trochę po *biegowym święcie*:( Nie dość, że trzy dni bez butów biegowych na nogach;) to po entuzjastycznym biegu z Karoliną:-) dziś samotna czternastka w "afrykańskiej" temperaturze:( A ja jestem zimnolubny he,he...
Zawsze po zawodach na drugi dzień staram się wyjść choćby na krótkie roztruchtanie. Sprawdziłem na sobie, że potem łatwiej wchodzi się "na obroty" Niestety tym razem trzy dni postu od biegania i dzisiaj trudno było się rozkręcić;) Mięśnie niby spięte, ale jednocześnie jakieś rozlazłe mało elastyczne... Więc najpierw powoli jak żółw ociężale, ospale hi,hi...wyruszyłem na swoja stałą trasę.
Po dziesionie zjechałem nad "Pacyfik" na poranną kąpiel i schłodzenie;) Odświeżony miałem już wracać, lecz po ochłodzeniu nabrałem dopiero ochoty na bieganie;) Dlatego zrobiłem jeszcze jedno kółko po "Bałtyku" i nawet wracając endo zaliczyło mi najszybszy kilometr hi,hi...
Do soboty temperatura ma osiągnąć rekord jak na nasz klimat i na skali może być powyżej czterdziestu kresek na plusie! A wtedy....
Właśnie, coś smutno. Byłam wczoraj na "Bałtyku" na próżno wypatrując znajomych twarzy. Emocje po połówce powoli opadają i znowu robi się smutno - tak jak to ująłeś Tomku. Może non-stop powinniśmy być w biegu ale to byłoby trudne ;-)
OdpowiedzUsuńNon-stop w szczycie formy być się niestety nie da:( Ale Karolina w biegu możemy być cały czas;)
OdpowiedzUsuń