wieczorem biegałem w sobotę. Wcześniej oddawałem się drugiej mojej pasji pieczeniu domowego chleba. Tym razem robiłem eksperyment z czarną soczewicą i wyszedł pszenno orkiszowy *piegus* hi,hi...
Niedziela wolna od biegania na rzecz zabawy z wnusią Wiktorką:)) Dzisiaj znowu upalne lato he,he... i "wypełniony po brzegi" plan dnia, więc szlifowanie asfaltu na *moim* stadionie po ciemku. Dosłownie, bo nie ma tam oświetlenia. Jednak po pewnym czasie wzrok się dostosowuje i wszystko widać;)
Planu nie było, ale wyszedł bieg z narastającą prędkością na dwunastu okrążeniach po siedemset pięćdziesiąt metrów każde.
Wieczór, a na termometrze jeszcze około dwudziestu stopni plus. Potrzebowałem dzisiaj miejsca, żebym mógł się *wyłączyć*. Nie pilnować trasy, nie uważać na światła i ten cały miejski ruch. Dlatego po kilku rundach wpadłem w trans;) i chociaż nogi przebierały to byłem jakby nieobecny hi,hi...
Tego mi było potrzeba! Fajnie sobie wytuptałem prawie jedenaście kilometrów i oczywiście wróciłem do rzeczywistości he,he...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz