"Zdrowie tak jak pieniądze zdobywa się w pocie czoła.
A
ktywność fizyczna i przemyślany sposób odżywiania mogą być przyczyną dobrego stanu zdrowia
Nie dlatego przestajesz się bawić, bo się starzejesz. Starzejesz się, bo przestajesz się bawić"


Bardzo proszę dla Kuby mojego kumpla i z góry dziękuje:)

wtorek, 27 października 2009

[196] Czas "lizać rany"...

Uff, udało się zakończyć sezon startów tak jak mi się marzyło ;) ... czyli *kaliską setką*. Mało brakło, by z marzeń były nici. No, ale przecież marzenia się spełniają; Tylko trzeba im trochę pomóc ;) Przed maratonem wrocławskim najpierw zaczęły się problemy z łydką. Potem na tydzień przed startem skręciłem lewą kostkę.  Nie odpuściłem, bo Wrocław był przedostatnim etapem na drodze do Korony Maratonów Polskich. Darowałem sobie Półmaraton Rejów chociaż z wielkim żalem. Patrząc jednak z perspektywy czasu słusznie! Dalej w zasadzie nie trenowałem, tylko "podtrzymywałem" bieganie, bo zależało mi przebiec X Poznań Maraton. Jubileuszowy MP 'poleciałem' z synem Jakubem debiutującym na królewskim dystansie. I tym samym zaliczyłem KMP :) W międzyczasie upłynął termin opłat na supermaraton. Powracające dolegliwości utrudniały podjęcie decyzji: jechać, czy nie jechać na "setkę" ? Świadomy byłem, że przerwany plan treningowy przed *Wrocławiem* to znaczny spadek kilometrażu :( Z drugiej strony obawiałem się, żeby lekceważąc drobne dolegliwości nie zaprawić się na dobre. Po raz kolejny postanowiłem zaufać sobie i "posłuchać własnego ciała" Ból, a ból ? jeśli nie zmusza do przerwania biegu? Nawet w trakcie się zmniejsza - zwalczyć ? pokonać ? Nie kryję; miotałem się. Ale rozmowa z Verdim przeważyła szalę. Napisałem prośbę do Mirzy! i po otrzymaniu zgody opłaciłem start ! Między Poznaniem a Kaliszem dwa tygodnie przerwy i lipa nie bieganie, bo wiadomo jak coś doskwiera... Wcześniej między Wrocławiem , a Poznaniem odstęp miesięczny i też było "obijanie" się. Zacząłem podejrzewać czy, aby te bóle nie są związane z butami ? Nawet zastanawiałem się skoro raz boli, nie boli, znowu boli, że może to działa psychika? Był uraz zaleczył się, ale na sygnał *bieganie* z głowy idzie impuls - ból ! Słowo się rzekło, trzeba jechać... W piątek z Boru i Kubą naszym "serwisantem" ruszyliśmy na Kalisz ! Boru w tym roku nabiegał tyle maratonów, że było jasne; jedzie walczyć o życiówkę ! Ale ja ? Co ja tutaj robię ? Podróż, weryfikacja w Starostwie w Kaliszu / już czuć tę atmosferę :) / Dalej droga do Blizanowa. I zbliża się nieuchronnie "chwila prawdy" ! Wieczorkiem w blizanowskiej szkole (bazie ultrasów) przygotowania na jutro ! Bo start o szóstej, ale wyjazd do Stawiszyna 5:15 ! Rozpakowanie, kolacja, usypiacz ( browar) i lulu :) Sen jak u zająca pod miedzą ! Czwarta zero, zero pobudka szybkie śniadanie przyszykowanie rzeczy na "przepak" w rejonie mety, przy szkole. Dylemat termometr wskazuje 8 stopni, ale mglisto, mokro; Jak się ubrać ? Wybieram ciepłe rzeczy i do autobusu ! Dziesięć kilometrów do Stawiszyna i rynek, senny o tej porze wypełnia się biegaczami :) Jedni leginsy, rękawiczki; inni na "krótko" brrr Dobrze, że posłuchałem naszego serwisanta i wziąłem rękawiczki ! Punkt szósta ustawieni na linii startu odliczamy i  start ! Jeszcze runda honorowa wokół rynku i z powrotem biegniemy do Blizanowa ;) Przed nami "stówka" a wszyscy ruszyli z kopyta ! Widzę, że Macias i Małgosia też z respektem zaczynają, więc zaczynam biec z Nimi :) Za Stawiszynem ciemno, mglisto. Niesamowicie wyglądają błyskające "koguty" radiowozów i karetek zabezpieczających biegaczy. Rozmawiamy, żartujemy; Macias śmieje się i mówi: dobrze, że mamy 'grzechotnika' to się nie zgubimy cha cha... Faktycznie  Gościowi przed nami coś grzechocze w torebce na pasku. Mijamy punkt odżywczy w Jarantowie i kierujemy się dalej do Blizanowa. Po jakimś czasie z przeciwka nadbiegają zawodnicy, którzy dotarli już punktu przy blizanowskiej szkole , zawrócili i biegną przez Jarantów, Brudzew z powrotem do bazy w Blizanowie która jest także metą supermaratonu. Cały dystans kaliskiej setki to wcześniej wspomniany dziesięciokilometrowy dobieg i sześć piętnastokilometrowych pętli. Po chwili widzimy Kubę, który  wybiegł nam naprzeciw by zrobić nam fotki. Wreszcie i my zawracamy w strefie mety i udajemy się na pierwszą pętlę. Nie zdejmujemy ciepłych rzeczy, tylko bierzemy po kubku ciepłej herbaty i w drogę. Na  I punkcie witamy się z dzieciakami i strażakami; znowu herbatka i w drogę. Tym razem postanowiłem będę brał swoje odżywki za każdym pobytem na "przepaku" a na punktach tylko ciepłe picie. II punkt to samo i dalej... Wszędzie na punktach i po drodze ludzie witają nas bardzo serdecznie; Biją nam brawa i dodają otuchy :) Dzieciaki zawsze: dzień dobry i jedno przed drugim chce nam podawać kubki z piciem ;) Bardzo dobrze nam się biegnie ! Macias który ostatnio robił za "zająca" na maratonach kontroluje czas i dowcipkuje :) Świetny towarzysz na taki dystans :) Napotykamy samotnego kibica, a Maciek pyta: "biegł Ktoś przed nami" ?  Tego nie da się opisać :) trzeba było widzieć Gościa  minę ;) Biegniemy pijemy, jemy, żartujemy, biegniemy.... itd itd Na początku przechodzimy do marszu tylko przy punktach, potem dokładamy jeszcze chwile między nimi. Po dwóch pętlach zmiana ciuchów na lżejsze, choć i tak cały czas jest dość chłodno. Zwłaszcza w jednym miejscu między polami  dokucza zimny wiatr. Każdą zaliczoną pętlę zaczynamy czuć w nogach. Na 55 km zmieniamy buty i skarpetki. Wow ! dużo lepiej ! Przed nami jeszcze maraton z hakiem ! Po następnym kółku ubieram się cieplej i dobrze , bo znowu robi się chłodno. Maciek za serwisanta ma małżonkę, która robi może, żeby Mu pomóc. W między czasie  dogaduje się z Jaremą, Ten obiecuje, że  ostatnie kółko zrobi z nami ( poza konkursem ) Biegniemy, żartujemy, .... Macias zagaduje strażaków o pojedynek Adamek - Gołota; co rusz na pętli spotykamy Małgosię i Wasyla. "Pstrykają" nam  fotki i dopingują ! Dla mojego partnera to już trzeci start w  supermaratonie. Dwa lata temu zrobił 55 km i w ubiegłym roku 70 kilometrów. Wg regulaminu można zakończyć start także po 85 km. Teraz zdopingowany przez kolegów  Maciek postanowił nie schodzić po pięciu pętlach tylko "iść na całość" Ja w tamtym roku w debiucie zrobiłem "setkę" w dwanaście godzin pięćdziesiąt trzy minuty. Ale miałem wtedy sporo nabieganych wcześniej kilometrów na treningach. Teraz marzyła mi się po cichu życiówka, ale brak długich wybiegań nie dawał nadziei. Ostatnie kółko we trzech było najlepsze. Maciek widać, że był naprawdę dobrze przygotowany bo ciągnął do przodu tak, że z trudem dotrzymywałem  Mu już kroku. Na ostatniej piątce wyprzedziliśmy trzech biegaczy, którzy zaczęli zbyt szybko. Dobrze, że Jarema miał czołówkę, bo podobnie jak rok temu kończyliśmy już po ciemku. Przed samą metą radocha, bo wiedziałem już, że będzie życiówka ! Na ostatnich metrach moi towarzysze "niedoli" poderwali się, żeby jeszcze wyprzedzić jednego ultrasa ! Ja już odpuściłem, nie chciałem ryzykować jakiejś przypadkowej kontuzji. Byłem bardzo zmęczony, ale szczęśliwy !!! Zaliczyłem kolejną "stówę" poprawiłem czas; mimo wielu przeciwności dałem radę, nie poddałem się, spełniło się moje marzenie... Oczy ... wilgotnieją ;) Meta !!! 12: 41:24 wiem, że dla wielu biegaczy to  żaden wynik. ;) Gratulacje od Kuby, Mirzy, Marka, Maćka i wielu innych ludzi ! Medal zawieszony na piersi, wspólne zdjęcia ....
 
Dla takich chwil warto walczyć z przeciwnościami i własnymi słabościami. Potem kąpiel, masaż, kolacja, uroczyste zakończenie, dekoracje najlepszych, piwko i lulu. Wcześniej przestawienie zegarka na czas zimowy. Pomimo zmęczenia sen niespokojny, nogi bolą, oj bolą, ale mają prawo... Ale co tam ukończyłem SUPERMARATON po raz drugi ! Rano śniadanie i do domu. Gratulacje od żony. Po części to też Jej zasługa ! Aprobuje moją pasję, znosi ciągłe treningi, jeździ ze mną na zawody. Ba ! Dopinguje mnie, przygotowuje wyjazdy, szuka noclegów, połączeń .....  Teraz czas "leczyć rany"... Roztrenowanie, regeneracja, odpoczynek. Potem biegam dalej; przecież jestem uzależniony.... 



42 km to jest wydaje mi się niesamowicie długim dystansem. ...

... Ale 100 KM ? To już szaleństwo ;). To jest naprawdę zarezerwowane dla największych twardzieli. I ty nim na pewno jesteś. Serio, podziwiam cię.  Pozdro i ...

nene15@onet.eu 2009-10-28 17:24

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szukaj na tym blogu:

Translator

...łuk mój kładę na obłoki, aby był znakiem przymierza między Mną, a ziemią..." Rdz.9,13

...łuk mój kładę na obłoki, aby był znakiem przymierza między Mną, a ziemią..." Rdz.9,13