co chciałem hi,hi...
Rano w ramach zdobywania sprawności ogrodnika wypad na giełdę kwiatową po pelargonie, a potem obsadzanie skrzynek balkonowych. Po czym jak zwykle, gdy rano nie pobiegam:( a to, a to tamto i nie mogłem się zebrać. Wreszcie powiedziałem sobie dość tego ociągania - wypintalaj!
Zrobiłem "rytualną" rozgrzewkę;) ubrałem biegowe ciuchy i... przyszła burza z deszczem i gradem.
Bieganie w ciepłym, majowym deszczu już mi się marzyło:) Ale pod grom z jasnego nieba wolałem się nie wystawiać. Bo byłaby to zbytnia ufność w miłosierdzie Boże he,he...
Przeczekałem falę i mówię lecę! Po deszczu temperatura wciąż wysoka +20:( Asfalt parował;) i fantastycznie pachniały akacje:) Rewelacja!
Przez Lisiniec dobiegłem na "Bałtyk" żeby na w miarę równej ścieżce zrobić serie przebieżek.
Przy ósmej zaczęło mruczeć i kropić. Pioruny nad trzema gliniankami i przechodzącą linią wysokiego napięcia pomyślałem zbytnie ryzyko trzeba zwiewać. Dorobiłem jeszcze dwie i "w nogi" Przed Kingi przyszło mi do głowy, że dzięki Bogu wstrzeliłem się w okienko pogodowe miedzy dwie burze i wtedy jak przylałooooo he,he...
Biegłem pod deszczowym prysznicem i śmiałem się sam do siebie hi,hi... Aż ludziska chroniący się przed ulewą pod kościołem dziwnie mi się przyglądali;)
Pod klatką wpadłem jeszcze pod daszkiem na sąsiada, Który jak mnie zobaczył ociekającego wodą pokiwał tylko głową he,he... Za to w drzwiach MLP powitała mnie z ręcznikiem w ręku i zapytaniem: "masz coś suchego?" Odpowiedziałem zgodnie z prawda - raczej nie, bo nawet po "klejnotach" mi woda płynie hi,hi...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz