Cały 2009 rok mogę powiedzieć był bardzo udany.Oczywiście tak jak i w ostatnim tygodniu nie zabrakło chwil fantastycznych, ale były też nieprzyjemne. Od środy zastanawiam się; czy my biegacze jesteśmy ludźmi drugiej kategorii ? W przedostatni dzień roku, gdy przebiegałem przez szumnie zwany Park Lisiniec zauważyłem przez krzaki, idącą równoległą ścieżką kobietę. Pomyślałem pewnie zaraz będzie i piesek. W miejscu gdy ścieżki się schodzą obejrzałem się i zauważyłem; że w moim kierunku biegnie ujadając duży pies!. Gdy odwróciłem się do niego, zatrzymał się. Cały czas warczał, szczekał i szczerzył kły. Za moment nadeszła "dama" ze smyczą w dłoni, więc mówię: może by tak pani przywołała psa !? A ona: "nie wiem, czy mnie posłucha, bo to pies z interwencji".. Na to ja: 'powinien być na smyczy'!! "Pan też" ! usłyszałem od... nie, nie napiszę: pani, a tym bardziej kobiety. A określenie przychodzące mi do głowy nie pasuje, by je w tym miejscu zamieścić. Już kilkakrotnie na tym terenie spotkałem się z niemiłym zachowaniem "ludzi" spacerujących z czworonogami. Kiedyś na zwróconą uwagę /gdy pies skakał na mnie/ że powinien być w kagańcu i na smyczy usłyszałem od damulki: "pies musi się wybiegać"! Dlatego sobie myślę: to w takim razie park, czy wybieg dla psów?! Gwoli sprawiedliwości spotykam kilka Osób ze swoimi pupilami, którzy widząc mnie biegnącego; przywołują psy. Niektórzy nawet przytrzymują za obrożę. Zawsze Im bardzo dziękuję, że liczą się z moją obecnością. Sam też jak widzę Pana, którego pies trzymany za obrożę zawsze bardzo się szarpie mając możliwość zmiany kierunku omijam Go szerokim łukiem. Lecz przecież nie mogę przed każdym psem zawracać lub zmieniać trasę. Zastanawiam się czy takie odzywki usłyszałby policjant lub strażnik miejski ? Bo chyba nadal obowiązuje przepis, który mówi, że duże psy powinny być na smyczy i w kagańcu. Poza tym, czy psiarze i biegacze nie mogą wzajemnie się szanować ? Dlaczego my biegacze jesteśmy dyskryminowani ? i mamy mniejsze prawa niż zwierzaki? Przypuścimy, że wyskakuję w tymże parku za krzaków i wrzeszcząc ubliżam samotnie spacerującej niewieście. I co? Straż miejska i policja ściga mnie, żeby postawić przed sądem! Odwrotnie: panie co to za pies ? czyj ? a ma pan dowód, że to ten pies? a znikoma szkodliwość czynu, przecież pana nie ugryzł... itp itd. Na szczęście *po nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój* Prócz środy; w tym tygodniu biegałem jeszcze w poniedziałek, czwartek i jak co tydzień dziś na Bialskiej. W sumie zrobiłem 47 kilometrów. Ponadto od sylwestra •---/•/•••/-/•/--//--/---/•-•/•••/•/--// ;) Już dawno marzyło mi się *to* wyzwanie :) Jednak na serio "zapaliłem się" po serii tekstów i fotek autorstwa *Marysieńki* na forach biegowych i Nk. Potem naczytałem się jeszcze o morsowaniu na morsy.pl i innych podobnych stronach. "Napakowany" teorią rzuciłem nieśmiało hasło w jednym z postów ;) Myśl tę podchwyciła Teresa i jeszcze bardziej mnie zmotywowała. Zafascynowani fotkami z zimowych kąpieli i ciekawymi relacjami Marysieńki powoli „dojrzewaliśmy” do podjęcia tego wyzwania. Oboje jesteśmy maratończykami; Teresa dodatkowo dużo czasu poświęca *rowerowaniu*. O Morsach słyszeliśmy od bardzo dawna. Ale wcześniej kąpiele w przerębli były dla nas czystą abstrakcją :)... Na debiut wybraliśmy sylwestrowe przedpołudnie ( symboliczna data ;) Najpierw był bieg na rozgrzewkę, a potem „inicjacja morsowa” - było fantastycznie :) Największym problemem okazało się wyrąbanie przerębla, ale to również robiłem pierwszy raz…Rewelacyjne pierwsze wrażenia sprawiły, że od razu zgodnie postanowiliśmy: „musimy to powtórzyć„ !!! Biorąc przykład z Marysieńki zachęcamy wszystkich do zaznania rozkoszy w *lodowatej wodzie* ;)
*jestem morsem ;)
*jestem morsem ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz