hi...
Jedyny minus porannego biegania to "wilczy" apetyt;)
motto na "łikend"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz