się rano wyleźć z pościeli hi,hi... Obudziłem się o piątej:) pół godziny przed budzikiem i pomyślałem za wcześnie. Drugi raz próbowałem uwolnić się z objęć Orfeusza kwadrans później, lecz coś szeptało mi jeszcze piętnaście minut. Na dobre obudziłem się tuż przed dzwonkiem zegarka, ale jak nigdy nie chciało mi się wstać;) Tłumaczyłem sobie - będzie super, rześkie powietrze dobiega z otwartego na oścież okna, wstawaj, bo potem będziesz żałował! "Walczyłem" ze sobą dziesięć minut he,he... po czym z wielkim trudem zwlokłem się do łazienki. Toaleta, potem kawa i bułka z bananem hi, hi... "Jak sójka za morze" się zbierałem i wyszedłem dopiero 6:30. Już na Bialskiej dziękowałem Bogu za te cudowne dary natury i że jestem tu gdzie jestem:) Aleja Brzozowa w pełnej krasie! Dalej za Sanktuarium Krwi Chrystusa w bialskich polach i Lasku Wilka fantastyczny letni poranek. Cisza, spokój zakłócany tylko śpiewem ptaków:) Zapach lasu, igliwia, szyszek, wilgotnej ziemi... Zieleń wokół i złociste łany zbóż. Rewelka! "Walnąłem" hi,hi... trzy kółka (dobrze, że zabrałem butelkę z wodą;) i wcale nie chciało mi się wracać do cywilizacji he,he...
W drodze powrotnej zaliczyłem jeszcze trochę ćwiczeń na plenerowej siłowni. Lubię po dłuższym bieganiu nieco rozruszać też inne partie mięśni. Szkoda tylko, że nikt nie dba o te sprzęty, nie przegląda i nie konserwuje:( Ze dwa urządzenia już nadają się do naprawy.
Lipiec otworzyłem fajnym półmaratonem, ale najbardziej jestem zadowolony, że nie poddałem się lenistwu he,he...
Lipiec otworzyłem fajnym półmaratonem, ale najbardziej jestem zadowolony, że nie poddałem się lenistwu he,he...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz