na III Sandomierskim Sportowym Weekendzie Kwitnących Sadów;) W ramach tej imprezy w sobotę odbywają się biegi dzieci, vipów, dycha, połówka, maraton oraz marsz NW, a w niedzielę Bieg Górski 20km i MTB.
Już w zeszłym roku zaciekawiła mnie ta pozycja w kalendarzu, ale nie dane było mi pojechać;( Teraz decyzja zapadła, a już w piątek wyruszyliśmy w czteroosobowym składzie do królewskiego miasta Sandomierz:)
Edyta z Kubą postanowili sprawdzić się na górskim nordicu;) a ja...
Dwa tygodnie temu biegłem w Warszawie OWM, lecz nie na "zabój" więc stałem przed dylematem połówka, czy górski maraton? Oto jest pytanie;)
Po przejrzeniu opinii o tym biegu na forum trochę się obawiałem hasania po górkach na Takim dystansie. Jednak kiedy Moja Lepsza Połowa powiedziała: "wybierz lepiej połówkę! Ale jak polecisz maraton to będę miała więcej czasu na zwiedzanie" nie było wyjścia he,he..i padło na maraton.
W piątek w Sandomierzu po południu zaczęło padać i padało chyba całą noc. Sobota od rana pochmurno i chłodno, czyli idealna pogoda do biegania:)) Wcześniej bałem się, że może być powtórka ze stolicy i będzie znów gorąco. Zresztą tak zapowiadali w tygodniu synoptycy w wiadomościach meteo.
Przed startem miła niespodzianka:) spotkaliśmy biegających znajomych - sympatyczną parę Beatę i Andrzeja.
Trochę pogadaliśmy, zrobiliśmy pamiątkowe fotki i Andrzej dowiedziawszy się, że startuje w maratonie orzekł: "biegłem ten maraton i to nie jest zwykły maraton uliczny to jest coś więcej!"
START! Ruszamy wokół rynku i ostro w dół po bruku. Potem "kocie łby" parkowe alejki, asfalt i .... góra - dół! Góra - dół he... Trawa, błota, wąwozy, pola, jakiś chyba były PGR. Myślę masakra;( Lecz z drugiej strony fantastyczne widoki ukwieconych sadów! Karłowate drzewka ciągnące się szpalerami hen, hen i góra - dół, góra dół. Zapach wilgotnej po deszczu ziemi, kwiecia i miejscami bardzoooo śliskie podłoże. Przed startem słyszałem rozmowy biegaczy, że jeśli buty to trailowe. A ja przywiozłem swoje prawie jeszcze nowe mizuno, niestety bez agresywnego protektora;( Mimo to dały radę! obyło się bez zaliczenia gleby;) choć kilka razy byłem bliski padu he,he.. Po obiegnięciu sadów kierujemy się do miasta na sandomierski rynek. Tam kończą zmagania półmaratończycy, a my zaczynamy drugą połowę maratonu. Do rynku oczywiście jakżeby inaczej prowadzi długi stromy podbieg;) Potem znów dookoła ratusza i na dół po czym apiać od nowa góra - dół he,he.. Chyba zbyt "poharcowałem" na pierwszej połówce, bo na podbiegach zaczynam czuć wszystkie mięśnie. Jest nas tylko dwudziestu śmiałków maratońskich hi,hi... więc rozciągamy się po trasie. W dodatku trzeba miejscami gdzie nie ma wolontariuszy zwracać uwagę na taśmy oznaczające trasę, żeby się nie zgubić;( Przed sobą widzę białą koszulkę i cały czas próbuję gościa dojść, ale On się też ogląda i to Go mobilizuje do parcia do przodu i w końcu znika;( Sam też widzę z tyłu, że jestem ścigany, więc powtarzam sobie: "możesz więcej niż myślisz" i marzę "dowieźć" lokatę do mety;) Bo wiem już, że mrzonki o zmieszczeniu się w czterech godzinach są niearealne:( Gdzieś na trzydziestym ósmym kilometrze czuję jak mięśnie nad kolanami mi twardnieją i mam wrażenie że odrywają się od kości. Dziwne uczucie? Jeszcze czegoś takiego nie doświadczyłem. Chociaż? Kiedyś na Cracovia Maraton w deszczu było podobnie, ale nie aż tak. "Czuję" prawie oddech rywala za sobą hi,hi... na moment przystaję rozcieram mięśnie, masuję i tuptam dalej. Później na mecie powie mi, że bardzo chciał mnie wyprzedzić, ale jak zobaczył, że na ostatnim podbiegu staram się przyspieszyć to zrezygnował. A ja wtedy od jednego z kibiców dostałem informacje, że jestem dziesiąty i to mnie z kolei dało kopa, żeby się nie dać! Ostatni podbieg! Wydaje mi się jakbym biegł w miejscu he,he... Jeszcze kawałek trochę lawirowania między spacerowiczami i jest meta! Cztery godziny, cztery minuty! Gratulacje od dyrektora biegu, medal, odbiór depozytu, przebieranie i smaczny żurek. Kuba melduje: "w nordicach jest tylko klasyfikacja kobiet i mężczyzn. Edyta jest pierwsza ja drugi! Wow!
Super wiadomość:) Składam Im gratulacje i czekamy na dekoracje. W miedzy czasie zaczynają pojawiać się wyniki i Kuba znów melduje: "Jesteś na pudle! drugie miejsce w kategorii wiekowej M50!". Szczerze mówiąc nie dowierzam. Oglądam tabelę i śmieje się sam do siebie, ale fuks hi,hi... Z wyników dowiaduję się też, że biegacz Którego "goniłem" na ostatnich kilometrach to Przemek ultras z Gdańska. Czekając na dekoracje zastanawiam się, czy jutro
(w niedzielę;) rano zejdę w hotelu z pokoju na trzecim piętrze he,he...
Oficjalne zakończenie, odbieramy nagrody cieszę się z rewelacyjnego
biegu, miejsca na podium:) Warto było się pomęczyć i "upodlić" w
sandomierskich błotach choćby dla zdjęcia z miłą Panią burmistrz dr Ewą Kondek:) na którym promujemy wspólnie nasz klub:))
Po przyjemnym czas na pożyteczne;) czyli zwiedzanie Sandomierza. Jest tam wiele fajnych rzeczy jak choćby podziemna trasa turystyczna, "ucho igielne" Oj, można by machnąć osobny post w tym temacie;) Kapitalne, urokliwe miasteczko i bardzo życzliwi ludzie:) Polecam wszystkim zwłaszcza takim maratończykom jak ja, którzy już jakby stracili pokorę dla tego królewskiego dystansu hi,hi...
W niedzielę obudziłem się o poranku wyspany i bardzo zdziwiony, bo czułem się o wiele lepiej niż po "orleańskim" Mięśnie troszkę bolały, lecz bez problemu schodziłem po schodach;) Gorzej było wysiedzieć w drodze powrotnej w samochodzie he,he... Ale do tego już przywykłem. Dzisiaj w ramach "roztruchtania" przebiegłem dwanaście kilometrów i myślę co by tu pobiegać....
Zdjęcia Andrzej Tomczyk
Brawo Tete!!!! Wielkie gratulacje :))
OdpowiedzUsuń@Ewa dziękuję Ci serdecznie:)
OdpowiedzUsuńRównież przyłączam się o gratulacji!
OdpowiedzUsuńA Ojca Mateusza czasem nie spotkaliście? ;-)
@ dzięki Bartek:) fajnie byłoby się znów spotkać.
OdpowiedzUsuńByliśmy pod domem ojca Mateusza, ale podobno wyjechał;)
Gratulacje! Jak Ty to robisz?
OdpowiedzUsuń@Alu dziękuję! jak to robię? po prostu biegam sobie (nie katuję się morderczymi treningami;) i nie skupiam na wynikach tylko na przyjemności samego biegania:)Pozdrówka i jeszcze raz graty za debiut maratoński:)
OdpowiedzUsuń