temu Pan Bóg daje:) Przychylność pogody, moc w nogach i nastrój w sam raz na samotne długie wybieganie;)
Zaraz po siódmej podreptałem na Bialską. Udeptałem trochę ścieżek wokół bialskich pól jak za dawnych dobrych czasów;)
W drodze powrotnej zerknąłem na licznik endo - pokazywał szesnaście kilometrów. Pomyślałem biegnie mi się rewelacyjnie lekko, aura sprzyja... O nie, nie wracam! Kupiłem picie na Wrocławskiej i poleciałem dalej na bieżąco improwizując trasę he,he...
Aha za sanktuarium spotkałem parę którą wcześniej widziałem z wielkim psem. Wtedy pani trzymała psisko za obrożę, więc 'bezpieczny' podziękowałem Jej za ten gest. Teraz szukając psa wzrokiem usłyszałem: "nie widział pan gdzieś jakiegoś psa? uciekamy przed panem, a pan biega i pies uciekł"
Cha, cha... uśmiechnąłem się i w duchu pomyślałem: na szczęście żadnego nie widziałem i nie chciałbym widzieć na mojej drodze;)
Po punkcie nawadniania obrałem kierunek cmentarz komunalny przez giełdę kwiatową. Potem Białostocka, Dobrzyńska, Huculska i "od tyłu" na... "Bałtyk" Pętelka po ścieżce rekreacyjnej na schłodzenie i odnowa w "Pacyfiku". Po dwudziestu pięciu kilometrach dla mięśni i stawów to ulga i kapitalna regeneracja:)
Sobotnie wybieganie bez mała trzydziestokilometrowe. W całym tygodniu siedemdziesiąt kilometrów w czterech wyjściach:)
Niby tak...chociaż ja wolę biegać wieczorem...jakoś klimacik wieczorny mi odpowiada bardziej
OdpowiedzUsuńWieczorem w dobrym towarzystwie też lubię ;)
OdpowiedzUsuń