Dziś rano "najpierw powoli jak żółw ociężale" ruszyłem ospale:( Nogi nie chciały współpracować i miałem wrażenie, że biegnę w miejscu hi,hi...
Wczoraj po czwartkowym wieczornym bieganiu Monika zrobiła krótką przebieżkę z psem piratem. Ja odpuściłem zupełnie i to był błąd. Chodziło mi po głowie potruchtać na "Bałtyk" i w ramach odnowy popływać w "Pacyfiku". Ale niestety nie posłuchałem wewnętrznego głosu:(
Po kilku kilometrach na szczęście ołów z nóg spłynął he,he... i już do samego końca było świetnie:) Chwilami nawet "zaciągałem" ręczny hamulec, żeby mnie nie poniosło;) Zresztą od dawna powtarzam, że po mniej więcej po godzinie biegu mój organizm zaczyna pracować jak dobrze naoliwiona maszyna. Krok dopasowuje się do oddechu, ustala się prędkość ekonomiczna i wtedy mogę biec, biec, biec...
Pogoda na bieganie super! Lekkie zachmurzenie, plus trzynaście stopni, więc nic dziwnego, że co rusz mijałem szybciej przebierających nogami;)
O klimacie i urokliwych miejscach w Lasku Wilka i bialskich polach wspominałem już nieraz. Lecz fantastyczne jest to, że ciągle odkrywam miejsca gdzie oczy same się śmieją:)
Niektóre z tych miejsc są czasowe jak np. pole chabrów na które natknąłem się dzisiaj za sanktuarium:)
Dlatego bardzo lubię tam biegać i polecam te ścieżki innym biegaczom.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz