Ubiegłej zimy tylko raz udało mi się na przyprószonej śniegiem trawie zapoznać się z glebą gdy stopy przedłużyłem o deski hi,hi...
Kiedy ogląda się w telewizji relacje z Pucharu Świata to wygląda to bardzo prosto. "Na żywo" trochę gorzej he,he... Chciałem zacząć od chodzenia, lecz mi to jakoś nie szło:( bardziej już truchtanie przy czym największym problemem okazało się zatrzymanie:( zwłaszcza z niewielkiej górki musiałem wyglądać jak paralityk;) No cóż jak podobno mawiają starzy górale:"jak się nie przewrócisz to się nie nauczysz"
Wg. endo zrobiłem dwa i pół kilometra, a" upodliłem się" jakbym"z buta" przeleciał dychę;) Może gdybym przebiegł na nartach tyle kilometrów co przez piętnaście lat do tej pory to nie ćwiczyłbym padów hi,hi...
Przed biegówkami przebiegłem "normalnie" prawie piętnastkę na rozgrzewkę po zakątkach parku lisinieckiego. Spokojne bieganie "po białym" z tzw. *prędkością ekonomiczną* to, to co najbardziej lubię:) Pozwiedzałem zakamarki i sprawdziłem stan morsowiska przed jutrzejsza kąpielą, czyli odnowa biologiczną he,he... Było świetnie! Żałuję tylko, że moja *Bratnia Dusza* nie mogła dzisiaj być ze mną :( Bo napadało trochę białego puchu i niektóre miejsca od razu stały się niezwykle urokliwe. Słowami to jednak ciężko opisać, dlatego polecam kilka fotek z tamtych terenów:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz