Dzisiaj było jedno z takich morsowań. Lód jeszcze zbyt cienki i kruchy, aby po nim bezpiecznie chodzić i wykuć lodową wannę. Nie pozostaje zatem nic innego jak siekiery w dłoń i rąbanie toru wodnego od samego brzegu:( Jeśli jeszcze do miejsca odpowiednio głębokiego jest spora odległość to rąbanie niby cienkiej lodowej tafli w stroju "organizacyjnym" daje popalić hi,hi... O ile górna część ciała od wymachiwania siekierą cały czas się "grzeje" to nogi w wodzie po pewnym czasie robią się sine i kołkowate:(
Dziś biegowo jedynie cztery kilometry na zakończenie wychodzenia z roztrenowania;)

W minionym tygodniu w trzech wyjściach zaledwie siedemnaście kilometrów tuptania i trzy marszu. Ale od jutra powinno być już tylko lepiej. Musi he,he...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz