W minionym tygodniu zrobiłem ponad pięćdziesiąt kilometrów w czterech wyjściach. Cotygodniowe sobotnie spotkanie biegowe było niesamowite. Padający nad ranem deszcz zamarzał na leżącym śniegu tworząc skorupę. Na Bialskiej ślizgawica i zwisające obciążone zlodowaciałym śniegiem gałęzie. Na polach krajobraz „plastikowo – lustrzany” jak to określił Jaro. Trzask łamanego lodu przez sześć par nóg skutecznie utrudniał pogaduchy, a zamarzający na kurtkach deszcz potęgował uczucie chłodu. Dodatkowo mokry pod lodem śnieg sprawiał w butach „bagno” Było naprawdę ciężko, ale daliśmy radę. Zresztą dla takich wrażeń warto było się pokonać. Dziś „przymusowe” wolne. Nie dość, że kiepski humor, bo bez biegania. To jeszcze Jaq „sprowadził mnie na ziemię” zamieszczając na forum wysokość opłaty za start w 12 godzinnym podziemnym biegu sztafetowym w kopalni soli w Bochni. Marzyła mi się ponowna wizyta „ na dole”, lecz odpuszczam… Wydaje mi się, że tak jak w przypadku warszawskiej połówki tak i podziemnego biegu sztafetowego opłata startowa „odbije się” orgom czkawką. Tak wiem kryzys, trudności z pozyskaniem sponsorów. Tylko, czy kryzys indywidualnych biegaczy nie dotyka?Wszyscy organizatorzy na początku regulaminów piszą: promowanie biegania lub propagowanie biegania jako najprostszej formy ruchu itd. itp. Ale nikt nie pisze: cel- zgromadzenie jak największej ilości środków pieniężnych od uczestników. Dlatego wątpliwa to zachęta i popularyzacja. Niestety takie podstawowe cele zaczynają być podstawą działania organizatorów. Oczywiście nie wszystkich. Nisko kłaniam się za bezpłatne starty Strzelcom Opolskim i Blachowni oraz innym miejscowościom pobierającym rozsądne wpisowe. Nie od dziś wiadomo, że „lepiej się najeść łyżeczką niż nachapać chochlą” Obrońcy windowania opłat startowych pokrzykują: Nikt nikogo nie zmusza do startów! Można nie brać udziału. Owszem można, ale gdzie tu idea propagowania imprez biegowych. Rozumiem mam wybór, kiedy zamierzam iść na zawody żużlowe ( które bardzo lubię) Bilet kosztuje tyle, a tyle nie stać mnie nie idę. I nie mam do nikogo pretensji. Tak sobie organizator zawodów wycenił widowisko i wszystko /nawet człowiek nie czuje jak mu się rymuje/ W przypadku imprez biegowych to My Biegacze jesteśmy głównymi aktorami i jak nie będzie biegaczy to nikt nie będzie chciał oglądać ani słuchać żadnych dyrektorów biegów, oficjeli, sponsorów itp. To my tworzymy wielobarwny tłum, nierzadko:pasjonatów, dziwaków i wszelkiej maści maniaków biegania. Na tę różnobarwną rzeszę składają się ludzie w różnym wieku i statusie społecznym Jest to przegląd całego społeczeństwa:kobiety, mężczyźni, młodzi starzy, mali, duzi, chudzi, grubi, bogaci, biedni itd. Chyba, że bieganie ma się stać jak kiedyś mówiło się o tenisie ziemnym sportem dla elit. Wysokie wpisowe, drogie buty… Na jednym z ostatnich maratonów miałem okazję rozmawiać „przy zupie” z młodym biegaczem. Takim „ę.., ą..” co to ja nie jestem. „Wykład” mi strzelił jak to teraz jest dobrze widziane pokazać się na biegu, bo bieganie jest modne.Ubrany „od stóp do głów” w markowe ciuchy, przybiegł kilkanaście minut za mną. I… najbardziej bolało Go nie to jaki osiągnął wynik, tylko dlaczego jak to określił w tak prestiżowym maratonie bierze udział tak dużo „hołoty” !? „W byle s-hirtach, podartych majtkach i butach z bazaru” Kiedy powiedziałem, że swoje siedem maratonów i dwie setki przebiegłem w czapce z zawodziańskiego rynku za całe 8 złoty, to prychał jak „diabeł skropiony święconą wodą” Jasne, że znam ludzi dobrze sytuowanych, na stanowiskach, którzy są świetnymi biegaczami i porządnymi ludźmi! Ale niestety coraz więcej jest pseudobiznesmenów, nowobogackich du..ów, którzy „przyklejają”się tam gdzie tylko z racji posiadanej kasy mogą się pokazać. Jeśli więc organizatorom będzie zależało na takich „pasjonatach” biegania to wole w tym nie uczestniczyć i biegać sam lub z przyjaciółmi po Bialskiej, nadwarciańskich ścieżkach i „przydomowych trasach” Wielu ludzi uczestniczy w biegach nie dla wyników, ale wspaniałej atmosfery i specyficznego klimatu. Nastrój tworzą jednak ludzie wyjątkowi ! niekoniecznie zamożni. Koniec startów?... Nowy tydzień nowe wyzwania. Właśnie….. Na koniec roku skutecznie zaraziłem się "morsowaniem" i już tęsknię za skokiem do przerębla. Co prawda śniegu nawaliło co niemiara, a lód skuł nasz akwen; Lecz myślę: przebijemy się !, ale o tym następnym razem...
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz