Dziś dla odmiany, żeby nie było nudno najpierw moja duża pętla lisiniecka i powrót przez "Bałtyk". W parku Lisiniec trzy kółka i przywitanie się z Misiem oraz znajomymi Kijarkami:) Znany z widzenia Pan z psem widząc, że nadbiegam jak zwykle przytrzymał pupila za obroże i "spytał ile już?" Odpowiedziałem zgodnie z prawdą na razie sześć kilometrów. Na to On: "a ile ma być?" Mówię jakieś dwanaście, trzynaście. I tak wyszło!
Bieganie super tylko ta "afrykańska" aura daje popalić! Mało tego w weekend ma być temperatura jeszcze wyższa:(
Myślałem czy nie zapisać się na imprezę rowerowo - biegową w rodzinnym mieście, lecz jak zobaczyłem w regulaminie: START do biegu głównego 12:40!!! to mi się odechciało. W samo południe w odkrytym terenie nad Wartą brrr...
Rozumiałbym o tej porze roku przed południem, albo po południu kiedy słoneczko niżej, ale w południowym skwarze? Chyba, że korytem rzeki hi,hi...

W drodze powrotnej dzisiaj spragniony myślałem tylko o złocistym izotoniku i gdy wpadłem do domu okazało się "mówisz i masz" he,he... Z życzeniami na Dzień Ojca od Mateusza dostałem też beczkę piwa!:)
Zapas "izotonika" bogaty można by jakiś nocny maraton przelecieć hi,hi... a nawet ultra;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz