mnie pokropił i osuszył wiater hi,hi...
Przez cały dzień pochmurno, ale bez opadów. Za to jak tylko ruszyłem spod domu zaczęło kropić he,he... Przy temperaturze piętnastu stopni plus i ciuchach *na krótko* bieganie rewelka:) Z początku padało lekko, lecz na Huculskiej przypadało dość solidnie;) Dla "to za mało, żeby mnie to załamało" hi,hi... Tym bardziej, że uwielbiam bieganie w deszczu:))
Dycha na stałej przydomowej trasie.
Świetnie było!!! Nogi same rwały do przodu, aż chwilami musiałem zaciągać "ręczny hamulec" he,he...
Na Lwowskiej znowu "bliskie spotkanie". Z tej samej co kiedyś posesji z jazgotem leciał w moją stronę ryży kundel. Tak jak poprzedni wyciągnąłem rękę w kierunku budynku za płotem i wydarłem się - do domuuuu!!! Znów jak poprzednio wyhamował w bezpiecznej odległości podwinął ogon i poszedł hi,hi... Wydaje mi się musowo miał w przeszłości chyba przykre doświadczenie.
Na klatce jeszcze suczka sąsiadki też ruszyła do mnie ze szczekaniem, ale chyba się wystraszyła, bo zazwyczaj jest bardzo bojąca. Na smyczy zawsze jest prowadzona, więc nie groźna;) ale i tak mówię: tyle czasu się znamy i jeszcze na mnie warczysz "kobito" he,he...
Pobiegane, czyli aktywność fizyczna zaliczona. Teraz bierne choć nie do końca;) sportowanie tzn. kibicowanie na meczu Raków - Sporting. No to lecę na transmisje;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz