Dałem radę !!!:) na przekór przeciwnościom losu przebiegłem 27 Wrocław Maraton i nawet udało mi się zmieścić w czterech godzinach:) A więc do Korony Maratonów Polskich potrzebny mi już tylko 10 Poznań Maraton:) hmm... jubileuszowy, fajnie się składa;) Kiedy w poniedziałek przed maratonem skręciłem kostkę z prędkością światła przeleciała mi przez głowę myśl:"nie teraz !!! no to koniec marzeń o koronie"... Po dotarciu do domu od razu przystąpiłem do zabiegów - zimne okłady, smarowanie, masowanie... i tak w kółko ;) Dodatkowo Verdi udzielił mi kilku bardzo cennych wskazówek i podbudował psychicznie twierdząc stanowczo: *Tomasz dasz radę !!! Masz jeszcze prawie tydzień !!! tylko intensywnie się rehabilituj !!! * Niby po urazie stawu skokowego łydka popuściła, ale gdzieś w głowie 'gnieździła' się świadomość, że odezwie się podczas maratonu ! W czwartek pomimo opuchlizny postanowiłem więc przełamać wewnętrzny opór i zrobiłem sobie siedmiokilometrowy trucht. Oczywiście cały czas nie dopuszczałem opcji odpuszczenia wyjazdu do Wrocławia. *...maratończyk nigdy się nie poddaje...* W sobotę z rana przed wyjazdem poczułem wielką ulgę; kostka opuchnięta, ale boli tylko przy przekrzywianiu stopy, łydka OK. We Wrocku spotkałem się z Zabieganymi i innymi"współtowarzyszami walki" na królewskim dystansie ;)Później pasta party; Trochę przeszkadzały zbytnio nagłośnione występy sceniczne; Człowiek własnych myśli nie słyszał, a żeby pogadać ze znajomymi trzeba było się przekrzykiwać ;)Wieczorem obejrzeliśmy pokazy słynnych już wrocławskich fontann - Muzyka, lasery, kolorowe światła - naprawdę kapitalna sprawa. Można by nawet przyjąć, że to dobry trening mentalny przed bojem z własnymi słabościami ;) W niedziele rano msza święta w kościółku... (dobry znak:) Matki Boskiej Częstochowskiej i na stadion !!! Już w drodze na start na ulicach widać było sporo ludzi w sportowych strojach nawet z przypiętymi numerami startowymi :)! W tramwaju to samo !;) Naprawdę czuć /nie biegaczy;)/ tylko atmosferę święta biegowego :) W miasteczku maratońskim temperatura bliska wrzenia :) Komunikaty spikera, wspólna rozgrzewka i rzesza biegaczy - niezwykle miły widok dla oka :) Zrobiliśmy klubową fotkę i czuję... :( odzywa się kostka, za chwilę łydka... Fakt trochę sobie w sobotę połaziliśmy ... Więc nawet specjalnie się nie rozgrzewam tylko przeciwbólowa dawka forte i na start ! Zaczęliśmy z Manitou bardzo wolniutko, bo Jego z kolei "dręczy" achilles. Zaraz na pierwszych kilometrach musiałem na chwilkę "opuścić" trasę i Manitou mi odszedł. To jest niesamowite; wystarczyła dosłownie chwilka i patrzę, a mój kolega jest hen hen... Pomalutku, pomalutku Go dochodzę, ale mówi: "leć swoim tempem, ja będę starał się dobiec 'Galoweyem' albo poczekam na Tusika co prowadzi grupę na 4:30" W oddali widać pomarańczowe baloniki, więc pomyślałem sprawdzę co to za grupa ?, na jaki czas ? Po drodze niespodzianka z chodnika pozdrawia nas i zagrzewa do walki super-maratonka Marysia Kawiorska ! Dziś "po drugiej stronie" ale jest nami ! Brawo! Powoli odległość do baloników maleje i za jakiś czas ląduje między *czwórko-łamaczami* A wśród Nich znajduje 'bratnią duszę' Zabieganego Madminstrela :) Mad mimo, że debiutant i też zmagający się z bólem łydki "łyka" kolejne kilometry jak stary maratończyk :) Bardzo mi zaimponował i jestem dla Niego pełen podziwu !! Na punktach odżywczych w tłoku zawsze szukał mnie, żebym się nie zgubił ;) Na rynku czeka na nas niespodzianka MLP 'strzela' fotki :) Bardzo podobała mi się umundurowana grupa dopingująca na rowerach:) byli na całej trasie, okrzykami: do boju !!! dacie radę !!! dodawali otuchy biegaczom. Szkoda, że nie znaleźli uznania w oczach komisji nagradzającej grupy dopingowe. Zasłużyli sobie na nagrodę! I to nie tylko moje zdanie ! Po rozdaniu nagród podziękowałem Im dodając, że odwalili kawał porządnej roboty :)A na trasie jak zwykle na początku gwarno od rozmów, a potem w miarę jak przybywa kilometrów coraz ciszej i tylko momentami Ktoś rzucał:'daleko jeszcze?' ;) Popijanie, podjadanie, uśmiechy do obiektywów, podzięki kibicującym i bieg, bieg, bieg... Na trasie spotkaliśmy jeszcze Waldka, który jednak nie 'zabrał się' z nami. Gdzieś po trzydziestym kilometrze środki przeciwbólowe przestały działać i zaczęły się "schody" ;) Zacząłem więc w główce kombinować jak zwolnię to będę się dłużej męczył ;)a tak może uda się mieć 'trójkę' z przodu;) Niestety kilka kilometrów przed metą "autobus" z napisem 4:00 zaczął odjeżdżać i musiałem Go samotnie mozolnie gonić; mijając po drodze Tych którzy zaczęli zbyt szybko;) Nagle orzeźwił mnie głos fotografa: "jeszcze chwila koncentracji i czas poniżej czterech godzin"!!! Drugi zastrzyk energii otrzymałem przy bramie stadionu kiedy Sopel krzyknął: *cześć tete, dawaj dawaj;* czy coś w tym rodzaju !! ;) Nabrałem animuszu i na finiszu jeszcze Kogoś 'łyknąłem' ;) Widok mety sprawił mi ogromną radość, podobną jak podczas debiutu maratońskiego :)) *zrobiłem TO !!! dałem radę !!!* nie poddałem się !!!* :) Medal, pakiet. Stoję trochę oszołomiony z medalem na szyi, kostka pulsuje...w głowie też.. ;) Tak szczęśliwy nie byłem nawet na Cracovia Maraton 2008 gdzie wywalczyłem życiówkę 3:48:.. Gratulacje od MLP przywracają mnie do rzeczywistości idę na masaż. W kolejce jest Mad gratuluję Mu udanego debiutu i świetnego czasu. Czekając popijam 'złocisty izotonik' i składam słowa uznania naszemu kolejnemu debiutantowi Kossakowi. Bowiem dowiaduję się, że obaj z Bemem wykręcili czasy poniżej 3:30!!! No, ale to przecież jedni z naszych klubowych ścigaczy ! Przed startem nic głośno nie mówiłem, co by nie zapeszyć, ale byłem pewny, że dadzą czadu! Dzięki możliwości *śledzenia* nas on-line błyskawicznie dostaję sms-a od Verdiego z gratulacjami !! Następnie posiłek, losowanie nagród w tym samochodu; I tu gula mi skoczyła kiedy prowadzący wywoływał: samochód wygrał Tomasz !!!.. numer startowy ... czterocyfrowy wow to niestety nie ja ;) Na koniec trafił mi się jeszcze 'komplement' na przystanku przy stadionie młoda mama mówi do dziecka patrząc na mnie; zobacz ten pan też biegł w maratonie. I do mnie: jaki pan miał czas? Mówię 3"58. Ona na to: nasz tata 2"40! O to świetny biegacz mówię; musicie tatę mocno uściskać ! bo to ścigacz nie to co ja! Na to mama; chciałbym w pana wieku przebiec w takim czasie maraton ! Oponuję :) nie, nie, nie jestem taki stary, mam dopiero 25 lat (na jedną nogę:) śmiejemy się! ładując do tramwaju pełnego rozdyskutowanych maratończyków :) Droga powrotna pociągiem z MLP w towarzystwie Kossaka i Jego Lepszej Połowy - Ewy minęła na rozmowach o ... bieganiu oczywiście :) W poniedziałek miałem się roztruchtać, ale za wzorowe zachowanie kostki na maratonie nagrodziłem ją jednodniowym urlopem okolicznościowym :) We wtorek luźne siedem kilometrów na dobry początek, a w środę jak to mawia Verdi 'wygibasy' czyli gimnastyka. Cztery piąte operacji KORONA wykonane... Teraz PO....ZNAŃ!
| |||||||||||||||||
| |||||||||||||||||
| |||||||||||||||||
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz