Po prawie dwóch kilometrach truchtania na Parkitce pit stop;) Na siłowni przy skwerku trochę wygibasów na wahadle, potem wymachy nóg na 'biegaczu' i hajda w las.
Przy Sanktuarium Krwi Chrystusa wyhamowałem. Bo w zacienionej niecce terenu gdzie wilgoć po opadach zawsze utrzymuje się jeszcze długo, długo ptaki świergotały przecudownie :) Słuchałem zauroczony i dopiero po chwili pomyślałem, że mogę włączyć w telefonie filmowanie i nagrać ich śpiew:
Potem dwie pętle jak to drzewiej bywało i wracając wskoczyłem ponownie na wahadło i 'biegacza';)
Wróciłem z drugiej strony i endo naliczyło 16 kilometrów. W całym tygodniu w pięciu wyjściach siedemdziesiąt dwa.
Zawsze poranne bieganie było, jest i będzie najfajniejsze:) Szczególnie o tej porze roku;) Później gdy słoneczko, przypieka i temperatura rośnie szybko w górę ja zimnolubny czuję się jak skwarek podskakujący na patelni cha,cha...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz