było dzisiejsze bieganie:))
Temperatura powietrza +12, pochmurno, wilgotno po wczorajszych opadach deszczu. Bujna kipiąca zieleń, świeże, rześkie powietrze, tumult rozświergotanych ptaków i brak jakichkolwiek odgłosów cywilizacji. Za to uwielbiam te okolice Alei Brzozowej i bialskich pól. Spokojne tempo bez sapania, napinania, czyli na ekonomicznej prędkości he,he...
Nie ja jedyny widać lubię te klimaty, bo przez trzy pętle za Sanktuarium Krwi Chrystusa minąłem się z dwiema biegaczkami, trzema biegaczami i parą Kijarzy;)
Znalazłem kolejną fajną dziewiczą ścieżkę:) Spłoszyłem znów parę zajęcy hi,hi... i w końcówce pomyślałem byłoby super gdyby jeszcze na koniec przypadało. I co? Kto rano wstaje temu Pan Bóg daje:) Wracając zgodnie z zasadą mówisz i masz spotkała mnie przyjemność prysznica z nieba:) Nie jakaś ulewa, oberwanie chmury, ale cieplutki majowy delikatny deszczyk. Może urosnę hi,hi... Uwielbiam bieganie w deszczu! Turlałem się po dwudziestu kilometrach do domu i gęba śmiała mi się od uch do ucha:) Nie dziwie się więc, że przy wrotach cywilizacji koło kościoła św. Krzyża ładna dziewczyna z psem przyglądała mi się podejrzliwie he,he...
W sumie natupałem 22 kilometry, ale radochy i endorfin bez liku:)
W całym tygodniu w pięciu wyjściach sześćdziesiąt pięć kilosów.
Od kilometrażu ważniejsze jednak jest tzw. "ładowanie akumulatorów" które daje siłę do mocowania się z życiem;)
To był naprawdę fantastyczny poranek. Chociaż pod blokiem młody chłopak patrząc jak się rozciągam rzucił: "trenuje pan w taką pogodę?" I szybko dodał: "w sumie ciepło jest, tylko ten deszcz brrr" A ja na to: nie przeszkadza, bo latam między kroplami hi,hi...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz