odkąd biegam udało mi się w ciągu miesiąca przebiec ponad trzysta kilometrów:) Tak, wiem są biegacze jak choćby nasz ultras darekk dla których to mały pikuś;)
Czasem byłem blisko 286, 289, 291km, ale zawsze gdzieś tych kilku, czy kilkunastu kilometrów brakowało;( Niby nic, ale zawsze jakaś kolejna bariera pękła hi,hi...
W Wielkim Tygodniu w trzech wyjściach nabiegałem pięćdziesiąt siedem kilometrów:) jak na czas przedświąteczny to całkiem nieźle;) Poniedziałek piętnastka i trochę przyspieszeń dla pozimowego odmulenia;) Środa 16 kilometrów i w tym dziesięć podbiegów. Wielka Sobota i tradycyjnie sobotnie spotkanie na Bialskiej, czyli piętnastka po wertepach;) Tym razem jednak kiedy kończyliśmy dojechała na rowerze Monika z życzeniami i czekoladowymi jajeczkami:) Posileni łakociami;) z moim imiennikiem postanowiliśmy towarzyszyć spóźnialskiej, aby mogła nadrobić zaległości he,he... Nie wybraliśmy ponownie stałej trasy, lecz obrzeża Bialskiej z podbiegami i zbiegami;) Było kapitalnie słoneczko przyświecało i wyraźnie czuć było wiosnę:) W sumie wyszło dwadzieścia sześć kilometrów, które przeważyły, że na liczniku pojawiła się trójka z przodu;)
Z racji Świąt Wielkanocnych niedzielne morsowanie przełożyliśmy na "lany" poniedziałek i prima aprilis zarazem. Po pierwszym dniu świętowania pojawiła się masa ludzi spragnionych aktywności fizycznej lub chcących pozbyć zbędnego balastu po niedzielnym świętowaniu hi,hi... W tym roku święta przypominały raczej Boże Narodzenie, bo jak zaczęło sypać w niedzielę po rezurekcji to przestało dopiero na nasze kąpanie;) Tu do wszystkich zarzucających nam, że długa zima to niby przez nas;) Nic z tego poprzedniej niedzieli pożegnaliśmy zimę, lecz ona sobie z tego nic nie robi:) Nie ukrywam, żeby nas to specjalnie smuciło he,he... Jak na śmigus dyngus przystało wody nam nie brakowało, więc tradycji stało się zadość. Tego roku na ulicach jakoś nie było widać polewających się wiaderkami hi,hi... Za to Oleg polewał wiaderkiem i sypał śniegiem z wiadra he,he... Wczoraj w przerębli świętowaliśmy też urodziny jednej z Naszych sympatycznych Foczek! Było gromkie sto lat w "wannie" wyhuśtanie Jubilatki i ciasto ze świeczkami! Wcześniej baraszkowanie z Monią na śnieżnej plaży i jak zawsze moc dobrej energii plus świetna zabawa:) Trafiła nam się w dodatku miła niespodzianka, bo odwiedzili nas Martyna i Paweł członkowie klubu Kaloryfer z Krakowa!
Bieg na rozgrzewkę, morsowanie i każdy z czystym sumieniem mógł wracać do dalszego świętowania;) Więcej zdjęć z wczorajszej zimowej kąpieli można zobaczyć na stronce zmorsowani.blogspot.com lub klikając w powyższą fotkę z lewej strony:)
Teraz trochę biegania i odpoczynku po świętach;), a w sobotę pierwszy start w tym sezonie na połówce w Brzesku! Znając moje szczęście wcale bym się nie zdziwił, gdyby nagle zrobiło się lato;(
:) No mnie na widok morsów zimno sie jednak robi :) Ja czekam na słonko, bo już mam dość tej ciapy.
OdpowiedzUsuńMagda Jesteś bardzo aktywną i wysportowaną kobietą i lubisz wyzwania, więc zachęcam spróbuj, choć raz:) Jak Ci się nie spodoba odpuścisz;( Całkiem inaczej będziesz odbierała zimę:) W niedzielę mieliśmy słonko:)
OdpowiedzUsuńBudzę się dziś rano, patrzę za okno i myślę sobie, że chyba muszę znaleźć dodatkowe powody, żeby na powrót choć trochę polubić zimę. Morsowanie mi imponuje, ale czy kiedykolwiek się odważę?
OdpowiedzUsuńAlu zrób sobie niedzielną wycieczkę i z nami na pewno dasz radę:)Ale ostrzegam! Potem już nie będziesz mogła się obejść bez morsowania:)
OdpowiedzUsuń