W sobotę w samo południe pod stadion podjechałem tramwajem i już z okien widać było ogromny teren wokół stadionu zamieniony w "wioskę" biegaczy;) Z przystanku zapędziłem się do z daleka widocznych dwóch dużych bram z napisem "wejście" Ale to była ściema hi,hi... bo ochrona odsyłała wszystkich naokoło do innego wejścia prowadzącego na teren biura zawodów:(
Zewsząd słychać głosy zachwytu jaką to super orlen zrobił imprezę, ale chyba nie do końca. Na większości maratonów jeśli rejestruję się elektronicznie dostaję "gotowca" kartę zgłoszenia z danymi do sprawdzenia i podpisania, a tutaj musiałem wypełniać formularz co mnie trochę zdziwiło. Albo informacja przy odbiorze pakietu: "do depozytu tylko to co zmieści się w załączonym worku"? /wielkości dużej reklamówki/ hi,hi... Przy rejestracji podawałem rozmiar koszulki i niestety "emek" najbardziej chyba popularnego rozmiaru brak! Po zwiedzeniu stoisk z butami, ciuchami, odżywkami i innymi akcesoriami postanowiłem sprawdzić gdzie będzie start i jak długo zajmie mi rano dojście na start. Więc znowu dookoła stadionu i stamtąd dookoła, bo ochrona pilnowała szczelnie zamkniętej wioski biegaczy. Nałaziłem się sporo i w hotelu zastanawiałem się, czy w ogóle iść na pasta party. W końcu zebrałem się i poleciałem na bieg charytatywny na 3,3km. Potem makaron z sosem i listkiem bazylii;) nie powiem jeden z lepszych jakie jadłem na innych maratonach:) Szkoda tylko, że może wejść zawodnik z bonem na posiłek, a już osoba towarzysząca np. żona nie:( Zawsze jeżdżę na zawody z moim rodzinnym team_em. Przecież gdyby ktoś pomyślał to jeszcze mogliby orgowie dodatkowo zarobić jakby osoba towarzysząca mogła sobie porcje dokupić.
Makaronik w towarzystwie klubowych przyjaciół, pogaduchy, ostatnie porady wzajemna motywacja i trzeba zmykać lulu;)
Poranek słoneczny i zimny, ale od razu wiedziałem, że jak zwykle prognozy o chłodzie się nie sprawdzą;( Zazwyczaj ma być pogoda dla biegaczy i nagle w dniu startu robi się lato. Tak też było tym razem. Już na starcie w słoneczku było bardzo ciepło. W cieniu czuło się chłodny powiew wiatru, ale zdecydowałem się tylko na koszulkę "na ramkach" I dobrze zrobiłem, bo na trasie było gorąco. Słonko grzało jak latem i tak mnie przypiekło, że mam białą koszulkę na ciele hi,hi... Na ramionach i karku jak nic będzie mi schodziła skóra;(
Tuż przed startem miła niespodzianka:) obok rozgrzewa się Ava z mężem Wojtkiem;) wymieniamy kilka zdań i idę szukać toi toja. Owszem wokół stadionu widziałem tych przybytków dużo, ale każdy wie, że dopiero tuż przed startem biegacze mają najczęściej tę potrzebę;) Dlatego w strefie bezpośrednio obok startu kolejki były tasiemcowe;( W dodatku żadnych krzaczków tylko betonowe przed pole stadionu;(
START ruszamy! Myślę sobie wczoraj się nałaziłem i dzisiaj łydki jakieś twarde, bolące, no będzie niewesoło. Wbiegamy na most, a grupa z którą chciałem się zabrać leci jakby za szybko? Pomyślałem, oho! już kiedyś to przerabiałem;( Pewnie zając chce wyrównać starty jakie powstają zaraz na starcie. Odpuszczam lecę swoim tempem:) Pomału i do przodu. Już chyba pisałem, że dopiero po godzinie biegania "maszyneria" zaczyna działać jak dobrze naoliwiona maszyna i zaczyna mi się fajnie biec he,he...
Doganiam baloniki i widzę z boku znajomą twarz:) Zagaduję: 'mamy dwunasty kilometr, więc zostało nam jeszcze tylko trzydzieści' Dorota dziwi się skąd się wziąłem i jak Ją poznałem w tłumie? Trochę lecimy razem, gadamy, ale Ona woli być blisko zająca, a ja wolę z tyłu, bo jest luźniej. Biegniemy cały czas w zasięgu wzroku. Na chwilę "zjeżdżam" do pit stopu i potem muszę grupę "dochodzić" Przyznaje się do mnie blogacz Michał:) więc życzymy sobie powodzenia i lecimy dalej.. Najbardziej denerwuje mnie brak oznaczeń kilometrów. Zawsze widać napisy na jezdni i dodatkowo tablice na słupach, a tu nic:( Wreszcie wracamy "do miasta" - więcej kibiców to biegnie się lepiej. Dostrzegam koszulkę z napisem ROBIN i bardzo się cieszę:)) bo razem debiutowaliśmy na królewskim dystansie w Łodzi w roku 2007 pozdrawiamy się i lecę dalej. Chyba na siedem kilometrów przed metą zauważam tablicę z kilometrami. Dorota coś wspominała, że będzie chciała się w końcówce jeśli siły pozwolą pójść do przodu. Cały czas mam wrażenie, że zajączek leci zbyt szybko. Prawdopodobnie z braku oznaczeń kilometrowych biegnie wg wskazań gps, a to niekoniecznie jest właściwy kilometraż trasy. Na cztery kilometry przed metą myślę biegnie mi się za lekko, więc czas poczuć maraton hi,hi... Ostatnie kilometry lecę jak na skrzydłach he,he... Mijam Tych co zaczęli za szybko;( i zastanawiam dlaczego tak łatwo oddaliłem się od zajączka (chyba kapnął się, że jest za wcześnie i zwolnił;)
Meta - medal, folia, picie. Wielka przestrzeń wioski biegaczy;) w dali widzę namioty. Domyślam się, że pewnie masaże, prysznice. Do hotelu kilka kroków to wybieram kąpiel się na spoko:) Z masaży po maratonie nie korzystam. Po pierwszych kilku korzystałem, lecz kiedyś wyczytałem, że masaż po tym dystansie niekoniecznie jest pożądany. Zmęczone mięśnie mają ponoć mikrourazy i raczej lepsze są chłodne okłady lub polewanie zimną wodą niż masowanie. Zresztą najczęściej to tylko głaskanie i następny proszę. Chociaż gwoli sprawiedliwości przyznaję w Dębnie pani Masażystka przykładała się i widać było, że jest fachowcem pierwszej klasy:)
Aha, przypomniało mi się jak w Kietrzu był masaż przed połówką;) Z ciekawości poszedłem i uczennica studium po wygłaskaniu jednej nogi mówi: dziękuję, na to ja: a druga noga? hi,hi.... Widok Jej miny był bezcenny;)
Nie zwiedzałem wioski biegaczy i dlatego pewnie nie wiedziałem, że podobno serwowano... sałatki??? Gdybym wiedział wybrałbym sałatkę zamiast karkówki w strefie gastronomicznej dla kibiców he,he...
Rozmach może i europejski jak to Ktoś z biegaczy określił, ale dla mnie brak tzw. "ludzkiej twarzy" Tego czegoś co pamiętam z Poznania:) Oczywiście to są tylko moje subiektywne odczucia i ilu biegaczy tyle pewnie opinii. Jednak tam była jakaś rodzinna swojskość. Tutaj owszem uprzejmie, ale bez wrażenia, że to my biegacze jesteśmy najważniejszymi aktorami i ta impreza jest dla nas! Medal, woda, proszę przechodzić dalej, tutaj nie wolno! Odniosłem po dwóch dniach wrażenie, że impreza była zorganizowana dla rozreklamowania sponsora;( nieważne czy to bieganie, czy inne wydarzenie;) Ważne, aby było widać i słychać do znudzenia O.......... A bieganie akurat stało się modne:) A... jeszcze losowanie nagród i cały ten konkurs to porażka:(i kpina w biały dzień.
Dobiegając do mety słyszałem w oddali wielką wrzawę. Za wioską biegaczy ludzie z transparentami. Zdziwiony myślałem ki diabeł? przecież nie mijałem takiej grupy kibiców. Za metą żona uświadomiła mnie, że to akcja protestacyjna pracowników sponsora !!! Tak w sumie to robiliśmy za łamistrajków;(
Wydaje mi się szkoda, że nie doszło do fuzji OWM i MW pierwsi mają kasę, a drudzy wiedzą czego biegaczom potrzeba:) i wtedy może mogłaby stolica przekonać mnie, że ma najlepszy maraton w Polsce.
W sumie mnie impreza nie powala. Bardziej podoba mi się Poznań Maraton, Cracovia lub Maraton Wrocławski. Ciesze się, bo biegło mi się rewelacyjnie:) Czas zrobiłem jak na moje wykształcenie;) bardzo dobry. Zaliczyłem imprezę na której nie byłem, a takie teraz staram się wybierać. Za rok raczej nie wystartuję. Jeśli znów nie pojawi się jakiś "pierwszy" sprawdzę Silesia Maraton, który miałem biec w tym roku, ale odpuściłem na rzecz paliwowego. Niestety na bon paliwowy dla pierwszego tysiąca biegaczy też się nie załapałem, bo przekroczyłem "limit" o ponad trzystu sześćdziesięciu uczestników hi,hi....
***Chyba wyszło "szydło z worka" po co wypełnialiśmy formularze przy rejestracji. Dzisiaj już wydzwaniają i proponują dziesięciominutową ankietę:(
A ja ciągle nie potrafię opisać swoich wrażeń...pozdrowienia i gratulacje:)
OdpowiedzUsuńAgnieszko dziękuje:) szkoda, że w Warszawie nie "wpadliśmy" na siebie;) już bardzo dawno Cię nie widziałem;( pozdrowaśki:)
OdpowiedzUsuńNo brawo, brawo i gratulacje Tete! Fajnie że tak lekko Ci się biegło :) I fajnie było się spotkać przed startem. Zgadzam się że zające przeginały na tym biegu - przynajmniej pani na 3:50.
OdpowiedzUsuńDzięki Ava i gratki dla Ciebie:)dlatego pani sporo ludzi "pogubiła";)
OdpowiedzUsuńGratulacje Tomek! Czytając różne relacje z tego maratonu, mam wrażenie, że szału nie było. Wszędzie piszecie, że niby dobrze, ALE...
OdpowiedzUsuńA na jesień biegniesz jakiś maraton?
szału nie było Kuba;) jesienią? jest mój ulubiony poznański:)marzy mi się komandosa:)kuszą mnie nocną ściemą;) jeszcze nie wiem;) a może pojawi się jakiś debiut;)
OdpowiedzUsuńGratuluje oczywiście udanego biegu. Czytam sobie teraz różne relacje z maratonów, bo sama się do swojego debiutu przymierzam, we wrześniu, w warszawie. Mam nadzieję, że dam radę się przygotować - długa droga jeszcze przede mną. Za to czytanie takich wpisów - bardzo motywujące! Dziękuję!
OdpowiedzUsuńhttp://kilometrynakropelki.blogspot.com/
Ale Ci się lekko biegło! Gratuluję, a czas świetny.
OdpowiedzUsuńA jeśli chodzi o masaże, to słyszałam podobną opinię, że masaż po takim biegu musiałby być zindywidualizowany, bo każdy ma inne mikrourazy, a taka masówka może tylko zaszkodzić. Dlatego nie korzystam.
@km/krop Jeśli tylko zechcesz to się przygotujesz. Wszystko w Twoich rękach (czyt. nogach;)a tak naprawdę to w głowie:) Bo długie dystanse biega się głową i tylko przebiera nogami;)powodzenia;)
OdpowiedzUsuń@Dziękuję Emilio:) szkoda, że było tak bardzo ciepło. Bo może jeszcze ni z tego ni z owego wyszłaby życiówka;(
a myślałem że w Poznaniu wygląda to gorzej a z tego co piszesz jest odwrotnie, może przekonam się na Poznań w tym roku :)
OdpowiedzUsuń@Artur wiesz pewnie ilu biegaczy tyle opinii, na razie Poznań mnie nie zawiódł:)
OdpowiedzUsuńGratuluję udanego startu :-) I oczywiście zapraszamy jesienią do Poznania - w tym roku ja też biegnę ;-) A jeśli nie pozmieniamy planów, to za rok spotkamy się na Silesii :-)
OdpowiedzUsuńA mnie akurat masaże zawsze stawiają na nogi.