trochę po ścieżkach wokół glinianek na "Bałtyku" ale załapały mnie ciemności:( Bez czołówki dałoby jakoś radę świecąc oczami;) Niestety widać po zmroku to pora wyprowadzaczy psów bez smyczy:( Trzy razy musiałem opędzać się od burków, które szukały ze mną bliższej znajomości. Przez małego psiaka o mało nie wyrżnąłem orła, ale wkurzył mnie owczarkowaty, który skakał na mnie i rozbrajający głos właścicielki: "proszę się nie bać on nie gryzie tylko chce się pobawić"
Ale ja się nie chcę z nim bawić do ....!!! Wyszedłem pobiegać, a nie zabawiać czyjeś kundle! I współczuję Faciowi od takiego o jasnej sierści, bo woła, wyzywa, gwiżdże, a ten najzwyczajniej ma Go głęboko w d...;)
Chciałem dziś trochę po terenie, ale zrezygnowałem:( i wróciłem do szlifowania miejskich chodników. Które miejscami przypominają lodowisko. Nie posypane wyślizgane na "szklankę" więc parę razy kręciłem piruety, ale obyło się bez słuchania płyt chodnikowych he,he...
Dwanaście kilometrów w nogach i trochę podniesione ciśnienie przez beztroskich właścicieli czworonogów;) Niedługo będzie jak w Indiach... Tam maja święte krowy, a my będziemy mieć święte psy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz