"Zdrowie tak jak pieniądze zdobywa się w pocie czoła.
A
ktywność fizyczna i przemyślany sposób odżywiania mogą być przyczyną dobrego stanu zdrowia
Nie dlatego przestajesz się bawić, bo się starzejesz. Starzejesz się, bo przestajesz się bawić"


Bardzo proszę dla Kuby mojego kumpla i z góry dziękuje:)

wtorek, 4 marca 2008

[119] To się nie da opisać...

to trzeba przeżyć !!!! Boru napisał na forum:-"jeśli są zapisy na następną edycje to ja się już zgłaszam" No, to jest nas już dwóch! Wrażenia naprawdę niesamowite. Spróbuję coś napisać, ale boję się, że nie potrafię przekazać panującej tam atmosfery, klimatu, emocji  oraz trudu, zmęczenia. A także walki nie tylko z rywalami; lecz własnymi słabościami......
W piątek po południu kierunek Bochnia. Dzięki Boru byliśmy tam szybko i wygodnie. Wieczorem  ładnie oświetlony szyb Sutoris niczym latarnia morska wskazywał nasz cel! Na miejscu krótkie sprawdzenie i zjazd dwupoziomową klatką na dół. Następnie wybranie miejsc noclegowych i weryfikacja sztafety - pobranie czipów, numerów startowych. Cały podziemny kompleks robi wrażenie; wielkie piętrowe łoża, sala gimnastyczna, bar, sklepik z pamiątkami, plac zabaw dla dzieci, sala jakby kinowo-dyskotekowa i fantastyczna zjeżdżalnia;) W sobotę wczesna pobudka, śniadanie i przygotowanie do startu. 9:30 przejście na wyższy poziom po 306 schodach, krótka odprawa, start honorowy- otwarcie imprezy. Tuż przed dziesiątą pierwsze zmiany udały się do wyznaczonych stref, a pozostali do strefy zmian. O 10:00 na sygnał syreny zawodnicy rozpoczeli bieg a duży świetlny zegar odliczanie wsteczne. Przez moment jak zobaczyłem 11:56:30 pomyślałem  - przecież to jeszcze pół doby!!!! Wcześniej ustaliliśmy, że biegamy po dwa kółka czyli 4820 metrów. Po dwóch godzinach pojawiły się pierwsze wyniki; szukamy, szukamy się.....uff 36 miejsce! Potem stały rytuał: bieg najpierw w kierunku "zimnego" szybu /*pod wiatr*/ nawrót i bieg przez strefę zmian, kaplicę świętej Kingi z lekkim podbiegiem w drugą stronę chodnika; nawrót.... jeszcze raz to samo. Po zmianie zejście schodami na dół do miejsca zakwaterowania. Przebranie się troszkę rozciągania i oczywiście picie i podjadanie. Po kilku godzinach działaliśmy już niczym dobrze wyregulowana maszyna; wyjście na górę, bieg, zmiana, zejście na dół odpoczynek i od nowa do góry......... Co pojawią się nowe wyniki wszyscy wypatrują  32 lokata, 29, 30, 29....
          
Mniej więcej w połowie "szychty" nasz kapitan Verdi /najbardziej doświadczony biegacz/ zaproponował, że pociągnie trzy kółka. Wiec pozostali będą mieli trochę dłuższą przerwę i każdy będzie mógł spokojnie zjeść coś ciepłego, aby zachować siły do końca' Po jakimś czasie po raz kolejny verdi dał nam odsapnąć i kiedy na zegarze pojawiła się jedynka z przodu emocje sięgnęły zenitu!!! Szybka narada i decyzja po kółku i zmiana. Ostatnią zmianę verdi pobiegł na maxa (w niecałe dziesięć minut), po nim Boru też pociągnął tak, że niewiele brakło,  a końcowa syrena złapałaby Go w strefie zmian. Już prawie finisz, a nie wspomniałem o naszym kamracie Manitou. Chociaż w zgłoszeniu był rezerwowym /zastąpił chorego Bema/ i nie ma swoim koncie nawet półmaratonu, pokazał charakter. Wszystkie swoje zmiany pobiegł równo i szybko. Dlatego należy Mu się specjalne uznanie. Swoją drogą bardzo współczuję Bemowi i życzę zdrówka:) Tuż przed 22-ą w strefie zmian, zrobiło się tak tłoczno jak na początku. A końcowe odliczanie ostatnich dziesięciu sekund to......??? Nie wiem; chyba euforię  można tylko porównać do tej jaka panuje podczas startu, a raczej lądowania promu  kosmicznego Columbia w Hiuston!!!!!!;)) Po zakończeniu biegu niecierpliwe oczekiwanie na wyniki!! W międzyczasie już na spokojnie spóźniona kolacja, złocisty izotonik i .... wymarzony prysznic!!!. Aha, pokopaliśmy trochę piłkę, pocykali fotek na pamiątkę; no i czas lulu. Już miałem wpaść w objęcia Morfeusza; ostatnie sprawdzenie- są wyniki. Ponad 150 km, 62 kółka i 30 miejsce w klasyfikacji. Rewelacja nie spodziewałem się!!!!!Chociaż; nawet gdyby okazało się, że jesteśmy niżej sklasyfikowani byłbym równie szczęśliwy. Atmosfera tej imprezy, wspaniała relacja w gronie sztafety oraz z innymi towarzyszami "niedoli" łączy ludzi nicią przyjaźni i sprawia, iż TAKICH CHWIL SIĘ NIE ZAPOMINA!!! Wow, można by jeszcze wiele napisać. Łapię się, że zapomniałem o tym, o tamtym. Nie wracam jednak, bo zajęłoby mi to pisanie czas do..... przyszłej edycji podziemnego biegu , a tu chce się biegać..... Oczywiście odpocząć też trzeba, bo już niecałe dwa tygodnie i kolejna super biegowa impreza u Jacka Chudy w  Blachowni.......

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szukaj na tym blogu:

Translator

...łuk mój kładę na obłoki, aby był znakiem przymierza między Mną, a ziemią..." Rdz.9,13

...łuk mój kładę na obłoki, aby był znakiem przymierza między Mną, a ziemią..." Rdz.9,13