"Bieżnia" co prawda asfaltowa, a nie tartanowa, ale blisko domu na "rzut beretem" hi,hi...
A tory na cekaesie wcale nie takie znowu przyjazne dla kolan jakby się wydawało. Jedyny plus to płaskie czterysta metrów przez całe okrążenie. U "mnie" kółko niecałą setkę krótsze i lekko pochylone;) Co tam dla takiego amatora jak ja, ten nieprofesjonalny obiekt wystarcza he,he...
Zresztą też jestem nieprofesjonalny;) Dziś kiedy kręciłem serię dziesięciu pętelek na przemian szybko - wolno "zajrzał" do mnie znajomy biegacz. Przebiegając wzdłuż ogrodzenia najpierw tylko odwzajemnił pozdrowienie uniesieniem dłoni. Potem jednak wrócił do furtki i dawaj brać mnie na spytki hi,hi... Co słychać, gdzie ostatnio startowałeś? Nie tajemnica, więc się pochwaliłem Cracovią. A jaki czas? Każdy może sprawdzić w wynikach. Lecz, aby zaspokoić Jego ciekawość mówię: pięć godzin dziesięć minut i od razu, coby nie musiał pytać czemu tyle dodałem, że bliski członek rodziny debiutował, więc Mu z przyjemnością asystowałem od startu do mety:) Posłuchał i skwitował: "to nie mógł krewny zabrać się w grupie z jakimś zającem? Przygotowywałeś się po to, żeby bujać z nowicjuszem? Mnie by było szkoda."
Sądząc po minie patrzył na mnie jak na dziwaka he,he...
Kiedy dopowiedziałem na koniec: Tobie może szkoda, ale ja się bardzo cieszę, że mogłem towarzyszyć naszemu Pierwszakowi. Mało tego to był jeden z fajniejszych maratonów:) Poza moim pierwszym, tym z ostatnią życiówką i debiutem Kuby;) Pokiwał głową widać nieprzekonany i rzekł: to jest właśnie amatorszczyzna hi,hi....
Cóż każdy ma jakiegoś bzika i priorytety. Nie szkoda mi żadnego biegu, ani jednego przebiegniętego kilometra. Żałuję tylko, że zacząłem tak późno biegać:(
Jestem amatorszczakiem;) dreptam, tuptam dla przyjemności i kieruję się mottem mojego biegowego Guru Emila Zatopka: "Zwycięstwo (dla mnie wynik;) to wielka rzecz, ale przyjaźń jest rzeczą najważniejszą..."
Zresztą też jestem nieprofesjonalny;) Dziś kiedy kręciłem serię dziesięciu pętelek na przemian szybko - wolno "zajrzał" do mnie znajomy biegacz. Przebiegając wzdłuż ogrodzenia najpierw tylko odwzajemnił pozdrowienie uniesieniem dłoni. Potem jednak wrócił do furtki i dawaj brać mnie na spytki hi,hi... Co słychać, gdzie ostatnio startowałeś? Nie tajemnica, więc się pochwaliłem Cracovią. A jaki czas? Każdy może sprawdzić w wynikach. Lecz, aby zaspokoić Jego ciekawość mówię: pięć godzin dziesięć minut i od razu, coby nie musiał pytać czemu tyle dodałem, że bliski członek rodziny debiutował, więc Mu z przyjemnością asystowałem od startu do mety:) Posłuchał i skwitował: "to nie mógł krewny zabrać się w grupie z jakimś zającem? Przygotowywałeś się po to, żeby bujać z nowicjuszem? Mnie by było szkoda."
Kiedy dopowiedziałem na koniec: Tobie może szkoda, ale ja się bardzo cieszę, że mogłem towarzyszyć naszemu Pierwszakowi. Mało tego to był jeden z fajniejszych maratonów:) Poza moim pierwszym, tym z ostatnią życiówką i debiutem Kuby;) Pokiwał głową widać nieprzekonany i rzekł: to jest właśnie amatorszczyzna hi,hi....

Jestem amatorszczakiem;) dreptam, tuptam dla przyjemności i kieruję się mottem mojego biegowego Guru Emila Zatopka: "Zwycięstwo (dla mnie wynik;) to wielka rzecz, ale przyjaźń jest rzeczą najważniejszą..."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz