bardziej niż poprzednimi razy... Przed żadnym z poprzednich sześciu maratonów nie nie 'targało' mną tyle dolegliwości. Poniedziałek jeden z ostatnich treningów przed Maratonem Wrocławskim... Jedna z ostatnich przebieżek; moment, trach i noga skręcona w kostce !!! Ostatnimi czasy borykałem się z prawą łydką, teraz przeszło! Chyba zgodnie ze starą indiańską zasadą; "jak chcesz, by przestał cię boleć ząb, walnij się w palec"!! ! A tak świetnie układały się przygotowania do tego maratonu; fajny plan, motywacja, chęci i siła do treningów...
W środę po maratonie w Dębnie idąc do szpitala, by usunąć pęcherzyk żółciowy; powtarzałem sobie: .. "maratończyk nigdy się nie poddaje"... Kładłem się z nadzieją, że do września dojdę do "siebie" i zaliczę (4/5 KMP) Wrocław Maraton...Trzy dni po klasycznym zabiegu wychodząc do domu wdzięczny byłem Bogu i Ludziom w białych fartuchach, że tak szybko i sprawnie to poszło. Obiecałem nawet na odchodnym, że następny maraton zadedykuję Im:) Rekonwalescencja przebiegała znakomicie, a rana goiła się wg przysłowia: "jak na psie" :) Na początku czerwca wystartowałem już w zawodach i to nie tylko na zaliczenie... Tuż po operacji marzyłem jedynie, aby Wrocław ukończyć; bez względu na czas... przebiec !!! Potem jak to mówią "apetyt rósł w miarę jedzenia" więc zaświtała mi w głowie myśl, przecież mogę ponowie powalczyć o złamanie 3:45 :) Teraz zostałem... "sprowadzony na ziemię"...A w planie jeszcze Poznań z Kubą w debiucie.. I ... . Smaruję, okładam, masuję, smaruję, masuję... Jest lepiej i znów odzywa się łydka... Więc co???... No...*Maratończyk nigdy się nie poddaje*... Jadę do Wrocka......42,195 :)
W środę po maratonie w Dębnie idąc do szpitala, by usunąć pęcherzyk żółciowy; powtarzałem sobie: .. "maratończyk nigdy się nie poddaje"... Kładłem się z nadzieją, że do września dojdę do "siebie" i zaliczę (4/5 KMP) Wrocław Maraton...Trzy dni po klasycznym zabiegu wychodząc do domu wdzięczny byłem Bogu i Ludziom w białych fartuchach, że tak szybko i sprawnie to poszło. Obiecałem nawet na odchodnym, że następny maraton zadedykuję Im:) Rekonwalescencja przebiegała znakomicie, a rana goiła się wg przysłowia: "jak na psie" :) Na początku czerwca wystartowałem już w zawodach i to nie tylko na zaliczenie... Tuż po operacji marzyłem jedynie, aby Wrocław ukończyć; bez względu na czas... przebiec !!! Potem jak to mówią "apetyt rósł w miarę jedzenia" więc zaświtała mi w głowie myśl, przecież mogę ponowie powalczyć o złamanie 3:45 :) Teraz zostałem... "sprowadzony na ziemię"...A w planie jeszcze Poznań z Kubą w debiucie.. I ... . Smaruję, okładam, masuję, smaruję, masuję... Jest lepiej i znów odzywa się łydka... Więc co???... No...*Maratończyk nigdy się nie poddaje*... Jadę do Wrocka......42,195 :)
| |||||||||||||||
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz