
w Szarlejce, a dokładnie czwarta edycja. Dystans dziesięć kilometrów po łąkach, lesie i kawałkiem asfaltu w południe o trzynastej w upale;) Miejscami spod butów biegaczy unosiły się tumany kurzu:( Zaraz po starcie jak zwykle tłoczno. Po dwóch kilometrach "ustaliłem" tempo ekonomiczne he, he... i turlałem się jak zwykle sam. Szybsi z przodu, wolniejsi z tyłu, a ja pośrodku;) Mniej więcej w połowie trasy doszedłem do Roberta Maćkowiaka (Ambasadora Biegu) i Jego kompana. Załapałem się "na kółko" jak mówią kolarze i fajnie pociągnęli mnie do mety:) Dziękuję! Mój stoper pokazał 50:36, a w nieoficjalnych
wynikach wywieszonych po biegu było chyba dziesięć sekund więcej.

Ale z góry nie nastawiałem się na bicie rekordów w takim skwarze. Po
biegu głównym starty dzieciaków i oczywiście dekoracje najlepszych
zawodników. W międzyczasie kiełbaska z rożna, pyszne kiszone ogórki z
fajną bułą od organizatorów i złocisty izotonik już na koszt własny;)
Trochę zbyt długo trzeba było czekać na dekoracje i sporo ludzi
odjechało wcześniej. Ale orgowie oprócz biegu planowali jeszcze inne
atrakcje w ramach festiwalu i chyba dlatego się nie spieszyli. Ogólnie
fajna imprezka, i sympatyczna atmosfera dzięki towarzystwu
zaprzyjaźnionych biegaczek i biegaczy z najbliższych okolic:) W
poprzednich dwóch biegach nie startowałem, lecz brałem udział w
pierwszym Biegu Pozytywnym i widzę, że organizatorzy podnoszą sobie
poprzeczkę. Brawo!
W południe nieco się przypiekłem, więc wieczorkiem spacer nad Adriatyk i pływanie przy księżycu. Ulga dla ciała i przyjemność dla ducha;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz